poniedziałek, 30 marca 2015

Edyta Geppert - Ty, Panie... (Thou, Lord)

Jestem tu.Jan Strządała .Z tomu Światło i Ciało .

Ja jestem tu ukryty 

wśród liter 
wystaje tylko mała 
literka życia 
kropka .



Życie tak kruche , przemijające , nie jesteśmy do niego przygotowani , jest spotkaniem z drugim człowiekiem ,powinno nas cieszyć ,powinniśmy czynić go piękniejszym , nie powinno być namiastką życia ,dla niektórych jest ciągłym pożądaniem ,jest walką , jest myśleniem , jest głodem , jest protestem p-ko złu ,,zawsze warte przeżycia , jest marzeniem ,boli . . ., przeraża ,przecieka przez palce. . kończy  się ostatnią kropką . . ev

Takie refleksje budzi ten pozornie lakoniczny wierszyk  poety z Gliwic -Jana Strządały.

niedziela, 29 marca 2015

Szczęście... śpiewa Hanna Rek

Szczęście .Julia Hartwig.

Niedzielne popołudnie
Nad East River szara siatka nieba
i kołujące mewy
Stara kobieta siada na ławce
wspierając w ziemie pięty sztywno wyciągniętych nóg.
Błogość Niedziela szybuje jak motorówka
prósząc światłem srebrzyście
Murzyn w kapeluszu się gniewa
Liza zawsze opuści coś na ziemię
i teraz trzeba zbierać rozrzucone wśród liści
klucze notes szminki
Stara kobieta drzemie z otwartymi oczami
Widok rzeki i przechodzących ludzi
zapada w nią jak w zapomnianą skrzynkę pocztową
Ach jaka błogość
Niczego się nie boi nigdzie się nie spieszy
wiatr rozwiewa łagodnie jej siwe włosy nad czołem..


Ten wiersz dedykuję moim czytelnikom ze Stanów Zjednoczonych , którym mam nadzieję , tym samym  przybliżam nasza ukochana Polskę .Serdecznie Was pozdrawiam.ewa

Leszek Długosz - Coś mnie omija .Dla wszystkich Polaków rozrzuconych po świecie czytających to .

Dla

Leszek Długosz - Wiosenne wody

piątek, 27 marca 2015

Wiosna 2015 r . Rodzą się znów kwiaty rzucone wiatrem w ziarnko piachu . . w majową noc zapach rozproszą . . .

Piosenka .Wiosenne wody . Leszek Długosz.

Wiosenne wody szumne porywiste
Jasny niepokój chmurnych dni 
Życie jak powieść nienapisana :
-Wszystko się zdarzy 
-Wszystko ma być. . .
Wiosenne wody śmiało wezbrane 
-Muzyka jakby z błękitów brzmi ?
Jeszcze się nie wie 
Może, ach może się kocha?
-Patrzy się w okno jakby miał kto 
-Lecz kto miał przyjść?

Można kupować szklanki lub róże 
W rynsztoku konać, albo i z wieży 
Z wyniosłej wieży śpiewać swą pieśń
-Te dni co szumią , co płyną 
Też w końcu jednak wstecz się 
                        obrócą 
- Z wiatrem pod wiatr , z wiatrem 
                         i bez
I nie to boli ,że nic nie wraca
Że czas , że kręci się planeta
Wiesz , życie się kończy ,gdy się 
                  przestaje już 
W życiu czekać

Wiosenne wody szumne porywiste 
Jasny niepokój tamtych dni 
Jeszcze się nie wie  
Może ,ach może się kocha ?
Patrzy się w okno jakby miał kto 
-Lecz kto miał przyjść?


Miłość.Jan Twardowski .

Jest miłość trudna 
jak sól czy po prostu kamień do zjedzenia 
jest przewidująca 
taka co grób zamawia wciąż na dwie osoby
niedokładna jak uczeń co czyta po łebkach 
jest cienka jak opłatek bo wewnątrz wzruszenie 
jest miłość wariatka , egoistka , gapa
jak jesień lekko chora z księżycem kłamczuchem
jest miłość co była ciałem a stała się duchem
i ta co nie odejdzie -bo znów niemożliwa.



Ach? cóż wiemy o miłości ?czy to jest tylko instynkt, jak chcieliby to widzieć programowo rozwięźli ? czy narzędzie doboru naturalnego, który sprzyja interesom gatunku ?, czy istnieje jakaś prawidłowość w doborze? Chyba tak. Wybór przedmiotu miłości ujawnia ukryte preferencje kochającego .W miłości człowiek odsłania swoją osobowość.Powiedz mi , kogo kochasz, a powiem Ci kim jesteś.Autentyczna miłość jest uczuciem ciągłym , niezmienna , nie oscyluje , to aktywna i pełna afirmacja drugiego człowieka , odnajdowanie w nim ,pewnego rodzaju doskonałości ..Jest możliwa , ale rodzi się rzadko.Łatwiej ją zdefiniować przez negację jak to uczynił Święty Paweł ":miłość cierpliwa jest , łaskawa,złości nie wyrządza , nie nadyma się ,nie jest czci pragnąca ,nie szuka swego ,nie wzrusza się ku gniewu , nie myśli złego, wszystko znosi , wszystko wytrwa.   "Fromm w " O sztuce o miłości "uważał ,że warunkiem miłości jest wola , obowiązek , szacunek do drugiego człowieka . Według niego miłość jest sztuką , dostępną tylko uzdolnionym ,jej trwanie wymaga stałego wysiłku i pewnej wiedzy .Tylko miłość autentyczna,, pozbywa nas uczucia egzystencjalnego 
osamotnienia .Nie chodzi tu jednak o instrumentalne pojmowanie miłości , tak pojmowana -szybko znika . We współczesnym świecie pełnym rozwodów i przelotnych związków, próby nawiązania kontaktu z drugim człowiekiem ,są skazane z reguły na niepowodzenie,bo są pozbawione autentycznego uczucia.
.
Nieobecność miłości skazuje człowieka na izolację , izolacja daje się przezwyciężyć tylko przez miłość. Błędne koło dla niektórych.Nie możemy nie podejmować wysiłku, aby iść ku innym ludziom mimo ,że często nasz wysiłek może okaże się daremny . Ale trzeba iść ,nie będzie może  tyle samotnych ludzi .Miłość jest wartością do której trzeba dążyć.Ona jest motorem życia i jego sensu.

Wiersz-piosenka- Leszka, "Wiosenne Wody" , to dla mnie jedna z najpiękniejszych piosenek . Jej wykonanie przez Leszka, umieściłam na  wcześniejszym wpisie na tym blogu . ev












Dylematy Piotra, sługi bożego



Copyright © Wydawnictwo Labirynty



PEŁNA KASZANA - STOP - PRZYJEDŹ! - STOP - PODTRZYMAJ STROPY!

krzyczał telegram jak żywy, obdzierany ze skóry człowiek, więc już trzynastą godzinę tłucze się w drugiej klasie brudnego osobowego, który po drodze zamiata wszystkie możliwe wiochy. Siedzi w prawie pustym przedziale; poza nim jest tylko zasuszona emerytka śpiąca z rozdziawionymi ustami i cherlawa dziewucha o wiewiórczych zębach i spiczastych uszach, za które wetknęła strąki brudnych włosów. Spódniczkę ma tak krótką, że trudno nie dostrzec tego, co eksponują nylonowe przeźroczyste majtki. Upał. Pociąg nie prowadzi wagonu restauracyjnego ani bufetu, więc tylko w kioskach na peronach można kupić coś do picia. Kioski na peronach nie oferują nic do picia, ale za to mają kondomy Eros-ex, Kraj Rad i Trybunę Ludu. A upał skwierczy.

 No, dojechał! Peronu nie ma, za peron robi gliniasta, wykładana spękanymi kaflami polanka z betonowym gazonem pełnym śmiertelnie chorych bratków. A od peronu to już bliziutko, głupie trzy-cztery kilometry piaszczystą chłopską drogą, potem spacerkiem w duszny las. Pod taką górkę, że niech Bóg broni! Wchodzi między pnie, mchy, paprocie, padalce i jagódki. Sapiąc idzie, sapiąc wspina się, idzie pogwizdując, idzie ocierając pot. Idzie, siada, pali, wstaje, idzie, idzie, siada, wspina się, idzie i zaraz go zabije udar serca, trzaśnie mu żyła w mózgu albo strzeli piorun. Patrzy: cmentarny murek między rosłymi sosnami, jodłami, modrzewiami i jednym staruszkiem-cisem. Hosanna! Nareszcie!
- Nooooooo!
Padają sobie w objęcia, potrząsają dłońmi, cmokają w policzki: jedne śmierdzące, porośnięte dwudniowym zarostem i drugie, wygolone, pachnące „Prastarą” i kadzidłami.
 Kompot jest wspaniały, bimber jeszcze wspanialszy; siedzą pod starożytnym cisem na ławce, przy stole nakrytym zgrzebnym płótnem. Piją patrząc sobie w oczy.
- Ja się nie nadaję,  mówi ksiądz Paweł. Ja się tutaj, kurwa, zabiję!
- E, zaraz: zabiję! W czym problem? W samotności?
- Człowieku, żeby tylko! Na samotność to ja byłem przygotowany; ale tu jest, kurwa mać, takie średniowiecze, ciemnota, zabobon i taka kiła-mogiła, że samotność to najlepsze, co mogłoby mnie spotkać!
- A gdybyś tak pojechał kolędować między dzikich?
Paweł zrywa się, zapala papierosa, podnosi szklankę i wypija jednym haustem.
- Jestem między dzikimi! A najgorsze jest to, że to nasi, swojscy dzicy!
- Aha! Słynne: nikt nie jest prorokiem we własnym kraju?
- Właśnie!
- Dużo masz parafian?
- Sporo. Schodzą z gór, śmierdzą smołą, grzybami i spoconymi nogami. Koszmar! Pierdzą, bekają, śmieją się. I w czasie mszy grają w karty, wyobrażasz ty sobie?
- A co cię to obchodzi? Co ty - Jezus Chrystus jesteś? Nie masz się dać ukrzyżować, bo to nie twoja misja. Masz czytać Pismo, rozgrzeszać, namaszczać, żenić, grzebać i te wszystkie inne takie... No, wiesz...
- Wiem. Ale, człowieku: ja jestem wykształconym facetem. Ja czytam w oryginale Doktorów Kościoła; Augustyn, Wincenty i tak dalej. Ja piszę wiersze! Ja potrzebuję poobcować z drugim człowiekiem, nie big-footami!
- No, święty Bernard z Clairvaux to ty nie jesteś... Staraj się o przeniesienie.
- Prosiłem. Nic z tego. Odmówili.
- Roma locuta, causa finita?
- Amen!

Jedzą żurek z jajkami na twardo, zagryzają razowym chlebem; na drugie: ziemniaki, schabowy i ogórek. O, przenajświętsza Polska schabowa!
 Kamienny kościółek jest niewielki, ale piękny; zakrystia starożytna i chłodna, a pokój Pawła można pokochać: witrażowe okna w wykuszach, krucyfiks na ścianie, stare dębowe meble; mosiądze, zapach świec i kadzidła. In noomine Paaaaatriiiiii... Ech, żebym tak ja był księdzem! Myśl i przegląda książki. Paweł siada na łóżku, zwiesza głowę.
- Nie mam siły, no nie mam siły... Czasami zastanawiam się, czy nie zrzucić sukienki.
- Daj spokój, jakaś głupota cię ogarnęła. Przecież to powołanie!
- Powołanie... Ale zmęczenie zaczyna być silniejsze.
- Przecież to zupełnie, jak kuszenie Chrystusa! To nie ty, to diabeł z tych lasów wodzi cię na pokuszenie!
Podnosi głowę patrząc z wyrzutem.
- Kopnąć cię w dupę? Jaki diabeł? Jaki, kurwa, diabeł?! Do ludzi mi się chce: czystych, oczytanych, roześmianych. Wiesz, Kierkegaard, Bergson...
- Tove Janson, Bergman, porno i piwko...
- A, idź w cholerę! Mówi, ale się śmieje. Nareszcie!
Wychodzą, siadają pod cisem, polewają bimberek.
- A, przecież mam coś dla ciebie! Przypomina sobie i podnosi plecak, który cały czas leży na trawie obok ławy. Wyciąga zgrabną paczuszkę owiniętą w Dziennik Bałtycki, kładzie przed nim, czeka. W paczce dwa tomiki wierszy, jeden cienki i jeden gruby. Puka palcem w grubszy:
- Sami najlepsi, a ty - na honorowym, z fotką i notką. Ksiądz przerzuca kartki.
- O! Maryla... Jurek... Łukasz... Olek. - uśmiecha się błogo. - A tu, widzicie państwo? Ja!
Jeden czyta. Drugi dopełnia kubek, idzie na skraj wzgórza myśląc, jak to było wtedy na Górze Oliwnej. Albo na jeziorze Genezaret. Ten chleb i te ryby w ilości trzech sztuk a może to były trzy kosze ryb na rzesze wiernych i wiara czyni cuda a Ja ci powiadam wstań a chodź i kto chce wejść do domu ojca mego wejść może tylko przeze mnie i ja jestem droga i ja wam powiadam Ojcze czemuś mnie opuścił i dokonało się a potem Quo Vadis? i słynne: Tam idę, skąd ty uciekasz... Było prościej: Wracam do swoich.
- O, orzeł!

Więc tak sobie stoi, mając nad głową bielika a u stóp leśną dolinę i hen, w oddali miasteczko bieluśkie; niewidoczny parowóz przecina trzewia czarnych lasów puszczając obłoki: oto słupy dymu, którymi Pan wskazuje drogę do cywilizacji... Hosanna!
- Gdybym miał pewność, że trafię tak jak ty, w dzicz, a nie pod władanie jakiegoś ciemnego katabasa w pegeerowskim przysiółku, to ja bym...
Siadają przy stole, a Paweł przymyka oczy, zamyka książkę i podnosi palec do góry.
- Tak, gdybyś miał pewność. Zatem mógłbyś służyć Bogu, ale na swoich warunkach?
- Jakoś tak właśnie. Rozumiesz: pustelnia, cisza, arboretum, zapleśniałe scriptorium...
- Klimacik, jak w Imię Róży Umberto Eco?
- Dokładnie.
- No, to powinieneś jak Zenek na „Batorym” poszlajać się po morzach i oceanach. Poznać blaski i cienie tego padołu pod każdą szerokością geograficzną.
- Jak Zenek, powiadasz klecho?...

...Słuchają w pamięci rozmów z Zenkiem nad jakimiś jeziorami, pośród Starówki, na kilku mostach i w paru lipowych alejach; przy piwku Pod Kasztanami, na wódce w Starogdańskiej, Barze Jacek czy Raduni. Tak, był Zenek, nie ma Zenka. Nie umiał żyć. Taka sprawa!

Nic nie spada z nieba, słońce nie wstrzymuje biegu. Po chwilowym milczeniu i wspominkach, wraca rzeczywistość.
- Są zakony kontemplacyjne na ścianie wschodniej... Takie niedobitki średniowiecza. Wraca do tematu Paweł. Coś w sam raz pod ciebie, jak na obstalunek: sześciu, dziesięciu braci tam, gdzie kiedyś była ich setka...
- Wiem, nieraz się zastanawiałem... Dowiadywałem się nawet w kurii, ale..
- Ale?
- Znasz mnie, jestem facet lojalny do absurdu, jeśli w coś wchodzę, to fanatycznie, od a do zet, więc...
- Więc?
Nabiera powietrza, wypuszcza, zapala papierosa, dając sobie czas. Po czasie, jaki sobie dał, odpowiada patrząc mu w oczy
- Nie znam siebie na tyle, żeby odpowiedzieć na proste pytanie: na jak długo?
- Odpowiedz sobie najpierw na pytanie: po co?
- To już wiem; szukam odpowiedzi a nie znajdę jej w knajpie, na ulicy, w sklepie, w jakimś łóżku z jakąś tam...
W Piotrze budzi się tropiciel zwątpień; stawia łokcie na stole, podpiera brodę, patrzy brązowymi, przenikliwymi oczyma inkwizytora:
- Szukasz odpowiedzi na co?
- Na: o co chodzi, dobrzy ludzie? O, na to pytanie właśnie.
- Tak ogólnie: o co chodzi?
- Dokładnie.
- No, to jest niekiepskie pytanko. Bez odpowiedzi raczej. Wiesz, gdybyś pytał o konkret.
- A twoim zdaniem to nie jest konkret?
- No, jest, ale rozlazły. Wiesz, co to jest galaktyka, gwiazda, planeta, woda na planecie, żuczek jakiś, liść, no, to, tak, ale na ogólne pytanie, co to jest Wszechświat, dostaniesz odpowiedź ogólną ze wskazaniem na: szukaj pod galaktyki, planety, asteroidy i tak dalej, aż do liścia jesiennego, co żółty jest i dla Beaty z Albatrosa tyś-jedyna-aha-aaa...
Wreszcie wyznaje, że raz zdobył się na odwagę; nie było zaśniedziałego dzwonka u furty tylko przycisk. Po półgodzinnym czekaniu w skwarze, atletyczny mnich uchylił maciupkie okienko z serdecznym
- Nu, co?
-  Aaaa, więc jednak byłeś! Dobra, opowiesz później...


Dziś pozostał mi po tobie smutek, żal...
    
Są napici, więc śpiewają nieumiarkowanie, ryczą ze śmiechu, a z oczu płyną im łzy. Tak, kochany... Był Zenek i nie ma Zenka. Taka sprawa!
 Ranek jest ciężki od zapachu kościelnych woni, lasu, kamienia i wosku. Otwarte okno wpuszcza gorące powietrze, brzęczące od pszczół, much i czegoś tam jeszcze. Patrzy w bielony sufit i zastanawia się: a gdyby? A jeśli, dajmy na to, że Tak, to na jak długo: na miesiąc? Na rok? Dziesięć lat? Czy aż po grób? Wstanie, zastanowi się; może między drzewami pośród paproci nagrobnych tkwi zmurszała odpowiedź? Kościoły, cmentarze, witraże, cyboria, ołtarze, wszelkie niezbędne elementy do skruchy, zadumy; zapytań, jaką drogą, Panie? Jam jest droga. Oto krew moja. Do Rzymu, Piotrze. A ja wam powiadam, kto najmniejszemu uczynił, mnie uczynił. Szlam zwątpień. Mielony bursztyn żarzący się w kadzielnicach serc i głów. Postać świata przemijając, pozostawia go niezmienionym w istocie. W Istocie? Istota. Czego? Kogo? Bruno z Kwerfurtu. Benedykt z Nursji. Franciszek z Asyżu. Ech... Wstaje i idzie. Nierybak, nieopoka. Fundament na iłach posadowiony. Zorba.
 Jest sobota. Szabas. Sabat. Góra Łysa i wiedźmy. Sięga po papierosa i przez chwilę zastanawia się czy wypada, w końcu to teren kościoła, ale co tam, kogo to... Dzisiaj jest sobota, mają w planie nie robić żadnych planów; trochę popić, gdzieś poszwendać się leśnie, powspominać, podysputować zbożnie, Erazmowo z rotterdamskim zacięciem. Poruszyć kamień filozoficzny, alembiki; przeszukać kilka sztolni piekielnych zwątpień, powspominać jakieś dziewczyny, z którymi kapali się w morzu i jeziorach; od tego czasu słońce obróciło swoją tarczę sto razy po sto razy i rozświetlało ciemności ich dusz, gdy bywały wszeteczne i plugawe, kiedy mamili panienki do rozkładania ud białych i cynobrowych usteczek otwierania dla węży.
Sobota. Szabas. Sabat. Góra Łysa i wiedźmy. O-ho! Powiedźmiłbym sobie trochę. Ale najpierw kawa, herbata, kromka chleba na liściu i kawałek jakiegoś bimbru. Muszę wejść na dzwonnicę i wzrokiem otaksować całość: stateczny, pulchny Buck Mulligan... Do tegoż doszło, Panie?! A co jest moim pękniętym lusterkiem służącej, moje pęknięta pewność siebie zawarta w jednym: wiem, że nic nie wiem? Może. Każdy dźwiga swój krzyż. Ty - nasze, ja swój. Sobota, jak to sobota na wsi; dzień zwyczajny, nudniejszy od poprzednich nawet, bo przepełniony obietnicą dolce far niente jutra. Wędrują sobie po górach i lasach, gadają o wszystkim i niczym. Jeden drugiego brzemiona nosząc, ulgę drugiemu czynią. Rozpraszają zwątpienia, pobudzają śmiech krzepiący, wzmacniają fundamenty i stemplują opaść gotowe stropy pewności.
Jedzą jakieś jagody, poziomki, szczawik zajęczy, maciupkie ryże kurki, piją bimber z manierek i gryzą bułki z kiełbasą.
- Ty,  a co u Iwony? Pyta dobrodziej dobrodusznie; leży na mchu z rękami pod głową i zamkniętymi oczyma.
- Której Iwony?
-No, tej z Podwala, od sklepu z żarówkami, szklankami, doniczkami czy jakimś takim badziewiem...
- A, tej Iwony! Nie wiem. Widziałem ją rok czy dwa temu; leciała w rozpiętym futrze, pomimo wiatru: włos falujący i bujny wypięty cyc.
- Co wypięte? Cyc?
- Toż mówię - cyc.
Paweł siada i odkręca manierkę.
-To nie ta, Stary! Co ty, nie pamiętasz Iwony? Chuda. Nazywaliśmy ją Chuda albo Deska, a ty: cyc wypięty! Coś ci się pomieszało, to nie ta.
Więc on tłumaczy, że jednak wyobraź ty sobie - ta. Sam był zaskoczony, kiedy go zatrzymała na Podwalu Staromiejskim na wprost Hali Targowej jakoś tak w październiku czy listopadzie i zapytała
- A ty co, stary, nie poznajesz mnie?
I on dopiero po parunastu sekundach, jak się wgryzł okiem w te oczy i twarz, dopiero wtedy rozpoznał Chudą i przypomniał sobie wszystkie świńskie rysunki, jakie dla niej wykonał na karteczkach, a ona ze śmiechem, bez zażenowania puszczała je dalej, za posłańca i powiernicę mając tę małą, cycatą Wandę, też z Podwala z resztą. Wprawdzie chodził wtedy z Ewką, a potem z tą Grażyną z ekonomika, ale naprawdę kochał się w Iwonie, chociaż nigdy się z tym nie zdradził. Te świńskie rysunki były dowodem miłości. Takie końskie zaloty napaleńca bez pryszczy.
- Chuda to teraz, mówię ci, taka laska, że się w pale nie mieści! Piękna...
Patrzy spod oka na Pawła. Śmieją się.
- Kusisz? Możesz sobie odpuścić. Ja ci odpuszczam.
- Nie nęci kawałek dupy?
- Czasami... Normalka. Ale wiesz, są sposoby: modlitwa, włosiennica, biczowanie...
- Własna rączka...
- No.
- Ech, podziwiam cię. Was, poprawia się szybko. Was, księży, mnichów, mniszki... Chociaż, jak się pragnie czegoś ważnego, wielkiego, to dymanie może być obojętne.
- I jest obojętne.
Paweł przełyka chleb.
- A co u Grzesia?
Wzruszając ramionami odpowiada, że nic nowego; razem z ojcem, starym Pellowskim dalej na Podwalu Staromiejskim chleby boże wypieka dla przeżuwaczy szarych igrzysk codzienności.
- Aha.
- Aha, patrz: dwa orły; kołują wysoko.
Kiedy zamykasz oczy i wciągasz nosem zapach chmur i jodeł - nie istniejesz. Jest tylko metaliczny posmak zwątpienia w cywilizację i pewność, że kiedy odemkniesz oczy, zobaczysz chmury, nie koniecznie zaraz Boga, ale chmury na pewno, twór Boski. I manierkę z bimbrem, księdza Pawła-poetę, bułkę z kiełbasą Beskidzką i dasz wiarę, że może jutro no, najpóźniej pojutrze wpadnie ktoś do ciebie z wielką nowiną:
- Pytałeś, o co chodzi? Przysłano mnie z odpowiedzią. Otóż chodzi o to, że...
 Niedziela była piękna, ludzie płakali. Modlili się, przystępowali, rzucali na tacę czyści, zwarci, gotowi do samooczyszczenia, samobiczowania, skruchy i nawróceń. Dlaczego? A kto ich tam zrozumie? Nikt się śmiał, nie pierdział, nie grał w karty. Choć młody, całowali go w dłoń; nie wzbraniał, bo taki obyczaj.
- No, widzisz... Nawet nie umiem wyjaśnić... Pewnie uważasz mnie za kłamcę?
- Jasne! Podstępny, obłudny, pieprzony klecho!
Posiedzieli w sadzie pod cisem, popili bimberku, pograli na gitarze, pośpiewali, a było to dobre. Opowiadał o Murze. Opowiadał o Dzienniku; pięknie malowane ręcznie kartki ryżowego papieru. Nie, oczywiście, że nie zabytek; pamiętnik jakiejś dziewczyny. Opowiadał o Murze i jak się poruszyła cegła pod jego stopą i wtedy przypomniał mu się Hemingway i zdanie z Komu bije dzwon, jak drgnęła ziemia pod kochającą się parą. Przypomniał W poszukiwaniu straconego... Tę cegłę żywot wywodzącą od magdalenki zamoczonej w filiżance, która nie daje, bo dać nie może żadnej odpowiedzi na pytanie I-co-z-tego-wynika, Marcelku?
Odkrywali bezkres apeironu według Άναξιμένηςα i pewne zdumiewające prawa fizyki, jak choćby słynne E = mc2, gdzie E - energia, zawarta w spoczywającym ciele, c - to prędkość światła wynosząca około 300 000km/s, a m masą jego, które to prawa acz rozpoznane, nie dozwalają skonstruować machiny czasu mimo zaawansowanej technologii umożliwiającej tworzenie takich cudeniek, jak bomby termonuklearne, hybrydy i mutanty o srogich obliczach, sztuczne kwiaty i nadzienie rogali, a nawet lateksowe penisy i mechaniczne pochwy dla wszelkiej maści sodomitów.  Wspominali pospólnie „Jabłuszka Po Pensie” Joycea, „Lamparta” Lampedusy i „Smugę Cienia” Conrada. Poruszyli Grahama Greene i Alejo Carpentiera, takoż „Ora pro Nobis” i „Credo”. Byli tu i tam stopami pamięci a palce ich myśli pluskały raz po raz w krynicznych wodach dawnych dni, do których dostępu bronił człowiek o imieniu Ἡράκλειτος. Kapali się w słowach, śmiechu i łzach w owej chwili, w której alkohol nakazuje zbożnie płakać nad piersią przypomnianej właśnie dzieweczki, w porze puchania puchacza w mroku kryjącym leśne dziwy i mech krokitłumiący. Byli młodzi w miarę, w miarę utalentowani, w miarę przyzwoici, dlatego Pan dozwolił im spotkać się w owo letnie, niepaschalne triduum. Aby radowali się i wielbili siebie samych na obraz i podobieństwo ukształtowanych. Bo dlaczego nie?
Pociąg sapał, kiedy nabierał prędkości.

 Postscriptum   
 Na patyku siedzi wielki kolorowy ptak, wecując pomarańczowy dziób o korę. Za parę dni zacznie się pora deszczowa; ja będę kilka tysięcy kilometrów stąd, on zostanie i będzie pasał owieczki swoje jak Ojciec Wirgiliusz z dziecięcej piosenki. Ojciec Piotr ma teraz brązową skórę, zmierzwioną ryżą brodę i zrogowaciałe podeszwy stóp w skórzanych sandałach. Małym scyzorykiem struga fujarkę. Pointuje naszą rozmowę.
- Więc, gdyby Boga nie było, należałoby Go stworzyć.
Jest paskudnie duszno, pijemy herbatę z wódką i gadamy od wielu godzin w myśl zasady: gadaj do sęka, aż ci gęba spęka. On to, ja śmo, a wszystko - guzik warte.
- Czy to aby nie jest bluźnierstwo? Pytam. Patrzy na mnie w zamyśleniu, pociera kciukiem podbródek.
- Bluźnierstwo? Przeciw komu?
Powiedział Gdyby Boga nie było, należałoby Go stworzyć a ja teraz myślę, jaki sens ma to, co powiedział i jakie kryje się w tym zdaniu przesłanie dla mnie. Problem bluźnierstwa czy herezji pozostawiam teologom, sobie zadumę. Nie jestem jak on funkcjonariuszem Kościoła, nie muszę rozliczać się tak skrupulatnie ze słów; mnie chroni potęga mojej bezbrzeżnej ignorancji. Należałoby Go stworzyć... Jakie kryje się w tym zdaniu przesłanie dla mnie? Czy w ogóle jest jakieś przesłanie? Musi być: jestem fatalistą, wierzę w świat zdeterminowany przez Niego. Oczywiście, do pewnego stopnia zdeterminowany: rozróżnienie dobra i zła, wiedza o grzechu, wolna wola, świadome wybory itepe. A więc należałoby Go stworzyć... A jeśli tak, to kto stałby za tym aktem potrzeby? No, mam zagwozdkę na długie deszczowe noce i dnie. Potrzebne mi to było, jak świni siodło, psiakrew!
- Oczywiście. mówi Piotr spokojnie próbując fujarkę, gdyby Go nie było...
Uśmiecha się, wstaje, wręcza instrument spasionemu, gołemu dzieciaczkowi w czapeczce.
- Fajnie jest wierzyć w Boga, a cholernie niefajnie nie wierzyć. Dopowiadam. Patrzy na mnie ironicznymi oczyma zaskoczonego chłopczyka.
- A dlaczego ci tak fajnie wierzyć?
- Bo mi niefajnie nie wierzyć; ot co, durny klecho!
- Nigdy nie masz wątpliwości?
- Nigdy.


Lud Taino. Szaman w imieniu Bo'jike, Wielkiego Pana Lasu i Ziemi. Indianki. Grypa. Dreszcze. Misja Ojców Jakichśtam. Pora deszczowa, palmowe daszki, ariranie, żylaste wredne ryże psy; dmuchawki, koraliki, pieczone wyjce, kurczęta, kleszcze, kurara. Czy warto opisywać ich kolejne spotkanie?
- A spotkali się?
- Ależ oczywiście!
- No, to jasne, że warto opisać ich spotkanie!
- Tylko - po co?



SŁAWOMIR MAJEWSKI


Opowiadanie z tomu "Podręczny Zestaw Deja Vu", publikacja m.in. w Kwartalniku Akcent nr 1/2010 i 4/2010



poniedziałek, 23 marca 2015

Ewa Demarczyk-Skrzypek Hercowicz(Poznań 1980)

Jeszcze możemy cieszyć się wierszem. .

nie tak nie tak -Ks. Jan Twardowski .

Moja dusza mi nie wierzy 
moje serce ma co do mnie wątpliwości 
mój rozum mnie nie słucha 
moje zdrowie ucieka 
moja młodość umarła
moje fotografie rodzinne nie żyją 
mój kraj już jest inny 
nawet piekło zmyliło bo zimne 

zakryłem się cały żeby mnie nie było widać
ale łza wybiegła 
i rozebrała się do naga





Ziemia -Jan Strządała  .

Ziemia nie jest czarna
Jest mlekiem i popiołem

Rodzi śpiewające kamienie
i świetliste drzewa
Patrzy okrągłym okiem
liczy moje kroki

Ziemia nie jest głucha
słyszy chłodny szept lat
płynący we krwi

Zielonym mchem spowiada
kamień z ciszy

Ziemia jest śmiertelna
rodzi się drzewem
a umiera krzyżem . 

Płyną rzeki
we wszystkie strony światła

Przez brzozowe lato
biegnę do nieba

To tak blisko
że nie zauważyłem
kiedy skończyła się Ziemia .








 


 













Trzy słowa najdziwniejsze .-Wisława   Szymborska .

Kiedy wymawiam słowo Przyszłość, 
pierwsza sylaba odchodzi już do przeszłości .

Kiedy wymawiam słowo Cisza ,
niszczę ją .

Kiedy wymawiam słowo Nic,
stwarzam coś , co nie mieści się w żadnym niebycie .



" Doświadczenie pozwala nam kierować się w życiu zasadami sztuki ,
brak doświadczenia oddaje nas losowi " PLATON

ev


  



  

niedziela, 22 marca 2015

CIEMNOOKI WSZECHŚWIAT















Czy rozpacz można przemienić w nadzieję? Czyż wszyscy nie żyjemy w zakładzie zamkniętym dla psychicznie chorych? Nazwaliśmy go światem. Tym światem. Jedynie nam znanym światem. Światem, który jest, w natłoku swoich bolączek – mimo wszystko - piękny i zachwycający. To trzeba mocno podkreślić. Ale i jest jednocześnie – dojmująco brutalny. Jak znaleźć równowagę pomiędzy tymi sprzecznościami? Jak żyć w kontraście dobra i zła? Wreszcie, jak odszukać właściwą drogę…


Czy metamorfoza rozpaczy, katharsis ku nadziei, będącą efektem terapii życiem, nie odziera nas z marzeń i pragnień? Czy ta kuracja jest nam w ogóle potrzebna? Czy też jesteśmy na nią nieuchronnie skazani cywilizacyjną koniecznością bytu… oraz ciągłym szamotaniem się w dążeniu ku Prawdzie… prawdzie, która okazuje się niekończącą się drogą - bez drogowskazów.
Rozważam te dylematy po lekturze książki Dawida Glena „Ciemnooka”. To zaledwie ich drobna część. Ułamek wielu pytań w natłoku: sekund, chwil, myśli i refleksji. Elementy zadumy: nad moim i nad twoim – drogi Czytelniku - miejscem we Wszechświecie. Miejscu ciemnookim, a jednocześnie ponętnym. Lektura tej książki niepokoi, a zarazem wyzwala. Zatrważa, a jednocześnie prowadzi ku wyrafinowanej ścieżce koncepcji, że „nie we Wszechświecie pojawiło się życie – to w Życiu pojawił się Wszechświat …”. Czy wolno nam - tak właśnie - spojrzeć na to, co nas otacza? Autor zaproponował nam wyzywające intelektualnie odwrócenie perspektyw widzenia. Niczym Antoine de Saint-Exupéry proponuje nam podróż do prawd uniwersalnych ukazując nowe spojrzenie na przeżycia rozwiniętego duchowo człowieka XXI wieku.
     Nie trudno dociec, że Dawid Glen napisał tę książkę pod pseudonimem. Poszukajcie Autora w sieci, ale póki co nie naruszajmy Jego prawa do anonimowości. Jej celowość nie ulega wątpliwości, biorąc pod uwagę istotę przesłania zawartego na kartach książki. Chodzi bowiem o treść. Autor chce pozostać na drugim planie i uszanujmy to. „Ciemnooka” jest jedną z najlepszych książek jakie miałem przyjemność ostatnio czytać. Podobnego rodzaju refleksje i pytania wzbudziły onegdaj w mojej świadomości lektury: „Czarodziejskiej góry” Tomasza Mana oraz „Lotu nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya. Dawid Glen poszedł jednak dalej. W odróżnieniu od przywołanych tu dzieł pokazał potęgę nadziei. Szansę uleczenia i wyzwolenia. Ta swoista denominacja realiów może oszołomić. Szpital psychiatryczny to miejsce lęku, enklawa choroby, kwintesencja wyobcowania oraz miejsce wręcz bez nadziei. Można tylko uciekać od tego tematu. Można go ukazać jak Wojtek Smarzowski w sztuce teatralnej „Kuracja” na podstawie powieści Jacka Głębskiego. Tam młody naukowiec wymyśla eksperyment poznania swojego zawodu – lekarza psychiatry - zostając anonimowym pacjentem zakładu odosobnienia. Zostaje tam już jednak na zawsze. Nie ma nadziei. Jest: koniec, choroba i śmierć. Albo gorzej – piekło trwania w zamęcie i bólu.
      Bohater Glena tętni życiem. Życia pragnieniem i … nadzieją. Może to jest recepta na dziwne, trudne czasy. Rozniecić nadzieję. Pokazać nowy horyzont zapomnianych wartości. Opisać sumę doświadczeń i potęgę myśli. Wreszcie zanurzyć nas w wielkim sensie miłości oraz ofiary, bez której żadna prawdziwa miłość, obyć się nie może. To nie jest książka banalna. To nie jest książka akcji. To opowieść o współczesnym człowieku. O filozofii trwania. O wartościach bezwzględnych, które należy rozszyfrować w naszej przygodzie zwanej życiem. Nie ma od tego ucieczki. Nie mamy właściwie wyboru. Jeśli chcemy to życie przetrwać i odnaleźć w nim sens. Jeśli chcemy pojąć co to szczęście i jeśli chcemy i potrafimy je odnaleźć.
      Najważniejsze słowa padają w rozmowie bohatera powieści z bratem, który dowiaduje się o jego chorobie. Ta choroba, być może jest chorobą każdego z nas. Jej symptomy są dostrzegalne lub nie. Ale jednak one są. Pulsują w papce życia. Zanurzmy się na chwilę w świat (pozornie) schorowanej wyobraźni … Uważam, iż należy przytoczyć obszerny fragment powieści, gdyż stanowi on wielkie, ważne i zwarte przesłanie dla współczesnego człowieka… To pewnego rodzaju credo. Deklaracja niepodległości wobec „normalnej” społeczności żywiącej się – prawem, systemem i szablonem.

- Jacek, ale ja to wszystko przemyślałem. Wiem, że świat jest inny niż myślą ludzie. (…)

Zrobiło się tak czarno, jakby zamknęły się niewidzialne oczy. Jest tak słono, jakby wyparowało morze. Jest tak czerwono jak w środku serca. Rozum powinien być twoim sługą, nie panem. Nie pozwól mu okrążać twojej miłości. Bo to nie we Wszechświecie pojawiło się życie - to w „Życiu" pojawił się Wszechświat. I wcale nie jest nieskończony, jest tylko taki wielki, jak wielką potrafisz mu wyznaczyć granicę. Wszechświat jest tylko tym, co potrafisz wyobrazić sobie, poza sobą. To wszystko, co jest, jest myślą, Tam gdzie kończy się myśl, kończy się życie. To nie śmierć jest granicą, ciemnością, przepaścią - ciszą. To nieobecność myśli, jest przeciwieństwem życia. Jak prawdziwie i pięknie świat opowiada nam siebie, ptaka opowiada jego lotem i śpiewem. Trawę - jej cichą łagodnością  i chłodem. Odległość - opowiada nam, czarną kreską lasu, a bliskość - dotknięciem, czyli sobą. Kiedy jesteśmy blisko, czujemy gorące dotknięcia i sami jesteśmy, jak dłoń, jak skóra? Oddalając się odczuwamy lęk i niepewność, ale tylko tak długo, dopóki nie wyzwolimy z siebie nowej myśli, która nas zwiąże, z następnym elementem świata.
Sami też jesteśmy myślą, ale ta myśl nakłada się na tę, którą sami myślimy o niej i wtedy - powstaje świadomość, czyli świat, który wie, że jest. Jego narzędziem jest rozum, jego ludzkim kształtem jest umysł. Jego głodem jest poznanie, a jego owocem: rozwój świadomości. Oczywiście ten proces nie może następować w oderwaniu od ptaka, ziemi, trawy, czy deszczu. On dzieje się we wszystkim, co jest. Ziemia urodziła życie z myśli, a sama pomyślana została. Jej ciało rozkwitło myślami, a one zamieniły się w istoty i przedmioty, które wyzwalają następne myśli.
To wszystko, co do tej pory powiedziałem, to takie słowa ze słów - takie papierowe rozmyślania. Ale jest ważnym, żeby zadawać sobie pytania wykraczające poza egzystencjalną niepewność i usiłować „urwać się materii ". Tylko wtedy, kiedy udaje się nam " urwać materii " - zapomnieć, że jesteśmy - myśleć „poza sobą" - tyko wtedy możemy "rozszerzyć świat" - zobaczyć go o ten kawałek dalej, który stworzyliśmy w myśli, a raczej - myślą. W takiej chwili jesteśmy najbliżej Boga. Myślimy jego myślą. Nie możemy niczego stworzyć, jeżeli pozostajemy w "studni" ciała. Wtedy można tylko marzyć o wyjściu z cembrowiny. I takie marzenie tkwi w naszej podświadomości od prapoczątku. Ciało, tylko wulgarnie rzecz ujmując, jest materią. Tak naprawdę, to ciało jest, transformacją słowa. Jest możliwością myśli,  jest jej sercem i krwią. Nasze ciało jest materią, która szczelnie, precyzyjnie wypełnia ideę. Została wykrystalizowana w procesie ewolucji w ciało, które jest pochodną: chleba, powietrza, wody i ognia. Struktura ta wtedy posiada cechy, które nazywamy " życiem ", kiedy spełnia ideę, która ją powołała. Ale zaprogramowana jest tylko, jako ofiara. Musi oswoić się z tym programem i wykonać go do końca. Niezależnie od tego, czy w niego wierzy, czy nie. Od urodzenia do śmierci, uczy się dawać. Ci, którzy tego nie rozumieją, próbują brać, wkraczają w pole błędu i dokonują ofiary daremnej. Tajemnica ofiary jest trudna. Nie żyje się dla życia. Żyje się po to, żeby dokonać ofiary - dać, nie czekając nic w zamian. Płytkie, małostkowe poszukiwanie bliskich potwierdzeń, " w zasięgu ręki ", daje też takie płytkie spełnienia. W najlepszym przypadku i tak kończące się niezbywalną śmiercią. Przyjęcie każdej opcji, poza własne ciało, a już szczególnie w sferę myśli - słowa, daje rozrost świata. Przesuwanie granicy śmierci, o ten kawałek.
Oczywiście niczego nie otrzymamy za darmo. To właśnie ofiara jest ceną, którą płacimy. Żeby zaproponować lepszą, ciekawszą gałązkę świata, musimy rozszerzyć własny świat. Naj prawdziwiej dokonujemy tego poszerzenia, przez połączenie z innym światem. Następuje to w chwili, podarowania komuś drugiemu tego, co w nas najlepsze, najprawdziwsze, własne. (…) Siłą, która indukuje możliwość prawdy - jest zbliżenie przez miłość. Dlatego każda miłość jest najważniejsza, bo prowadzi nas do prawdy. Człowiek jest istotą, która ma zgromadzone w jednym bycie, wszystkie elementy Wszechświata, oczywiście w połowie. Bo tylko taki zestaw pozwala żyć i myśleć. Oczywiście  to myślenie, też jest tylko - ułomne. Dlatego tak trudno i tak długo trwa rozpoznawanie świata.
    Żeby rozpoznać świat, żeby dotknąć jego tajemnicy, trzeba " otworzyć serce" i pozwolić płynąć krwi swojej przez nieznane. Krwią, która dotyka nieznanej duszy świata, są myśli. Jeżeli potrafimy pomyśleć materię to ona się staje, staje się na tę chwilę. Materia nie trwa, ona się staje. Dlatego materii nie można pomijać, ale też nie wolno nadawać jej większej miary, niż sama sobie wyznaczyła. We Wszechświecie trwa tylko myśl. I nie jest ona tak zależna, jak to sobie ustaliliśmy. Myśl jest ideą niematerialną. Jest siłą, której źródłem wcale nie jest mózg. Owszem, w mózgu następują pewne materialne procesy (biochemiczne, biofizyczne).Ale tu nic więcej wydarzyć się nie może. Prawdziwy proces zmiany, ruchu idei - zaczyna się w " słońcu myśli " i kiedy otworzymy się, zaczynamy myśleć. Lecz nie myślimy o świecie, myślimy: światem. Na przykład:  ... Myślimy nie „o deszczu” -... Myślimy "deszczem". Bo oprócz tej postaci świata, którą widzimy, w której żyjemy, którą potrafimy opowiedzieć - jest jeszcze, a może przede wszystkim, - inna postać, inna przestrzeń. (…)
Są takie znaki, które pozwalają nam zajrzeć w strumień myśli, wyłowić z niego kolejne znaczenie. Tymi znakami są "słowa". Oczywiście to zjawisko nie dzieje się słowami. Bo my nie myślimy słowami. Jak powiedziałem wcześniej - myślimy "deszczem". Słowo "deszcz" daje nam tylko możliwość zobaczenia, że w strumieniu myśli naprawdę są krople, jest wiatr i chłód.
- Zakończę ten przydługi wywód, kilkoma uwagami wywodzącymi się z pytań podstawowych. Niebo wcale nie musi być w górze, a tym bardziej w Kosmosie. Życie ma swój rdzeń i w nim pulsuje to, co wydaje nam się „Rajem". Oddalanie od życia, to pogrążanie się w śmierci. Sonda kosmiczna, uciekająca w martwy Wszechświat umiera z przerażenia. Ludzki umysł wyposażył ją w konstrukcję wyrażającą myśl - ideę, ale ta idea tak długo istnieje, jak długo może kontaktować się z umysłem, który ją powołał. Z tego wynika, że świat oglądamy umysłem, a nie przyrządem. Opisując świat metodą naukową, wcale nie opowiadamy struktury, funkcji, czy kondycji kosmosu. Opowiadamy, uświadamiamy tylko możliwości umysłu, zdejmujemy kolejną zasłonę. Cały Wszechświat istnieje w nas.

Właściwie to, nie ma świata materialnego. Istnieje tylko nasze ludzkie wyobrażenie świata, informowane przez umysł - ( zmysły) o niemożliwości przekroczenia różnych progów - barier. Wszystkie bariery zmysłów są barierami neutralizującymi się, przy osiągnięciu progowej zasłony. Tylko dotykanie wewnętrzne nie ma bariery. Nazywamy je wyobraźnią, a tak naprawdę jest „nieskończonością". Dlatego myślą możemy dotknąć, najciemniejszego płomienia i usłyszeć "myślą" najdelikatniejszy wybuch świata. Wyobraźnia jest miłością po obu stronach życia.”
Jednak, aby to zrozumieć, uchwycić, trzeba się otworzyć na wszystko co nas otacza. Trzeba pokory i chęci poniesienia ofiary, aby doznać radości jej ponoszenia. To wyjątkowe olśnienie nie jest nam dane ot tak. Musimy do niego: dojść, dojrzeć, odszukać je dla siebie i w stosunku do bliźniego. Zobaczyć obok siebie człowieka. Nauczyć się kompromisu: pomiędzy życiem dla siebie, a również dla tego człowieka obok nas. Odczuć radość dawania. Jest większa i pełniejsza niż permanentne konsumowanie, branie i pasożytowanie.
Jakże trudne to przesłanie w dzisiejszym świecie. W świecie egoizmu i samorealizacji. W świecie pieniądza, władzy i nowoczesnej komunikacji. Wreszcie w świecie totalnym, globalnym, w którym poddawani jesteśmy: numeryzacji, utylizacji i kształtowaniu na idealnego konsumenta. Napisanie takiej książki - w tym właśnie świecie świadczy o mądrości i wielkiej odwadze. Świadczy o ogromnej głębi przemyśleń oraz empatii, którą Autor chce wyrazić i nas nią zarazić. Jego bohater poddaje się. Nie chce walczyć. Ulega terapii. A jednak pozostają w nim te wartości, w które wierzy. Może są one „jakoś tam” zredukowane, odarte z godności, ograniczone, ale są żywe i zawsze takimi pozostaną. Szkoda tylko, że aby Tutaj żyć (i przeżyć) trzeba przestać je głosić. Trzeba przestać o nich mówić. Trzeba je ukryć w głębi myśli, zamknąć w klatce siebie i trzymać pod kluczem samokontroli. „Skazać się na życie po dwóch stronach wyobraźni”. Unicestwić siebie pod maską dostosowania do współczesności. Wtedy mamy szansę na wypis ze szpitala. Szpitala przemienienia.
To jednak nie koniec. To byłoby zbyt proste. Zbyt hollywoodzko-banalne. Książka Dawida Glena jest otwarta. Na końcu zadaje pytanie, nie będące pytaniem, lecz wyzwaniem pytającym. Poetyzuje przesłaniem. Każdy wniesie weń swoją sumę doznań i doświadczeń. Czy właściwie odczytujemy przeznaczenie? Czy nasze ciągłe odradzanie jest wciąż żywe i sensowne? Czy nadal mamy szansę na nowe etapy w życiu? Nie jestem w stanie na te pytania udzielić odpowiedzi. Zapadają w świadomość głębią swojej melancholii oraz nostalgii. Kształtują obraz naszej ułomności. Na ile (?), kaleczeni przez życiową terapię normalności, będziemy nadal w stanie zachować: swoją odmienność, swoje szaleństwo i swoją walkę o ideały. Dokąd dojdziemy w „drodze powrotnej, która jest jak odradzanie, odbudowywanie równowagi psychicznej, radości istnienia i łagodnym porozumieniem ze światem”. Każdy z nas na pewnym etapie życia ma takie drogi powrotne. Do wspomnień, dzieciństwa, wyrywania się z narzucanych szablonów. A żyć trzeba tu i teraz. Warto posiadać takie drogi, lecz nie wolno nam się w nich zasklepić. Na nich zatrzymać. Nie wolno nam patrzeć wstecz. Tylko wstecz. Nie wolno nam patrzeć też tylko naprzód. Jedynym rozwiązaniem jest złoty środek. Arystotelesowska miara. A przede wszystkim: wiara, nadzieja i miłość.
Książka Glena ujęta została w pewne ramy perspektywy percepcji - poprzez brata głównego bohatera – Jacka, który jest młodym naukowcem po przejściach (rodzinnych), a jednocześnie zafascynowanym pasjonatem nauki. Chce zrozumieć i odkryć tajemnicę niewykorzystanych fragmentów mózgu. Prowadzi pozornie stabilne życie naukowca. Rytmiczne i poukładane. Układanka przeszłości majaczy jednak gdzieś w tle. Objawia nam, że relacje między ludźmi to najtrudniejsze dla nas wyzwanie … Jacek właściwie porzuca brata. Zostawia go na pastwę leczenia przez „fachowców”. I oni – dzięki pokorze i poddaniu głównego bohatera – tego dokonują. Jacek pozostaje z wyrzutami sumienia, ale i radością sukcesu uleczenia
     Książka została ujęta też w inne ramy. To wątek miłości do kobiety – ciemnookiej Anny … „Była wysoką, szczupłą brunetką, twarz miała delikatną i ciemne, głębokie oczy, pełne smutku i zdziwienia światem”. To wątek kuszenia życiem, zdradą i zwykłą – zdawałoby się ludzkiej miary – miłością … A jednak kreślą one atmosferę dla ważniejszych rozważań. Z piekła myśli bowiem składa się człowieka świat. To trzeba obłaskawić, okiełzać, oraz ujarzmić.
Czy owa ciemnooka jest demiurgiem tytułu? Być może w jakiejś części. Sądzę jednak, że za woalem tajemnic - „Ciemnooka” stanowi sztafaż intelektualny. Autorem powieści jest … znany poeta Który żyje naturą w jej świetlistym pięknie przenikniętym słonecznym światłem, światłem ziemskim, w perspektywie Boskości. Pod delikatną tkanką tej poezji kryje się siła niezwykła, duchowa; siła przeciwstawiania się rozpaczy, nihilizmowi, katastrofizmowi, pesymizmowi. Przeciwstawiania się zwątpieniu i beznadziei trawiącym współczesny świat – temu wszystkiemu, co w sposób zgoła niszczycielski wpływa na duchowość człowieka, ulegającego nawet podświadomie presji mrocznych tendencji.... to poeta żarliwy, z odwagą poruszający się na przeciwstawnych biegunach świata zmysłowego i zrodzonego z ludzkich pragnień, lęków, fascynacji. Ton jego wierszy jest niepodobny do innych: wyrazisty, samodzielny, niepokojący.
(Bohdan Pociej, “SYCYNA” Nr 17(95) 1998.)
Odkryłem zatem kilka kart. Nie mogę więcej, gdyż to książka, którą po prostu trzeba i warto przeczytać. Na zawsze pozostanie w pamięci czytelnika. Ja, przeżyłem ją głęboko. Spojrzałem na swoje życie z perspektywy Wszechświata, który pojawił się w nim, bądź który ja sam stworzyłem. Taki prywatny wszechświat na własne potrzeby, aby tanio uzasadniać swoją drogę i swoje istnienie. Spojrzałem z dystansem na egoizm, los, radości i smutki. Muszę to wszystko przemyśleć. To wszystko co jest, jest przecież … myślą.
Muszę odkryć nowe horyzonty. Otworzyć nowy etap w życiu. Każdemu jest on potrzebny. Warto poznać „Ciemnooką” oraz ciemnooki wyraz Wszechświata; doznać olśnienia, czy nawet wielu olśnień, by po prostu - lepiej żyć …
Andrzej Walter
___________________
Dawid Glen; „Ciemnooka”. Wydawnictwo Self Publishing, str. 138, ISBN:978-83-272-3843-6

.

sobota, 21 marca 2015

Wietnam.Wisława Szymborska .Z tomu Wiersze Wybrane .

Kobieto, jak się nazywasz ?-Nie wiem .
Kiedy się urodziłaś ,skąd pochodzisz?-Nie wiem..
Dlaczego wykopałaś sobie norę w ziemi?-Nie wiem.
Odkąd się tu ukrywasz?-Nie wiem .
Czemu ugryzłaś mnie w serdeczny palec?-Nie wiem .
Po czyjej jesteś stronie ?-Nie wiem 
Teraz jest wojna , musisz wybrać .-Nie wiem 
Czy twoja wieś jeszcze istnieje?-Nie wiem.
Czy to są twoje dzieci .?-Tak.


Czy grozi światu zagłada ?

Wiadomo ,że historia lubi się powtarzać, że nic na tym świecie nie trwa długo , że każda rzecz, a także życie człowieka jest kruche i krótkie ..Znów po kilkudziesięciu latach względnego pokoju , pojawił się na wschodzie szaleniec który chce rozpętać III wojnę światową , a zaledwie podnieśliśmy się ze zgliszcz II -giej.  .Nigdy od zarania ludzkości, broń nie posiadała takiej jak teraz , siły rażenia .Jak dojdzie do wojny , świat już na zawsze pogrąży się w chaosie i w ciemnościach  i tak jak mówiły stare przepowiednie -"człowiek będzie całował ślady stóp drugiego człowieka ".Wojna nie będzie miała  lokalnego charakteru , będzie totalna .  Boję się , że.coraz szybciej zmierzamy w tym kierunku.W obwodzie kaliningradzkim Rosja gromadzi broń, w tym nuklearną ,my po wieloletnich zaniedbaniach jako naiwni  przyjaciele Putina , zaczynamy myśleć dopiero o zbrojeniu ,na systemy tylko obrony powietrznej, potrzeba nam około 20 mld zł..Mamy  wielkie plany uzbrojenia armii.A Rosja  będzie czekać ? Może uderzyć znienacka. Zacieśnia więzy z Koreą Północną .Poboru powszechnego nie ma , szkolenie rezerwistów ,aby byli przydatni w zgranych pododdziałach,  musi potrwać kilka miesięcy .A skąd na to wszystko wziąć pieniądze kiedy Polska zadłużona , a i niedobór w budżecie .Dzisiaj w TVN słyszałam ,że będziemy ćwiczyć obronę największego miasta w Polsce.. .  Ktoś może powiedzieć -te działania i wypowiedzi Putina to tylko wojna informatyczna .Ja nie sadzę .To jest oswajanie nas z możliwością wojny , której wybuch wydawał się do niedawna absurdem. Ale widzimy jak ginie osamotniona Ukraina .Jak bezmyślnie i bezdusznie niszczy się dorobek i życie kolejnego pokolenia .Nie napawa to optymizmem.    Seneka napisał" :największą zatem pociechą dla człowieka jest myśl ,że wszyscy przed nim cierpieli i wszyscy po nim będą cierpieli to, co jego spotkało.I  dlatego wydaje mi się ,że to co natura uczyniła czymś najbardziej uciążliwym , uczyniła powszechnym , ażeby wobec okrucieństw Przeznaczenia pociechą był ich równy podział.".     Mnie to nie pociesza .Nie wyobrażam sobie ja, wychowana w okresie pokoju , jak na moją głowę będzie spadać płonące niebo  . . gdy  kolejny raz doszłoby do  przegranej człowieka . . . ev

czwartek, 12 marca 2015

Piszta, piszta! Może ktuś przeczyta

Jest dla mnie rzeczą niepojętą, by grono znamienitych osobistości świata kultury i sztuki kraju blisko 40-milionowego, mieniące się elitą intelektualną, słało adres do sklepikarza... tj.Firmy EMPIK.
    


  Czy sygnatariusze poniższego adresu zamierzają podpisać kolejny, skierowany do pani Genowefy, właścicielki kiosku w Morągu, prosząc ją czołobitnie o godną wystawę dla ich drukowanych wspomnień, powieści, tomików z poezjami itp.? Dlaczego nie, podobno wszystkie drogi prowadzą do celu. O ile się wie, do jakiego celu się zmierza....

__________________________________________


ARTYŚCI


DO


"Szanujemy literaturę popularną, lubimy i cenimy dobre kryminały, thrillery, czy komiksy, ale już literatura tzw. celebrycka nie powinna stanowić głównej oferty sprzedaży księgarni. Trzeba zachować proporcje wprowadzając do sieci sklepów także literaturę piękną, może mniej popularną, bardziej niszową" - czytamy w liście zamieszczonym na www.ksiazki.net.pl (pod tym adresem odbywa się handel witrynami.)

"Kiedyś klient EMPIK-u był przyzwyczajony, że znajdzie w jego salonach książki niedostępne w innych księgarniach. To się zmieniło. Kiedy bywamy w podobnych sieciach na świecie (np. FNAC we Francji, czy La Feltrinelli we Włoszech) wychodzimy z nich ze smutkiem. Tam eksponowane są wszelkie możliwe rozbudowane działy: klasyka, nauka, filozofia, poezja, medycyna, literatura faktu, polityka, beletrystyka, sztuka itd., które się wstydliwie nie chowają. Te sieci są demokratyczne, traktują różne gatunki i tematy książek równo. Istnieją w nich działy „longsellerów” – książek, które się promuje długo, i które z powodu swojej treści będą czytane zawsze. Czy w EMPIK-u tak od wejścia, od ręki dostaniemy dzieła filozofów, poetów? Czy dostaniemy klasykę?" - pytają w liście m.in. Krystyna Janda, Agnieszka Holland czy Jacek Poniedziałek.

List podpisali:

Piotr Bratkowski, Sylwia Chutnik, Adam Cioczek, Jarosław Czechowicz, Justyna Dąbrowska, Marta Dzido, Anna Dziewit-Meller, Izabela Fietkiewicz-Paszek, Marta Fox, Agnieszka Graff, Barbara Gruszka-Zych, Magdalena Grzebałkowska, Remigiusz Grzela, Agnieszka Holland, Inga Iwasiów, Anna Janko, Anita Halina Janowska, Miłada Jędrysik, Gabriel Leonard Kamiński, Jaś Kapela, Grzegorz Kozera, Katarzyna Kubisiowska, Ewa Lipska, Łukasz Maciejewski, Kaja Malanowska, Iza Michalewicz, Joanna Laprus-Mikulska, Krystian Lupa, Marek Łuszczyna, Anna Onichimowska, Jan Ordyński, Lidia Ostałowska, Eda Ostrowska, Magdalena Parys, Adam Pluszka, Patrycja Pustkowiak, Agata Pyzik, Monika Rakusa, Małgorzata Rejmer, Radosław Romaniuk, Zyta Rudzka, Hanna Samson, Justyna Sobolewska, Izabela Sowa, Dionisios Sturis, Mariusz Szczygieł, Sylwia Szwed, Katarzyna Tubylewicz, Magdalena Tulli, Agata Tuszyńska, Mike Urbaniak, Monika Wasowska, Grzegorz Wasowski, Maciej Wesołowski, Marcin Wilk, Ewa Winnicka, Ludwika Włodek i Magda Żakowska.


______________________________________



DO

ARTYSTÓW




09 mar 2015

Szanowni Państwo,

Dziękuje za list – z uwagą zapoznałam się z jego treścią i odbieram go jako konstruktywną opinię.
Jesteśmy w momencie opracowywania strategii na najbliższe lata i głos artystów oraz ludzi kultury jest dla nas bardzo istotną wskazówką na drodze do pozytywnych zmian.
Jako zespół Empiku czujemy się wyróżnieni, że jesteśmy dla Państwa partnerem do dyskusji o kondycji czytelnictwa w Polsce. Będąc w trakcie prac nad definicją potrzebnych zmian, chcielibyśmy równocześnie wspomnieć, że już dziś Empik realizuje szereg działań, o których mowa w Państwa liście – działania te będziemy również kontynuować w kolejnych latach.

ROLA KSIĄŻKI W EMPIKU:

Książki są najważniejszą i kluczową dla nas kategorią i mają stabilny udział w ogólnej sprzedaży, w 2014 roku na poziomie ok. 43% ogólnego obrotu salonów. Empik, pomimo że nie jest tylko księgarnią, bo oferujemy zdecydowanie szerszy asortyment, od zawsze był postrzegany jako miejsce, do którego w pierwszej kolejności przychodzi się właśnie po książki. To DNA marki starannie pielęgnujemy i książka nadal pozostanie kluczową kategorią w portfolio asortymentowym Empiku. Od wielu lat ten udział jest stabilny – na poziomie 42-43%. Cel na najbliższe lata to 45% udziału książki w ogólnym obrocie sieci.
Warto też dodać, że w ubiegłym roku w 101 salonach powiększyliśmy powierzchnię dedykowaną książce oraz o kilkanaście procent powiększyliśmy udział książek z tzw. back katalogu (starsze tytuły).

OFERTA KSIĄŻKOWA W EMPIKACH:

Oferta książkowa Empików uzależniona jest od wielkości sklepów. W dużych salonach dostępny jest szeroki wybór tytułów łącznie z klasyką literatury, poezją, książkami specjalistycznymi, etc. W mniejszych salonach, ze względu na ich rozmiary, prezentujemy ofertę nowości wydawniczych oraz najbardziej popularne tytuły, ale każdy z klientów ma możliwość zamówienia interesującego go tytułu na miejscu, z darmową dostawą do salonu. Jednocześnie staramy się na bieżąco ulepszać naszą ofertę i jest to jeden z priorytetów na najbliższe miesiące.

EMPIK A WSPÓŁPRACA W MAŁYMI WYDAWNICTWAMI:

Śledzimy trendy i jesteśmy na bieżąco z ofertą wydawniczą – również tą niszową. Współpracujemy z wieloma małymi wydawnictwami, ale za pośrednictwem dystrybutorów. To model obowiązujący na całym świecie. Niestety, nie jesteśmy w stanie współpracować bezpośrednio z każdym z wydawnictw. (...)

wtorek, 3 marca 2015

Kobieta i mężczyzna.Aforyzmy.

Szczęście dla mężczyzny to świadomość ,że kiedy wieczorem wraca do domu ,jakaś kobieta nasłuchuje jego kroków .-Clark Gable

Mężczyźni zakochują się patrząc na kobiety ..Kobiety- kiedy słuchają mężczyzn.    Zsz Zsa eGabor

To kobieta wybiera mężczyznę, który ją wybierze.Paul Geraldi.

To bardzo niebezpiecznie zaglądać kobiecie w serce.Mikołaj Gogol

Kobieta nie powinna być gorsza od anioła -mężczyzna zaś, tylko trochę lepszy od diabła .F.Hebbel.


A teraz co na to Poeta ?

*      *       *

Mur który nas dzieli 
jest zwyczajny
jego cementowe  usta
szepczą grzeszne kłamstwa

Twoje ciało za ścianą 
jest gładkie 
Przytulam twarz do szorstkiego kamienia
słyszę jak bije serce grzechu

Chciałbym być rzeką
kiedy naga płyniesz
do źródła
Twoje ciało jest lekkie
jak piana 
O dwa brzegi opieram ramiona 
by cię nie zgubić.


Z tomu - Szept igły w otwartej żyle.
         Jan Strządała

















ZE SCENY II

czyli 
MÓJ NOWY OBRAZ

"ZE SCENY II"; Akryle na płótnie. 54 x 70 cm

Na pytanie, "jaką myśl przedstawia" mój obraz odpowiadam: jak każdy obraz niebędący pejzażem, przedstawia wiele myśli, wiele pytań bez odpowiedzi i rozliczne odpowiedzi na niepostawione pytania.

Danuta Majewska 
.
.

Leszek Długosz - "W oczekiwaniu wiosny" - Poezja Śpiewana

Za późno już ?

Obserwując to co się dzieje na świecie , jak rozpowszechnia się zło , jak rosną szeregi zbiorowych morderców , jak czuja się bezkarni i coraz okrutniejsi wobec innych niewinnych ludzi ,zaczynam się bać o najbliższą przyszłość .Dochodzi do tego zagrożenie ze strony Rosji , dla której Polska stała  się nagle  największym wrogiem  i Tusk przestał wpadać z porozumiewawczym spojrzeniem w ramiona Putina .Rzad i Prezydent  stracił ostatnie kilka lat na zbrojenie , na nawiązanie sojuszy z sąsiadami .Wręcz przeciwnie rozbroił Polskę likwidując zasadniczą służbę , żołnierzy wyszkolonych zamienił w armie urzędników na etatach ,obcinał wydatki na obronność .I co ? Mówi się teraz , że w przypadku agresji na Polskę , nasza zdolność do obrony będzie trwać kilka godzin , a na pomoc NATO nie możemy liczyć .Znowu rząd i Prezydent coś obiecuje ,że da pieniądze na uzbrojenie armii której . . . nie ma .Tusk , prezydent Komorowski okazali się naiwni w swojej polityce zagranicznej,Konsekwencje tego dla Polski  mogą być dramatyczne , możemy stracić niepodległość  i to już na zawsze . . . Ukraina jest przykładem ,że nikt nam nie pomoże , bo znów będzie się liczył sojusz niemiecko- rosyjski , a Polska może być tylko teatrem wojny .gdzie jeszcze raz Niemcy i Rosja podzielą się strefami wpływów .Czuję całkowitą bezradność jako obywatelka tego kraju.Dla pocieszenia siebie i czytających to , przytaczam wiersz Leszka Długosza zapowiadającego przyjście wiosny która jest zawsze dla każdego jak Leszek to pięknie ujął "szczęścia dotykiem "


Na przedwiośniu z hejnałem. . . Leszek  Długosz

Na przedwiośniu
[w luto -marcu ]
Pod zielonym baldachimem
           leszczyny
-Chwila szczęścia
Przydarzona spośród
          wszystkich
Co przez niebo ciągną wraz
           z obłoki
Jedna taka , tu przysłana
-zaproszenie do sezonu ?
Świecie , nie płosz
Ucisz jady złe posoki
Pozimowa chwila jasna
-Zwoje słońca w seledynach
Jakby plaster łagodności
Oczy serce znów owijał
Świecie odpłyń
Schowaj swoje "newsy"
-Wawel , Planty
I leszczyny znów baldachim
Tkliwym wiatrem kołysany
To nie dosyć?
Z przypomnienia, i ta oto
-Z uładzenia z samym sobą
Chwila jasna. .
Na tej ławce przydarzona
Obdarzona nieba gestem
I zmącona już westchnieniem :
"Więc raz jeszcze?
-Ile jeszcze"?
Świecie , nie rań , zgódź się
-Ten raz choćby
-Ktoś by pragnął więcej?
Na przedwiośniu
       - w luto-marcu

Złota łuska prosto w serce
-Dotyk szczęścia. . .
Łowco szczęścia pod leszczyną
Z czułym wnykiem przyczajony
-Szczęścia dotyk
?-Ktoś powiedział
     
-Bez przesady . ot,
  szczęsciątka zadraśniecie
Chwila moment. .
-Trzebaż więcej ?



. Dla mnie nic więcej do szczęścia ,ponad ten wiersz , już Leszku - nie trzeba .ev