Czy
rozpacz można przemienić w nadzieję? Czyż wszyscy nie żyjemy w
zakładzie zamkniętym dla psychicznie chorych? Nazwaliśmy go
światem. Tym światem. Jedynie nam znanym światem. Światem, który
jest, w natłoku swoich bolączek – mimo wszystko - piękny i
zachwycający. To trzeba mocno podkreślić. Ale i jest jednocześnie
– dojmująco brutalny. Jak znaleźć równowagę pomiędzy tymi
sprzecznościami? Jak żyć w kontraście dobra i zła? Wreszcie, jak
odszukać właściwą drogę…
Czy
metamorfoza rozpaczy, katharsis ku nadziei, będącą efektem terapii
życiem, nie odziera nas z marzeń i pragnień? Czy ta kuracja jest
nam w ogóle potrzebna? Czy też jesteśmy na nią nieuchronnie
skazani cywilizacyjną koniecznością bytu… oraz ciągłym
szamotaniem się w dążeniu ku Prawdzie… prawdzie, która okazuje
się niekończącą się drogą - bez drogowskazów.
Rozważam
te dylematy po lekturze książki Dawida Glena „Ciemnooka”. To
zaledwie ich drobna część. Ułamek wielu pytań w natłoku:
sekund, chwil, myśli i refleksji. Elementy zadumy: nad moim i nad
twoim – drogi Czytelniku - miejscem we Wszechświecie. Miejscu
ciemnookim, a
jednocześnie ponętnym. Lektura tej książki niepokoi, a zarazem
wyzwala. Zatrważa, a jednocześnie prowadzi ku wyrafinowanej ścieżce
koncepcji, że „nie we Wszechświecie pojawiło się życie – to
w Życiu
pojawił się Wszechświat …”. Czy wolno nam - tak właśnie -
spojrzeć na to, co nas otacza? Autor zaproponował nam wyzywające
intelektualnie odwrócenie perspektyw widzenia. Niczym Antoine de
Saint-Exupéry proponuje nam podróż do prawd uniwersalnych ukazując
nowe spojrzenie na przeżycia rozwiniętego duchowo człowieka XXI
wieku.
Nie
trudno dociec, że Dawid Glen napisał tę książkę pod
pseudonimem. Poszukajcie Autora w
sieci, ale póki co nie
naruszajmy Jego prawa do anonimowości. Jej celowość nie ulega
wątpliwości, biorąc pod uwagę istotę przesłania zawartego na
kartach książki. Chodzi bowiem o treść. Autor chce pozostać na
drugim planie i uszanujmy to. „Ciemnooka” jest jedną z
najlepszych książek jakie miałem przyjemność ostatnio czytać.
Podobnego rodzaju refleksje i pytania wzbudziły onegdaj w mojej
świadomości lektury: „Czarodziejskiej góry” Tomasza Mana oraz
„Lotu nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya. Dawid Glen poszedł
jednak dalej. W odróżnieniu od przywołanych tu dzieł pokazał
potęgę nadziei. Szansę uleczenia i wyzwolenia. Ta swoista
denominacja realiów może oszołomić. Szpital psychiatryczny to
miejsce lęku, enklawa choroby, kwintesencja wyobcowania oraz miejsce
wręcz bez nadziei. Można tylko uciekać od tego tematu. Można go
ukazać jak Wojtek Smarzowski w sztuce teatralnej „Kuracja” na
podstawie powieści Jacka Głębskiego. Tam młody naukowiec wymyśla
eksperyment poznania swojego zawodu – lekarza psychiatry - zostając
anonimowym pacjentem zakładu odosobnienia. Zostaje tam już jednak
na zawsze.
Nie ma nadziei. Jest: koniec, choroba i śmierć. Albo gorzej –
piekło trwania w zamęcie i bólu.
Bohater
Glena tętni życiem. Życia pragnieniem i … nadzieją. Może to
jest recepta na dziwne, trudne czasy. Rozniecić nadzieję. Pokazać
nowy horyzont zapomnianych wartości. Opisać sumę doświadczeń i
potęgę myśli. Wreszcie zanurzyć nas w wielkim sensie miłości
oraz ofiary, bez której żadna prawdziwa miłość, obyć się nie
może. To nie jest książka banalna. To nie jest książka akcji. To
opowieść o współczesnym człowieku. O filozofii trwania. O
wartościach bezwzględnych, które należy rozszyfrować w naszej
przygodzie zwanej życiem. Nie ma od tego ucieczki. Nie mamy
właściwie wyboru. Jeśli chcemy to życie przetrwać i odnaleźć w
nim sens. Jeśli chcemy pojąć co to szczęście i jeśli chcemy i
potrafimy je odnaleźć.
Najważniejsze
słowa padają w rozmowie bohatera powieści z bratem, który
dowiaduje się o jego chorobie. Ta choroba, być może jest chorobą
każdego z nas. Jej symptomy są dostrzegalne lub nie. Ale jednak one
są. Pulsują w papce życia. Zanurzmy się na chwilę w świat
(pozornie) schorowanej wyobraźni … Uważam, iż należy przytoczyć
obszerny fragment powieści, gdyż stanowi on wielkie, ważne i
zwarte przesłanie dla współczesnego człowieka… To pewnego
rodzaju credo. Deklaracja niepodległości wobec „normalnej”
społeczności żywiącej się – prawem, systemem i szablonem.
„ -
Jacek, ale ja to wszystko przemyślałem. Wiem, że świat jest inny
niż myślą ludzie. (…)
Zrobiło
się tak czarno, jakby zamknęły się niewidzialne oczy. Jest tak
słono, jakby wyparowało morze. Jest tak czerwono jak w środku
serca. Rozum powinien być twoim sługą, nie panem. Nie pozwól mu
okrążać twojej miłości. Bo to nie we Wszechświecie pojawiło
się życie - to w „Życiu" pojawił się Wszechświat. I
wcale nie jest nieskończony, jest tylko taki wielki, jak wielką
potrafisz mu wyznaczyć granicę. Wszechświat jest tylko tym, co
potrafisz wyobrazić sobie, poza sobą. To wszystko, co jest, jest
myślą, Tam gdzie kończy się myśl, kończy się życie. To nie
śmierć jest granicą, ciemnością, przepaścią - ciszą. To
nieobecność myśli, jest przeciwieństwem życia. Jak prawdziwie i
pięknie świat opowiada nam siebie, ptaka opowiada jego lotem i
śpiewem. Trawę - jej cichą łagodnością i chłodem.
Odległość - opowiada nam, czarną kreską lasu, a bliskość -
dotknięciem, czyli sobą. Kiedy jesteśmy blisko, czujemy gorące
dotknięcia i sami jesteśmy, jak dłoń, jak skóra? Oddalając się
odczuwamy lęk i niepewność, ale tylko tak długo, dopóki nie
wyzwolimy z siebie nowej myśli, która nas zwiąże, z następnym
elementem świata.
Sami
też jesteśmy myślą, ale ta myśl nakłada się na tę, którą
sami myślimy o niej i wtedy - powstaje świadomość, czyli świat,
który wie, że jest. Jego narzędziem jest rozum, jego ludzkim
kształtem jest umysł. Jego głodem jest poznanie, a jego owocem:
rozwój świadomości. Oczywiście ten proces nie może następować
w oderwaniu od ptaka, ziemi, trawy, czy deszczu. On dzieje się we
wszystkim, co jest. Ziemia urodziła życie z myśli, a sama
pomyślana została. Jej ciało rozkwitło myślami, a one zamieniły
się w istoty i przedmioty, które wyzwalają następne myśli.
To
wszystko, co do tej pory powiedziałem, to takie słowa ze słów -
takie papierowe rozmyślania. Ale jest ważnym, żeby zadawać sobie
pytania wykraczające poza egzystencjalną niepewność i usiłować
„urwać się materii ". Tylko wtedy, kiedy udaje się nam "
urwać materii " - zapomnieć, że jesteśmy - myśleć „poza
sobą" - tyko wtedy możemy "rozszerzyć świat" -
zobaczyć go o
ten kawałek dalej, który stworzyliśmy w myśli, a raczej - myślą.
W takiej chwili jesteśmy najbliżej Boga. Myślimy jego myślą. Nie
możemy niczego stworzyć, jeżeli pozostajemy w "studni"
ciała. Wtedy można tylko marzyć o wyjściu z cembrowiny. I takie
marzenie tkwi w naszej podświadomości od prapoczątku. Ciało,
tylko wulgarnie rzecz ujmując, jest materią. Tak naprawdę, to
ciało jest, transformacją słowa. Jest możliwością myśli, jest
jej sercem i krwią. Nasze ciało jest materią, która szczelnie,
precyzyjnie wypełnia ideę. Została wykrystalizowana w procesie
ewolucji w ciało, które jest pochodną: chleba, powietrza, wody i
ognia. Struktura ta wtedy posiada cechy, które nazywamy "
życiem ", kiedy spełnia ideę, która ją powołała. Ale
zaprogramowana jest tylko, jako ofiara. Musi oswoić się z tym
programem i wykonać go do końca. Niezależnie od tego, czy w niego
wierzy, czy nie. Od urodzenia do śmierci, uczy się dawać. Ci,
którzy tego nie rozumieją, próbują brać, wkraczają w pole błędu
i dokonują ofiary daremnej. Tajemnica ofiary jest trudna. Nie żyje
się dla życia. Żyje się po to, żeby dokonać ofiary - dać, nie
czekając nic w zamian. Płytkie, małostkowe poszukiwanie bliskich
potwierdzeń, " w zasięgu ręki ", daje też takie płytkie
spełnienia. W najlepszym przypadku i tak kończące się niezbywalną
śmiercią. Przyjęcie każdej opcji, poza własne ciało, a już
szczególnie w sferę myśli - słowa, daje rozrost świata.
Przesuwanie granicy śmierci, o ten kawałek.
Oczywiście
niczego nie otrzymamy za darmo. To właśnie ofiara jest ceną, którą
płacimy. Żeby zaproponować lepszą, ciekawszą gałązkę świata,
musimy rozszerzyć własny świat. Naj prawdziwiej dokonujemy tego
poszerzenia, przez połączenie z innym światem. Następuje to w
chwili, podarowania komuś drugiemu tego, co w nas najlepsze,
najprawdziwsze, własne. (…) Siłą, która indukuje możliwość
prawdy - jest zbliżenie przez miłość. Dlatego każda miłość
jest najważniejsza, bo prowadzi nas do prawdy. Człowiek jest
istotą, która ma zgromadzone w jednym bycie, wszystkie elementy
Wszechświata, oczywiście w połowie. Bo tylko taki zestaw pozwala
żyć i myśleć. Oczywiście to myślenie, też jest tylko -
ułomne. Dlatego tak trudno i tak długo trwa rozpoznawanie świata.
Żeby
rozpoznać świat, żeby dotknąć jego tajemnicy, trzeba "
otworzyć serce" i pozwolić płynąć krwi swojej przez
nieznane. Krwią, która dotyka nieznanej duszy świata, są myśli.
Jeżeli potrafimy pomyśleć materię to ona się staje, staje się
na tę chwilę. Materia nie trwa, ona się staje. Dlatego materii nie
można pomijać, ale też nie wolno nadawać jej większej miary, niż
sama sobie wyznaczyła. We Wszechświecie trwa tylko myśl. I nie
jest ona tak zależna, jak to sobie ustaliliśmy. Myśl jest ideą
niematerialną. Jest siłą, której źródłem wcale nie jest mózg.
Owszem, w mózgu następują pewne materialne procesy (biochemiczne,
biofizyczne).Ale tu nic więcej wydarzyć się nie może. Prawdziwy
proces zmiany, ruchu idei - zaczyna się w " słońcu myśli "
i kiedy otworzymy się, zaczynamy myśleć. Lecz nie myślimy o
świecie, myślimy: światem. Na przykład: ... Myślimy nie „o
deszczu” -... Myślimy "deszczem". Bo oprócz tej postaci
świata, którą widzimy, w której żyjemy, którą potrafimy
opowiedzieć - jest jeszcze, a może przede wszystkim, - inna postać,
inna przestrzeń. (…)
Są
takie znaki, które pozwalają nam zajrzeć w strumień myśli,
wyłowić z niego kolejne znaczenie. Tymi znakami są "słowa".
Oczywiście to zjawisko nie dzieje się słowami. Bo my nie myślimy
słowami. Jak powiedziałem wcześniej - myślimy "deszczem".
Słowo "deszcz" daje nam tylko możliwość zobaczenia, że
w strumieniu myśli naprawdę są krople, jest wiatr i chłód.
-
Zakończę ten przydługi wywód, kilkoma uwagami wywodzącymi się z
pytań podstawowych. Niebo wcale nie musi być w górze, a tym
bardziej w Kosmosie. Życie ma swój rdzeń i w nim pulsuje to, co
wydaje nam się „Rajem". Oddalanie od życia, to pogrążanie
się w śmierci. Sonda kosmiczna, uciekająca w martwy Wszechświat
umiera z przerażenia. Ludzki umysł wyposażył ją w konstrukcję
wyrażającą myśl - ideę, ale ta idea tak długo istnieje, jak
długo może kontaktować się z umysłem, który ją powołał. Z
tego wynika, że świat oglądamy umysłem, a nie przyrządem.
Opisując świat metodą naukową, wcale nie opowiadamy struktury,
funkcji, czy kondycji kosmosu. Opowiadamy, uświadamiamy tylko
możliwości umysłu, zdejmujemy kolejną zasłonę. Cały
Wszechświat istnieje w nas.
Właściwie
to, nie ma świata materialnego. Istnieje tylko nasze ludzkie
wyobrażenie świata, informowane przez umysł - ( zmysły) o
niemożliwości przekroczenia różnych progów - barier. Wszystkie
bariery zmysłów są barierami neutralizującymi się, przy
osiągnięciu progowej zasłony. Tylko dotykanie wewnętrzne nie ma
bariery. Nazywamy je wyobraźnią, a tak naprawdę jest
„nieskończonością". Dlatego myślą możemy dotknąć,
najciemniejszego płomienia i usłyszeć "myślą"
najdelikatniejszy wybuch świata. Wyobraźnia jest miłością po obu
stronach życia.”
Jednak,
aby to zrozumieć, uchwycić,
trzeba się otworzyć na wszystko co nas otacza. Trzeba pokory i
chęci poniesienia ofiary, aby doznać radości jej ponoszenia. To
wyjątkowe olśnienie nie jest nam dane ot tak. Musimy do niego:
dojść, dojrzeć, odszukać je dla siebie i w stosunku do bliźniego.
Zobaczyć obok siebie człowieka. Nauczyć się kompromisu: pomiędzy
życiem dla siebie, a również dla tego
człowieka obok nas. Odczuć
radość dawania. Jest większa i pełniejsza niż permanentne
konsumowanie, branie i pasożytowanie.
Jakże
trudne to przesłanie w dzisiejszym świecie. W świecie egoizmu i
samorealizacji. W świecie pieniądza, władzy i nowoczesnej
komunikacji. Wreszcie w świecie totalnym, globalnym, w którym
poddawani jesteśmy: numeryzacji,
utylizacji i kształtowaniu na idealnego konsumenta. Napisanie takiej
książki - w
tym właśnie świecie świadczy
o mądrości i wielkiej odwadze. Świadczy o ogromnej głębi
przemyśleń oraz empatii, którą Autor chce wyrazić i nas nią
zarazić. Jego bohater poddaje się. Nie chce walczyć. Ulega
terapii. A jednak pozostają w nim te wartości, w które wierzy.
Może są one „jakoś tam” zredukowane, odarte z godności,
ograniczone, ale są żywe i zawsze takimi pozostaną. Szkoda tylko,
że aby Tutaj
żyć (i przeżyć) trzeba przestać je głosić. Trzeba przestać o
nich mówić. Trzeba je ukryć w głębi myśli, zamknąć w klatce
siebie i trzymać pod kluczem samokontroli. „Skazać
się na życie po dwóch stronach wyobraźni”. Unicestwić
siebie pod maską dostosowania do współczesności. Wtedy mamy
szansę na wypis ze szpitala. Szpitala przemienienia.
To
jednak nie koniec. To byłoby zbyt proste. Zbyt hollywoodzko-banalne.
Książka Dawida Glena jest otwarta. Na końcu zadaje pytanie, nie
będące pytaniem, lecz wyzwaniem pytającym. Poetyzuje przesłaniem.
Każdy wniesie weń swoją sumę doznań i doświadczeń. Czy
właściwie odczytujemy przeznaczenie? Czy nasze ciągłe odradzanie
jest wciąż żywe i sensowne? Czy nadal mamy szansę na nowe etapy w
życiu? Nie jestem w stanie na te pytania udzielić odpowiedzi.
Zapadają w świadomość głębią swojej melancholii oraz
nostalgii. Kształtują obraz naszej ułomności. Na ile (?),
kaleczeni przez życiową terapię normalności, będziemy nadal w
stanie zachować: swoją odmienność, swoje szaleństwo i swoją
walkę o ideały. Dokąd dojdziemy w „drodze powrotnej, która jest
jak odradzanie, odbudowywanie równowagi psychicznej, radości
istnienia i łagodnym porozumieniem ze światem”. Każdy z nas na
pewnym etapie życia ma takie drogi powrotne. Do wspomnień,
dzieciństwa, wyrywania się z narzucanych szablonów. A żyć trzeba
tu i teraz. Warto posiadać takie drogi, lecz nie wolno nam się w
nich zasklepić. Na nich zatrzymać. Nie wolno nam patrzeć wstecz.
Tylko wstecz. Nie wolno nam patrzeć też tylko naprzód. Jedynym
rozwiązaniem jest złoty środek. Arystotelesowska miara. A przede
wszystkim: wiara, nadzieja i miłość.
Książka Glena ujęta
została w pewne ramy perspektywy percepcji - poprzez brata głównego
bohatera – Jacka, który jest młodym naukowcem po przejściach
(rodzinnych), a jednocześnie zafascynowanym pasjonatem nauki. Chce
zrozumieć i odkryć tajemnicę niewykorzystanych fragmentów mózgu.
Prowadzi pozornie stabilne życie naukowca. Rytmiczne i poukładane.
Układanka przeszłości majaczy jednak gdzieś w tle. Objawia nam,
że relacje między ludźmi to najtrudniejsze dla nas wyzwanie …
Jacek właściwie porzuca brata. Zostawia go na pastwę leczenia
przez „fachowców”. I oni – dzięki pokorze i poddaniu głównego
bohatera – tego dokonują. Jacek pozostaje z wyrzutami sumienia,
ale i radością sukcesu
uleczenia …
Książka została
ujęta też w inne ramy. To wątek miłości do kobiety –
ciemnookiej Anny … „Była
wysoką, szczupłą brunetką, twarz miała delikatną i ciemne,
głębokie oczy, pełne smutku i zdziwienia światem”.
To wątek kuszenia życiem,
zdradą i zwykłą – zdawałoby się ludzkiej miary – miłością
… A jednak kreślą one atmosferę dla ważniejszych rozważań. Z
piekła myśli bowiem składa się człowieka świat. To trzeba
obłaskawić, okiełzać, oraz ujarzmić.
Czy owa ciemnooka
jest demiurgiem tytułu? Być może w jakiejś części. Sądzę
jednak, że za woalem tajemnic - „Ciemnooka” stanowi sztafaż
intelektualny. Autorem powieści jest … znany poeta Który
żyje naturą w jej świetlistym pięknie
przenikniętym słonecznym światłem, światłem ziemskim, w
perspektywie Boskości. Pod delikatną tkanką tej poezji kryje się
siła niezwykła, duchowa; siła przeciwstawiania się rozpaczy,
nihilizmowi, katastrofizmowi, pesymizmowi. Przeciwstawiania się
zwątpieniu i beznadziei trawiącym współczesny świat – temu
wszystkiemu, co w sposób zgoła niszczycielski wpływa na duchowość
człowieka, ulegającego nawet podświadomie presji mrocznych
tendencji.... to poeta żarliwy, z odwagą poruszający się na
przeciwstawnych biegunach świata zmysłowego i zrodzonego z ludzkich
pragnień, lęków, fascynacji. Ton jego wierszy jest niepodobny do
innych: wyrazisty, samodzielny, niepokojący.
(Bohdan Pociej,
“SYCYNA” Nr 17(95) 1998.)
Odkryłem zatem kilka
kart. Nie mogę więcej, gdyż to książka, którą po prostu trzeba
i warto przeczytać. Na zawsze pozostanie w pamięci czytelnika. Ja,
przeżyłem ją głęboko. Spojrzałem na swoje życie z perspektywy
Wszechświata, który pojawił się w nim, bądź który ja sam
stworzyłem. Taki prywatny wszechświat na własne potrzeby, aby
tanio uzasadniać swoją drogę i swoje istnienie. Spojrzałem z
dystansem na egoizm, los, radości i smutki. Muszę to wszystko
przemyśleć. To wszystko co jest, jest przecież … myślą.
Muszę odkryć nowe
horyzonty. Otworzyć nowy etap w życiu. Każdemu jest on potrzebny.
Warto poznać „Ciemnooką” oraz ciemnooki wyraz Wszechświata;
doznać olśnienia, czy nawet wielu olśnień, by po prostu - lepiej
żyć …
Andrzej Walter
___________________
Dawid Glen;
„Ciemnooka”. Wydawnictwo Self Publishing, str. 138,
ISBN:978-83-272-3843-6
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz