niedziela, 28 września 2014

Anna Blaschke


ANKA czyli „doktorowa”





Kiedy umierają poeci, ludzie nie zawsze płaczą. Ale zawsze płacze Niebo. Z Anią rozmawiałem 22 września, kilka dni przed Jej śmiercią. Miałem przyjechać, przywieźć jabłka, natkę pietruszki i buraczki – wszystko bez nawozowe, niczym nie pryskane, zdrowe, ekologiczne... Podkreślała, jak dobrze się czuje i że „idzie ku dobremu”. Zuch Dziewczyna! Trzy dni później odeszła.

Trudno pisać o kimś, kogo się znało bardzo dobrze, kogo się lubiło i szanowało. Trudno pisać, bo jak, o czym? O Jej wieloletnich zapasach z tą śmiercionośną, nieustępliwą chorobą? Nie chciała o tym mówić i nie mówiła, więc i ja nie będę. 
Nie umiem układać pożegnalnych mów o bliskich, ważnych dla mnie Osobach. Nie umiałem sklecić słowa po śmierci Osvaldo Soriano, Mietka Czychowskiego, Buniego Tuska, Ryśka Stryjca, obu Jurków Kamrowskich (w tym Hejnała) czy Marka Nowakowskiego - a przecież znałem Ich tyle lat!




 
Anka!

Doradź mi, moja Ty „doktorowo”- niby o czym ja mam pisać? Naskrobać Ci jakiś dęty panegiryk? Nie, tego byś nie chciała. O Twojej poezji? Wiesz, że kiepski ze mnie recenzent. Nie akademicki. Napisałaś dużo wspaniałych wierszy. I sprezentowałaś mi 3 tomiki. Gest to był nader szlachetny.
Czytałem Twoją prozę i choć nie „w moim stylu” ona, zachęcałem Cię byś zainteresowała wydawców. Zapaliłaś się do pomysłu i - nie zdążyłaś... Obiecuję Aniu, że Twoje „Kobiety Juliana”, napisane do serii obrazów Pawła Jasińskiego ukażą się drukiem!
Pamiętasz? 12 kwietnia 2014 roku w kawiarni Cudowne Lata w Krakowie, niezrównany Jacek Sojan zorganizował nam wspólny wieczór literacki.



Dlaczego wspólny? Bo lubiliśmy się na co dzień. Bo znaliśmy się od lat „w realu”, choć poznanie nasze nastąpiło na portalu poezja-polska.pl Dane nam było wraz ze Stasiem, Twoim mężem, zaliczyć wspólnego Sylwestra, kilka letnich dni „na łonie” w Twoim Wrzosowie, u Kaśki...
Wizytowaliście nasze domostwo; kilka razy zasiedliśmy przy piwie i grillowanych potrawach w sadzie; grałaś na gitarze i śpiewałaś. No, masz! Byłbym na... śmierć zapomniał, że to przecież dzięki Tobie mój prosty wierszyk „Mont Saint Michel” doczekał się wspaniałej muzyki Pani Grażyny Łapuszek i wykonania Pani Magdy Jackowskiej z NGT Porfirion, z którymi od lat byłaś związana i którym tekst mój poleciłaś, Kochana... Raz jeszcze – dziękuję! Wielu masz takich, którzy Ci dziękować powinni. Bardzo wielu.
Anka, ja nie wiem jak jest tam, gdzie teraz mieszkasz. Czy grają na harfach czy na czym innym, wesoło tam czy smutno, ale jedno wiem na pewno – nudno tu bez Ciebie. Więc czekaj na mnie, niedługo wpadnę,

Sławek



_______________________________


WEJDŹ TUTAJ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz