ANKA
czyli „doktorowa”
Kiedy umierają poeci, ludzie
nie zawsze płaczą. Ale zawsze płacze Niebo. Z Anią rozmawiałem
22 września, kilka dni przed Jej śmiercią. Miałem przyjechać,
przywieźć jabłka, natkę pietruszki i buraczki – wszystko bez nawozowe, niczym nie pryskane, zdrowe, ekologiczne... Podkreślała,
jak dobrze się czuje i że „idzie ku dobremu”. Zuch Dziewczyna! Trzy dni później
odeszła.
Trudno pisać o kimś, kogo się
znało bardzo dobrze, kogo się lubiło i szanowało. Trudno pisać,
bo jak, o czym? O Jej wieloletnich zapasach z tą śmiercionośną, nieustępliwą chorobą? Nie chciała o tym
mówić i nie mówiła, więc i ja nie będę.
Nie umiem układać pożegnalnych mów o bliskich, ważnych dla mnie Osobach. Nie umiałem sklecić słowa po śmierci Osvaldo Soriano, Mietka Czychowskiego, Buniego Tuska, Ryśka Stryjca, obu Jurków Kamrowskich (w tym Hejnała) czy Marka Nowakowskiego - a przecież znałem Ich tyle lat!
Nie umiem układać pożegnalnych mów o bliskich, ważnych dla mnie Osobach. Nie umiałem sklecić słowa po śmierci Osvaldo Soriano, Mietka Czychowskiego, Buniego Tuska, Ryśka Stryjca, obu Jurków Kamrowskich (w tym Hejnała) czy Marka Nowakowskiego - a przecież znałem Ich tyle lat!
Anka!
Doradź
mi, moja Ty „doktorowo”- niby o czym ja mam pisać? Naskrobać Ci
jakiś dęty panegiryk? Nie, tego byś nie chciała. O Twojej poezji?
Wiesz, że kiepski ze mnie recenzent. Nie akademicki. Napisałaś
dużo wspaniałych wierszy. I sprezentowałaś mi 3 tomiki. Gest to
był nader szlachetny.
Czytałem
Twoją prozę i choć nie „w moim stylu” ona, zachęcałem Cię
byś zainteresowała wydawców. Zapaliłaś się do pomysłu i - nie
zdążyłaś... Obiecuję Aniu, że Twoje „Kobiety Juliana”,
napisane do serii obrazów Pawła Jasińskiego ukażą się drukiem!
Pamiętasz?
12 kwietnia 2014 roku w kawiarni Cudowne Lata w Krakowie, niezrównany
Jacek Sojan zorganizował nam wspólny wieczór literacki.
Dlaczego
wspólny? Bo lubiliśmy się na co dzień. Bo znaliśmy się od lat
„w realu”, choć poznanie nasze nastąpiło na portalu
poezja-polska.pl Dane nam było wraz ze Stasiem, Twoim mężem,
zaliczyć wspólnego Sylwestra, kilka letnich dni „na łonie” w
Twoim Wrzosowie, u Kaśki...
Wizytowaliście
nasze domostwo; kilka razy zasiedliśmy przy piwie i grillowanych
potrawach w sadzie; grałaś na gitarze i śpiewałaś. No, masz!
Byłbym na... śmierć zapomniał, że to przecież dzięki Tobie mój
prosty wierszyk „Mont Saint Michel” doczekał się wspaniałej
muzyki Pani Grażyny Łapuszek i wykonania Pani Magdy Jackowskiej z
NGT Porfirion, z którymi od lat byłaś związana i którym tekst
mój poleciłaś, Kochana... Raz jeszcze – dziękuję! Wielu masz
takich, którzy Ci dziękować powinni. Bardzo wielu.
Anka,
ja nie wiem jak jest tam, gdzie teraz mieszkasz. Czy grają na
harfach czy na czym innym, wesoło tam czy smutno, ale jedno wiem na
pewno – nudno tu bez Ciebie. Więc czekaj na mnie, niedługo
wpadnę,
Sławek
_______________________________
WEJDŹ TUTAJ
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz