wtorek, 29 kwietnia 2014

Spoglądam wstecz, razem

Z TADEUSZEM RÓŻEWICZEM


W związku ze śmiercią poety, sięgnęłam do posiadanych tomików jego wierszy. Tym razem wpadł w moje ręce tomik pod tytułem Twarz - wydany w 1966 r. Jest również rok 1966 - 22  październik. Ja mam 22 lata, studentka V roku. Jest dedykacja "Koleżance - na pamiątkę - za znalezione na ulicy pieniądze kupił - Janusz Zawiliński." Wyjaśniam dla ścisłości - to znajomy, towarzysz wypraw w góry, student AGH.
    Już na wstępnej stronie tomiku nad nazwiskiem Tadeusz Różewicz, równo i proporcjonalnie nadpisałam - "Poeta Nie Wierszy ale Faktów." I zaraz obok, na prawie pustej stronie z nazwą wydawnictwa Czytelnik dopisałam "Poznałem cały świat, wiem że próżno ludzki duch w zaświaty goni. Niech się tam głupcy pustym łudzą snem. Że nad chmurami Jeden Jest - Jak Oni. Na ziemi dzielnie trwaj, bo ona wie, co tobie odpowiedzieć gdy zawołasz.. Chcesz po wieczności błądzić jak we mgle? To tutaj poznasz, co uchwycić zdołasz. Taka twa droga, taki żywot twój. I choć cię straszą widma z tamtej strony, ty idź wiąż naprzód, przez radość i znój. Człowieku nigdy nie zaspokojony.  J. W. Goethe; "Faust"
   Pod spodem tego cytatu dopisek mojego autorstwa 
- Niełatwo jednak dokonać tego tragicznego wyboru między prawdą (oby tylko) a pięknymi choć złudnymi (czy na pewno) perspektywami.

Przeglądając tomik zatrzymuję się przy wierszu pt. Wśród wielu zajęć, napisanym przez wówczas prawie 40- letniego poetę . Oto ten wiersz

Wśród wielu zajęć bardzo pilnych .
zapomniałem o tym, że również trzeba umierać.
Lekkomyślny, zaniedbywałem ten obowiązek
lub wypełniałem go powierzchownie .
Od jutra, wszystko się zmieni .
Zacznę umierać starannie,
mądrze, optymistycznie
Bez straty czasu .

Ten wiersz bardzo sarkastyczny musiał wówczas mnie poruszyć, bo na tej samej stronie dodałam "Pokolenia powstają i mijają się w szybkim następstwie a jednostki wśród trwogi i cierpienia biegną prosto w ramiona śmierci. Przy czym nieustannie pytają: dlaczego, skąd, dokąd i co znaczy ta cała tragikomedia życia. Wyciągają błagalnie ramiona do Nieba o odpowiedź, lecz niebo milczy! A. Schopenhauer.

Idę dalej . Przy wierszu Za przewodnikiem gdzie dopisałam Credo poety, jest także inny mój dopisek - Mój ideał. Szczęście to znaczy, że zawsze i wszędzie jest się niezależnym od nikogo, jest się panem swoich myśli i przez to ma się możliwość stwarzania nastrojów. P. Mulford.

Zacytuję też fragment wiersza Tadeusza Różewicza

Prędzej jeść pić czytać żyć,
kochać prędzej
dalej jechać lecieć
szybciej żegnać, odchodzić zostawiać
więcej słuchać patrzeć
kochać i być tu i tam
i gdzie jeszcze
śmiać się głośniej pchać
szybciej szerzej żyć
jeść pić spać kochać
ŻYĆ !

Treść tego wiersza, to piętno jakie zostawiła na  młodej psychice poety wojna, która odebrała mu dzieciństwo i młodość a zostawiła nie zaspokojone pragnienia. Echa wojny brzmią w całej jego twórczości

W tym tomiku, przy innym wierszu znalazłam kolejny mój dopisek "Nie dbamy nigdy o czas obecny. Niepotrzebnie myślimy o chwilach które już są Niczym. Przepuszczamy niebacznie jedyną która istnieje. Teraźniejszość nie jest nigdy naszym celem  Tak więc nie żyjemy nigdy, ale spodziewamy się żyć. Gotujemy się wiąż na szczęście a co za tym idzie, nie kosztujemy go nigdy"  B. Pascal.


P.s.: Zadziwiła mnie po latach ta 22 letnia studentka o ciemnych oczach, burzy kręconych włosów, pełna radości i głodu poznania wszystkiego, bo przecież nie studiowała ani filologii polskiej, ani filozofii, tylko prawo. Znajdowała czas na wędrówki po górach, zaczynając od pierwszego zimowego rajdu AGH, na taniec, pokonywała kajakiem jeziora, przeszła na piechotę Bieszczady, miała stały kontakt z wyjątkowo wartościową kulturą lat 60-tych; poznawała ówczesnych poetów i pisarzy, nie zaniedbywała przy tym też swoich spraw sercowych; znała już swojego przyszłego męża...  Ale co najważniejsze, pomimo upływu lat, pod wieloma względami pozostała taka sama. Zatrzymała w sobie tę wewnętrzną młodość no i... te resztki urody... co pozwala jej wciąż cieszyć się życiem i wciąż poznawać nowych interesujących ludzi, którzy jej życie wzbogacają. Wciąż lubi śpiewać!A więc, czy zaśpiewasz ze mną? Pozdrawiam wszystkich czytających to. Uśmiechnij się.

ewa

Ps. Tak intensywna emocjonalnie i intelektualnie młodość miała bardzo duży wpływ na jakość mojego dalszego życia.

ev
.




Przychodzimy, odchodzimy leciuteńko na paluszkach żeby śladu nie zostało. Janusz Jęczmyk


niedziela, 27 kwietnia 2014

Proklamacja Świętych Jana XXIII i Jana Pawła II.

"Orzekamy i stwierdzamy, że Jana XXIII i Jana Pawła II wpisujemy do kategorii  Świętych polecając aby odbierali należną im Cześć!"

Byli dla mnie, w szczególności Jan Paweł II dowodem na to, że człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Św. Jan Paweł II był potęgą Ducha, Prawdy, Dobra, Piękna i Intelektu. Urzeczywistniał się w miłości do Boga i Ludzi.. W swoich encyklikach, listach, homiliach dużo miejsca poświęcał Miłości. 

   Bóg stwarzając człowieka na swój obraz,  mówił, nieustannie podtrzymuje go w istnieniu. Wpisuje w człowieczeństwo mężczyzny i kobiety - powołanie - zdolność i odpowiedzialność za miłość i wspólnotę. Twierdził, że banalizacja płciowości, zwłaszcza w środkach masowego przekazu i przyjęcie seksualności wolnej od wszelkich ograniczeń moralnych i odpowiedzialności, szkodzi przede wszystkim kobietom. Chrześcijaństwo jest religią miłości. Dzisiejszy świat szczególnie potrzebuje świętości chrześcijan. Ideologie, które w  XIX i  XX wieku rozlały wiele ludzkiej krwi  w rewolucjach czy wojnach, zrodziły się w Europie, gdy zapominała o swoich chrześcijańskich korzeniach. A przecież to twórczość w XIX takich geniuszów jak Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Zygmunt Krasiński, Fryderyk Chopin, Jan Matejko, Artur Grottger, Stanisław Wyspiański doprowadziła do takiego rozwoju duchowego Polaków, że podjęli wysiłek odzyskania niepodległości Polski.
  Chrześcijaństwo też i w Europie odegrało wielką rolę w dziedzinie sztuki, filozofii, literatury. Ich przedstawiciele kierując się w swych poszukiwaniach intelektualnych zasadami ewangelicznymi i znajdując w Eucharystii motyw wielkiego natchnienia, wznosili piękne bazyliki, katedry, kościoły i tworzyli dzieła sztuki w malarstwie, rzeźbie, muzyce itd. Nie mogę zrozumieć tych ludzi, którzy odżegnują się od Boga i od chrześcijaństwa, boją się widoku krzyża a nawet go nienawidzą. Żal mi ich, bo uciekając przed Prawdą, Dobrem i Pięknem wpadają w sidła Zła, Fałszu i Brzydoty i brną w tym, nie wiedząc co czynią. A   może, w swojej znikomości i kruchości egzystencjalnej ale i pysze, próbują się ratować, uspokoić wyrzuty swojego sumienia i stworzyć "moralne alibi" aby - już w pełnej samotności móc spojrzeć sobie w twarz bez obrzydzenia.  

Ev


czwartek, 24 kwietnia 2014

Epitafium

 dla Tadeusza Różewicza


"Pójdźcie błogosławieni... idźcie przeklęci...
I tak przechodzą pokolenia -
Nadzy przychodzą na świat i nadzy wracają do ziemi, 
z której zostali wzięci 
"Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz"
To co było kształtne - w bezkształtne. 
To co było żywe - oto teraz martwe.
To o było piękne - oto teraz brzydota spustoszenia .
A przecież nie cały umieram,
to co we mnie niezniszczalne trwa!

Odszedł poeta. Pierwszy raz miałam w ręce jego tomik w 1964 r. Czerwona Rękawiczka, gdy jako studentka III roku zakupiłam go za grosze w antykwariacie. Tomik był wydany przez Spółdzielnię Wydawniczą "Książka " w 1948 r. Były to wiersze z lat 1948-1949. Smutne i gorzkie. Przytaczam jeden z nich


OBCY
Deszcz jest samotny 
Tak po tej wojnie - ze wszystkim.
Ech,  pełno odpadków.
Matka od której odcięli mnie 
po urodzeniu 
jest jak kamień.
Wyszedłem z niej 
to ona - obca kobieta 
niesie ubogi 
pęczek marchwi 
I tak sobie chodzimy 
każde w swoją stronę 
Oczy mam pełne łez 
i wykrzywione usta
Nie mogę się dźwignąć
z ziemi do nieba 
Deszcz jest samotny i czysty
Opada i wznosi się wyżej .


   Tak mało ludzi obecnie czyta poezję a przecież jest ona najwyższą formą wysłowienia się człowieka. Naród który nie czyta poezji, skazuje się na na kontakt z niższymi formami artykulacji, jakimi są wypowiedzi np. polityków, którzy banalnością swoich wypowiedzi obniżają poziom intelektualny Narodu. Czytając dobrą poezję, człowiek staje się tym co czyta; po zamknięciu tomiku zostają w nas już na własność odkrycia czy objawienia poety, które przeczuwaliśmy ale nie potrafiliśmy wcześniej tak trafnie i pięknie ująć.
   Poezja bardzo nas wzbogaca, dlatego też powinna być wszechobecna. U mnie tak jest, czemu daję wielokrotnie i na tym blogu wyraz.

ev



niedziela, 20 kwietnia 2014

Do Rodaków rozproszonych po świecie ..


Poza granicami Polski, według ostatnich danych mieszka ponad 20 mln Polaków. W ostatnich latach - nie widząc dla siebie szans godziwego życia - nasz kraj opuściło ponad 2 mln młodych ludzi. Ze statystyk tego bloga wynika, że czytają go Rodacy ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Ukrainy, Szwecji, Kanady, Hiszpanii, Słowacji. 
   W tym Dniu Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego, tak pięknie obchodzonego w Polsce, dnia pełnych kościołów, pięknej wiosny i słońca - życzę Im wszystkiego tego, co od Boga pochodzi, aby skrzydła wiary przykryły kamienie zwątpienia i uniosły serca, aby w nich nie było pustyni, w której swobodnie harcują demony zła, pustoszące nasze duszę i serce.
    
Wielu łask Bożych, wszelkiej pomyślności  oraz zdrowia  przesyła         

 Ewa z Krakowa









sobota, 19 kwietnia 2014

Gdy zabraknie Miłości .....




Święty Jan od Krzyża powiedział: 
- Gdy zabraknie miłości cała mądrość świata staje się bezwartościowa.
To prawda! Jeżeli ją masz, nie potrzebujesz nic więcej a jeżeli jej nie masz, to wszystko co masz, jest bez znaczenia. Miłość w obecnych czasach stała się deficytowa. Wszyscy jej poszukują  ale  mało kto znajduje. Dotyczy to także miłości do Boga. Poczucie moralności wielu ludzi którzy odeszli od Boga, nie powstrzymuje ich od czynienia zła, nie powstrzymuje ich od zła także ich sumienie, bo je w relatywizmie zatracili. 


Papież Franciszek wczoraj stwierdził w czasie Drogi Krzyżowej w Koloseum, że człowiek staje się potworem, kiedy daje się prowadzić złu. Potworów wśród ludzi nie ubywa... Moim wspaniałym i życzliwym Czytelnikom życzę, aby wraz ze Zmartwychwstałym Chrystusem ich serca stały się zdolne do okazywania miłości i do przyjmowania jej. By umieli protestować przeciwko złu i pamiętali o tym, że sumienie jest oknem dla naszej duszy a zło jego zasłoną.

ev
.

DROGA KRZYŻOWA



ANNA NOWIŃSKA

Idąc śladami Twej Męki -

Nie wstrzymałam złych osądów
Nie wyjęłam gwoździ ni cierni
Nie podałam ręki
Nie byłam Weroniką  ani  Cyrenajczykiem
Milcząc
Topiłam się
we własnej śmierci
Czekając na Cud Zmartwychwstania... 


.

ALLELUJA!







LESZEK DŁUGOSZ 

 
W czas powrotu przylaszczek
W zawierusze zawilców, złocieni
Blask gdy wstaje z ziemi
W Świętą Twoją Wielkanoc
Ponad tymi grobami
Nad padołem nietrwałym
Wznieś chorągiew Twoją Panie
Utwierdź wiarę w nas
- Że i oni powstaną…
Męką Twoją odkupieni
Swoją własną oczyszczeni
Wrócą w światłość
Odzyskają serc własność
Że i oni Rozdzieleni - dusza z ciałem
Będą jedno z oną chwilą
Gdy się ziemia z niebem jedna
- W rezurekcji czas...

W czas powrotu przylaszczek
W zawierusze zawilców, złocieni
Blask gdy wstaje z ziemi
- Póki się odmierza czas
Nad padołem nietrwałym
Twej chorągwi purpura
- Znak chwały
Ze zwycięską swą mocą
Niech łopoce
Triumfuje
ALLELUJA !















.

piątek, 18 kwietnia 2014

Wielki Piątek 2014 roku. Kraków


  • Stanisław Rodziński; "Maria Magdalena"
__________



Chrystusie !
Jeszcze się kiedyś rozsmucę,
Jeszcze do Ciebie powrócę
Chrystusie!
Jeszcze tak strasznie zapłaczę
Że przez łzy Ciebie zobaczę
Chrystusie!
I taką wielką żałobą
Będę się żalił przed Tobą
Chrystusie!
Że duch mój
Przed Tobą klęknie
I wtedy serce mi pęknie
Chrystusie!


Julian Tuwim




Wiersz ten znalazłam na stoliku, przy łóżku mojej mamy Ireny, zaraz po jej śmierci; zmarła na zawał. Ten wiersz służył jej za modlitwę!


ev

.



czwartek, 17 kwietnia 2014

Sposób na komentarz.




MOI DRODZY!

Aby zamieścić komentarz na tym blogu, który jest kontynuacją mojego 

www.ewa1944.blog.onet.pl  

należy mieć konto w poczcie gmail. To nic trudnego i nic nie kosztuje,

Pozdrawiam,
Ewa

RADY...

STANISŁAWA JERZEGO LECA













Nie skostnieć,
ale nie sflaczeć
Trwać na posterunku,
ale nie stać na miejscu
Być giętkim
ale nieugiętym
Być lwem czy orłem
Lecz nie zwierzęciem.
Nie być jednostronnym,
ale nie mieć dwóch twarzy,
Trudna rzecz?















.

środa, 16 kwietnia 2014

Kaczyński wreszcie zmądrzał...

a Małopolscy Patrioci się budzą


Krzysztof Pasierbiewicz 
nauczyciel akademicki



Sprawy prawicy wyglądają kiepsko, lecz na szczęście w Krakowie coś się wreszcie ruszyło. Niedawno pisałem w notce pt. „Sulejówek Jarosława Kaczyńskiego”, że:celem zdobycia przewagi w zbliżających się wyborach parlamentarnych Jarosław Kaczyński powinien już teraz moim zdaniem zapowiedzieć otwarcie się „odnowionego” PIS na pokolenie młodych Polek i Polaków, czemu towarzyszyłoby stopniowe oczyszczanie partii z pełniących swe funkcje przez zasiedzenie, podstarzałych jajogłowych hamulcowych. Tylko takie jasne oświadczenie mogłoby Pis-owi przywrócić sympatię młodych Polaków.
Bo PIS ma takich ludzi, że wymienię choćby politycznie utalentowanych, młodych, rzutkich, pracowitych, uzdolnionych i świetnie wykształconych posłów, jak Krzysztof Szczerski, Andrzej Duda, Mariusz Kamiński…”, koniec cytatu.



No i widać, że Kaczyński poszedł po rozum do głowy, bo wreszcie wycofał, przynajmniej w Krakowie starych jajogłowych działaczy i rzucił do boju tych właśnie młodych posłów, o których pisałem – mówią krótko, zwięźle, odważnie i bez ogródek o kanciarzach z krakowskiej Platformy pod "honorowym" protektoratem niejakiej Jagny Marczułajtis, którzy pod bajer o zimowej olimpiadzie chcieli zachachmęcić grube miliony, a jakże by inaczej z naszych podatków - patrz: pierwszy załączony film:


  

Pisałem też ostatnio uparcie, że zabójczym dla Polski rządom Donalda Tuska i jego Platformy może położyć kres jedynie pokojowa „rewolucja” ludzi młodych i bardzo młodych, która dokończyłaby rewolucję „Solidarności” stłamszoną stanem wojennym.

I oto parę dni temu ulicami prastarego i konserwatywnego Krakowa przeszedł pochód jakiego podwawelski Krakówek jeszcze nie widział.



Wygląda więc na to, że zabita, bądź zaszantażowana terrorem poprawności politycznej świadomość narodowa starszych pokoleń Polaków zaczyna się odradzać w nieskażonym komuną pokoleniu ludzi młodych i bardzo młodych – patrz drugi załączony film:



Tak więc przed Świętami pewno już nie, ale po Wielkiej Nocy może być ciekawie.




.

WYBORCOM POD ROZWAGĘ.






















WŁADZA PODZIWIANYCH
 
M. Jędrysek



Jeden na szczyt wchodzi
by świat WIDZIEĆ LEPIEJ
Drugi, by go Widziano

- w jego blasku kto Ślepnie?

Pierwszy, by ciemności ROZJAŚNIAĆ

Tak jak Sił mu STANIE,

Drugi media opłaca

za Blichtr i Nabłyszczanie


 Pierwszy Siebie ODDAJE, mało . . .

ŻYCIE TYLKO.
Drugi, choć to Dureń. .

List wyborczych Jedynką.

Mądrego brak na listach lub

z list szybko znika. .

Jaki SYSTEM WYBORCZY

- TAKA POLITYKA.

By durnie mniej rządzili lub

by MIEĆ ich z Głowy

Wprowadzić trzeba system

JEDNOMANDATOWY!


Ps. Ten wiersz polecam tym, którzy dali się oślepić propagandystom i pijarowcom rządzących i beznadziejnej, nie potrafiącej się im skutecznie przeciwstawić – opozycji.

ev

wtorek, 15 kwietnia 2014

BICIE PIANY





Poniższy tekst dotyczy wyborów do Parlamentu polskiego, nie Europarlamentu i napisany został 14 czerwca 2011 roku. Czy nie jest aktualny?

_______________


PRZEDWYBORCZE BICIE PIANY




MAREK JASTRZĄB


Wstęp

Nadchodzi dzień, gdy kończą się igrzyska i opada wyborczy kurz. Ludzie z partyjnych list, oblizując się na myśl o dietach i służbowych t u ł a c z k a c h po Unii Europejskiej, przymierzają się do zasiadania, piastowania i pełnienia. Nowa władza drapie się na świeczniki, postumenty lub piedestały, mości się na fotelach, stołkach i taboretach, wsiada do limuzyn z osobistym woźnicą i przejmuje zdobyczne gabinety odbierając od podwładnych – czapkujące hołdy (w akompaniamencie wazeliniarskich piruetów).
Zaczyna się twarda harówka dla ojczyzny. Katorżnicza orka polegająca na zamianie stryjka na kijek, czyli na zastąpieniu poprzednich nieudaczników, nieudacznikami właściwymi. Od tej pory styl sprawowania władzy polega na zastępowaniu błędów uczynionych przez poprzedników, błędami ludzi ze zwycięskiej opcji.
Jej pierwszy etap, to zapoznawanie się z zakresem przywilejów, wypłacanie sobie odszkodowań za zwycięstwo w wyborach i upragniona demolka dokumentów wydanych przez niedawnych rządzących; kierownicy przestają nimi być a funkcje sprawowane przez teścia dygnitarza z przegranej drużyny, przejmuje teść dygnitarza z ekipy zwycięskiej.
Rozpoczyna się reorganizacja wyposażenia siedzib. W odstawkę idzie zdezaktualizowana palma wycierająca sufit, pospiesznie znikają skórzane kanapy w kolorze PO i zostają zastąpione kanapami w rozmodlonych barwach PiS. Nieprawomyślny Kossak wędruje do utylizacji a na ścianę wjeżdża Malczewski. Dywan w prążki przechodzi do historii, a na jego miejscu zjawia się figlarny kobierzec w podsłuchowe ciapki.
W Sejmie, w Senacie i po ministerialnych pieczarach, po kancelariach namaszczonych władzą i pełniących funkcję spichlerza na kompleksy, wkrótce rozlegnie się płacz i zafrasowane zgrzytanie dziąseł, a z gabinetów i piaskownic, spod dziurkaczy, wiaderek i szufelek, wydobędzie się chóralny pisk struchlałej dziatwy: CO STANIE SIĘ Z POLSKĄ, GDY NAS ZABRAKNIE?
 




Niedorozwinięcie

Pod względem geograficznym rozeznaję się dobrze. Natomiast pod względem umiejscowienia w czasie, kłopotów mam sporo. Zwłaszcza z określeniem obecnej epoki. Niby orientuję się, że mamy XXI wiek, wiek bicia piany i krótkich kołder. Bezradnego rozkładania rąk, oracji i deklaracji. Postępujących ograniczeń i politycznych drgawek. Dobrego Rządu Przypuszczalnych Fachowców. Swawolnych profesjonalistów od dłubania w nosie. Że mamy wiek zażartych rozmów o niczym, że od przeszło stu lat mamy okres przejściowy. Lecz co wynika z tej mojej żałosnej wiedzy?
Gdy mnie zapytać o datę, to "posiadam wiedzę" o tym, że jest środa, mamy godzinę piątą wieczorem, że słońce wzeszło o którejś tam, a ciśnienie znowu jest niskie i opadów brak. Ale gdy mam odpowiedzieć, jaki jest teraz okres historyczny, z mety czuję się niemrawo i zaczynam dukać emocjonalne zdania z dużą ilością niecenzuralnych słów.
Sądząc po tym, co się z nami dzieje, w czym uczestniczymy, jestem we wczesnym średniowieczu. Albo w późnej starożytności. Ale nie w Grecji! Raczej w Zaściankowicach; starożytność, w której żyję, lokalizuje się nie tam, gdzie powstawała Demokracja.
Źle pojęta demokracja, to wychowanie w pazernym kulcie szmalu, to edukacyjne bajdurzenia pod adresem młodzieży, to ziewające gadki traktujące o tym, jak zdobyć KASĘ i z kim opłaca się pójść w szemrane interesy. Demokracja w polskiej wersji spacyfikowała światłym ludziom resztki rozumu, pozwoliła dewastować logiczne zachowania, propagować makabrę, szerzyć sekciarstwo, rozwijać podziały społeczne, lekceważyć prawo, ubogacać korupcję i wtórny analfabetyzm.
Mam w sobie coraz mniej ciekawości tego, co nastąpi później, bo wiem, że będzie tak samo: nowa ekipa rządzących zawładnie moim krajem i jak poprzednia - znowu nawali. Odczuwam więc przesyt machlojek, hałaśliwego tworzenia sztucznych afer i cichego ich odwoływania. Irytującej polityki polegającej na miotaniu wzajemnych oskarżeń i mitomańskiej zawiści wprowadzającej ferment. Mam dosyć katastroficznych informacji: jak na mój gust, za dużo w nich wojen, krwi i chirurgicznych bombardowań. Nie chcę żyć w ciągłej atmosferze niepewności swojego losu, w chorym klimacie urojonych pomówień i mętnych aluzji niepopartych sprawdzonymi faktami. Zwisa mi rywalizacja na pokaz i przerzucanie się odpowiedzialnością za prawne buble. Dosyć mam teorii spiskowych i niedotrzymywanych obietnic, cudownych recept i znikających marzeń. Nie tęsknię do odwoływania złych urzędników i zastępowania ich jeszcze gorszymi. Jestem znudzony nagminną powtarzalnością błędów popełnianych w moim imieniu.
Przeraża mnie grubo ciosana rzeczywistość. Dookoła widzę zło, absurdy, posługiwanie się agresywnym słownictwem i czynem lekceważącym realia (a słowa te i czyny rosną lawinowo, „piętrzą się i nawarstwiają”, jak w piosence ze słuchowiska o Poszepszyńskich, zamazują kwestie domagające się natychmiastowego rozwiązania, rozwiązania tego jednak próżno oczekiwać, ponieważ dziennikarze zajęci są dyskusjami o czterech literach poczciwej Maryni.
Dziennikarze absorbując mój czas odszczekiwaniem się pozostałym mimozom publicystyki, tracą z pola widzenia sprawy istotne. Wtóruje im Sejm, przyłącza się do nich Senat, Rząd i Prezydent. I ten chocholi taniec trwa od wielu lat, od momentu wkroczenia na drogę ustrojowych przemian). Bo oto znalazłem się w środku dziwnego kraju. Podobno jest wolny od okrągłostołowych lat i jako jego obywatele możemy BYĆ U SIEBIE I BRAĆ SPRAWY W SWOJE RĘCE. Jakoby. Ale zadaję sobie pytanie: czy tak jest naprawdę, czy nie oszukujemy się nadal? Czy istotnie jesteśmy u siebie i co ten frazes dla nas oznacza?
Mamy swobodę, suwerenność, oraz inne demokratyczne rekwizyty; tak mówią dokumenty stworzone przez apologetów bezruchu i kontynuacji pozorów, tak głoszą fasadowe bzdury zmajstrowane przez ludzi, którym nigdy nie zależało na korzyściach dla Polski, ale na dobru swojej kieszonki. Mamy namiastkę swobody, ale jeszcze nie jesteśmy wolni.
Co prawda pozbyliśmy się okupantów zewnętrznych, ale dalej wegetujemy pod okupacją sporządzoną dobrowolnie. Pod ciężarem niewolniczych nawyków. Tym razem jest to okupacja sprokurowana osobiście, na własne żądanie, gdyż tym razem podbiliśmy sami siebie i sami siebie kolonizujemy.
Przed transformacją byliśmy geopolitycznymi niewolnikami. Pracowaliśmy nie dla siebie, ale dla zaborcy. Zaborca łupił, grabił, nierzadko gwałcił, zabijał, lub pędził na Sybir. Zaborca był u siebie, my u niego. Zaborcy pokazać, gdzie jego miejsce, okraść go, choć tak zemścić się na nim za naszą bezsilność, było naszą odpowiedzią na bezprawie. To był patriotyczny obowiązek. Jak u Mickiewicza: gwałt niech się gwałtem odciska. Do tej pory, mimo, że wybiliśmy się na niepodległość, niewolnictwo żyje w nas, w naszej mentalności, w naszym wewnętrznym, codziennym samopoczuciu. Ludzie pozostający przez stulecia pod cudzym butem i knutem, odwykli od narodowego myślenia, rozproszeni i pogubieni, mówią: PAŃSTWO, TO NIE MY. Od Powstania, do Powstania, od tragedii do tragedii, szliśmy do Niepodległości, a gdy wreszcie jest, jak gdyby nigdy nic, okradamy się nadal, jakbyśmy nadal byli pod zaborami i gaworzymy stale o tym, kto pierwszy „dał plamę”, magister Grandziarz, czy profesor Zbuk.
Po wielu latach emocjonalnej zgagi, nieudolnych czkawek i politycznych palpitacji, po przerwie na gospodarcze drgawki i upiorne próby renowacji ustrojowych zgliszcz, pojawiły się gorliwe zastępy samozwańczych uzdrowicieli: pokątne hufce neofitów ze zdelegalizowanej partii. Zabrały się za wyjaśnianie rzeczy oczywistych, i, nie bawiąc się w odcedzanie prawdy od fałszu, hurtem, do korzeni, do fundamentów, poniszczyły, rozwaliły, zohydziły, obśmiały wszystko, co przedtem było dla nich słuszne i niezbywalne, a teraz okazywało się zanadto czerwone. Nie bawiąc się w subtelność, mając w głębokim poważaniu nasze narodowe nadzieje i oczekiwania, wprowadziły stan wojenny rozpieprzając ludzkie więzi i masowy ruch. Wróciła więc apatia, lęk, zniechęcenie. I znowu nikomu się nic nie chciało. Znowu byliśmy obojętnymi kibicami zaprzepaszczonych marzeń…
A zapowiadało się nieźle. Osowiałe społeczeństwo zerwało z apatią, roznosił je optymizm, entuzjazm, poczuło swoją moc i zawładnęła nim powszechna życzliwość. Zanosiło się na raj. Raj spełnionych oczekiwań. Nie na biedę, bezrobocie, wyzysk i strach przed utratą pracy. Każdy miał szczęście w plecaku i od niego zależała przyszłość. Każdy czuł się wolny, miał cel, perspektywy, nadzieję, był u siebie i wszystkim się zdawało, że tak będzie już zawsze. Że na zawsze zapanowała mądrość, równość, sprawiedliwość, że nie może być inaczej.
Charakterystyczną cechą obalonego systemu było kłamstwo. Już w cynicznej nazwie: Polska Rzeczpospolita Ludowa, zawarto trzy nieprawdy. Polska nie była tym krajem, o którego niepodległość walczyli nasi przodkowie. Jak inne, wcielone do sowieckiego systemu niesprawiedliwości społecznej, była podbitym państwem. Nie należała do republik, ponieważ ta forma społecznego przymierza powstaje w wyniku wolnych wyborów, a wolne głosowanie stanowiło fikcję. Nie miała nic wspólnego z ludem, gdyż lud traktowano instrumentalnie.
W zależności od politycznych i ekonomicznych potrzeb, władza albo nadawała ziemię (reforma rolna), albo ją odbierała, organizując groteskowe latyfundia zwane Państwowymi Gospodarstwami Rolnymi, a chłop nie miał w tej sprawie nic do powiedzenia. Do chwili rozpadu obozu przyjaciół miłujących pokój, nasz kraj nie był państwem demokratycznym, prawo zaś nie służyło ochronie interesów społeczeństwa, lecz politycznym interesom grupy sprawującej władzę.
Bez uprzedzenia i pardonu transformacyjny uzdrowiciel wdziera się w każdą szczelinę naszej rzeczywistości; atakuje i sadowi się w niej, rozdyma ją i sprawia, że zaczynamy się godzić z każdym absurdem wyprodukowanym przez niego. Z czasem przestaje nam zawadzać, bruździć, zaczynamy go na swój sposób lubić, dostrzegać, że „coś w sobie ma”. Przyzwyczajeni do jego matactw, zaczynamy dziwić się, jak nam udało się wyżyć bez jego krętactwa, uważamy go za męża naszej opatrzności, twierdzimy, że jest opoką, podstawą naszej wywalczonej, pozłacanej wolności. Głosujemy na niego, wybieramy go, patrzymy, jak jego partia rośnie w butę i przepych.





Wyroki w sprawach cywilnych i karnych nadal są orzekane w tempie cokolwiek ślamazarnym. Nasze przyzwolenie na bezprawne zidiocenie zaowocowało dawaniem bandytom kary w zawieszeniu, stwarzaniem im komfortowych warunków garowania, a uczciwym - dawaniem po łapach i życiem w rezydencji pod mostem, w kanale, na dworcu.
Coraz częstszym zjawiskiem jest przemoc. Ujawniają się i potęgują zjawiska brutalizacji życia. Drzewiej nic się nikomu nie opłacało. Wiadomo było z góry, że ryzyko przekracza zysk. Teraz opłaca się nawet plajta.
Niegdyś albo się było porządnym, albo łajzą. Dzisiaj porządnym można być na sejmowej sali, a wychodząc za jej próg, paserem; teraz można uchodzić za pobożnego człowieka podczas mszy, a gdy w kościele pusto, być szelmą łupiącym skarbonki.
Niegdyś łachudra nie miał spokojnego życia, bo społeczne pręgierze wyzwalały z niego - skrupuły. Pięć razy się zastanowił, zanim raz popadł w świadomą kolizję z prawem i naraził się na społeczną izolację. Dzisiaj nie musi chować się przed cechowaniem pleców i obcinaniem uszu, ponieważ bezpośrednio po łajdactwie idzie na proszony raut, przybijają mu piątkę, gawędzą z nim, a on, po wpłaceniu kaucji za grzech, pędzi na swój odczyt o etyce i jest niebywale zdumiony faktem, że nie wolno mu być kanalią; niczego się nie obawia, gdyż sądzi, że skoro nie ma winy i kary za nią, to i zbrodni także nie ma.
Doliniarz, którego przyłapano na zalotach do cudzej portmonetki i którego policja goniła przez pół miasta, nie idzie odsiadywać swojej niewinności, ale, śmiejąc się z sądu, krokiem dumnym i obrażonym, wraca po ukryty w krzakach, zwędzony portfel i domaga się od nas odszkodowania i przeprosin za szykany.
Snajper walący z fuzji do przechodniów jest zaszokowany, gdy słyszy, że kropić do ludzi jest niegrzecznie, a Obywatel Bandyta idzie do pudła na zdrowotny urlop, by odpocząć przed kolejnym zabójstwem. Za bycie prymusem w pierdlu, czyli - Wzorowym Kryminalistą, wychodzi na przepustkę i szlachtuje następną ofiarę.
Niepostrzeżenie zmierzamy do mentalnej nory. Z lubością tworzymy kolejne malownicze zsyłki, wygnania, nowe Syberie, upodlenia i katakumby. Pchamy się we własne sidła. Z upojeniem nurzamy w minionym kombatanctwie. Nasz nędzny, nieudany i zapętlony los, jak na licytacji niewolników, razem z przebrzmiałą urodą, popsutym uzębieniem i krótszą nogą, wystawiamy na pokaz. Nachalnie wdzięczymy się do potencjalnych nabywców naszego nieszczęścia. Zadajemy im nieśmiałe pytanie: kto z was da więcej za nasze wrzody, kto kupi nas na dobre, czy złe, czy rozdzieramy szaty w sposób wystarczająco żałosny, czy nasz ból jest bardziej twarzowy z profilu, czy mniej en face, w jaki sposób mamy się ustawić, aby uzyskać od was większą cenę, co mamy zrobić, byście się bardziej przejęli?
Po drodze do wolności, zgubiliśmy duszę. Przebywamy w nerwowej kotłowaninie sprzecznych pragnień, na rozdrożu, pomiędzy pracą, a zdobywaniem mamony na papu, pośród wyniszczającej pogoni za pieniędzmi, a troską o rodzinę. Żyjemy w światopoglądowym zapętleniu. Tupet, bezczelność, stalowe łokcie, sprężysty grzbiet i dyspozycyjne przekonania, są to cechy umożliwiające nam istnienie. Delikatność, subtelność, honor, są to pojęcia zabytkowe, odległe od skrzeczącej rzeczywistości, więc po wielu trudach związanych z likwidacją ustrojowej nędzy, powróciliśmy do punktu wyjścia i mamy teraz NI TO NI SIO, więc odpoczywamy od myślenia, od minimalnego zainteresowania się tym, co winno pasjonować nas naprawdę, od pytania, czym żyjemy, co nas gnębi.

Zakończenie

Uderzmy się w piersi: Do spółki z reformatorami z przeceny, zrobiliśmy sobie niedobrze. Powodem obecnego stanu rzeczy jest brak odpowiedzialności za cokolwiek. Wszechobecna pogarda dla Człowieka i przyzwolenie na nią. Winna jest nasza bezmyślna zgoda na wypaczenie pojęć takich, jak tolerancja, demokracja, prawo. Z wyśnionej Solidarności uszło powietrze: zostały z niej tylko gadżety: rozczulająca nazwa, goły mit i sznur z „Wesela".



.

środa, 9 kwietnia 2014

ODEJŚCIE W NIEBYT

 CHRISTOPHERA HITCHENSA

    Zainteresował mnie problem poruszany w poniższym tekście. Uważam, że Sławomir Majewski w sposób przekonujący "daje odpór" światopogladowi i postawie życiowej Christophera Hitchensa - laika i komunisty - jak sądzę, człowieka nieszczęśliwego i przerażonego koszmarna wizją zbliżającej się śmierci.
   Podzielam pogląd autora - wolę być "naiwnie" wierząca niż "naukowo" ateistyczna. Wszyscy w wiemy, iż żadna nauka nie może dać w tej materii żadnej autorytatywnej odpowiedzi. Profesor Tadeusz Kotarbinski, znany etyk i filozof deklarujący ateizm, wyznał otwarcie "Im większa wiedza, tym większa wiara". Byłoby mi miło, gdyby Goście mojego bloga zechcieli się podzielić uwagami.
ev 


_______________________



„Zawsze był pan zagorzałym głosicielem teorii, według której po odcięciu głowy życie człowieka się urywa, człowiek zamienia się w popiół i odchodzi w niebyt. (...) Zresztą wszystkie teorie są siebie warte. Jest między nimi i taka, która głosi, że każdemu będzie dane to, w co wierzy. Niech się zatem tak stanie. Pan odchodzi w niebyt, a ja, wznosząc toast za istnienie, z radością spełnię ten kielich, w który pan się przekształci.


Michał Bułhakow; „Mistrz i Małgorzata”


Christopher Eric Hitchens przyszedł na ten padół 13 kwietnia 1949 roku w Portsmouth w Wielkiej Brytanii. Z zawodu lewicujący dziennikarz, pisarz i literacki krytyk, od 2007 roku obywatel Zjednoczonego Królestwa i USA. Mieszkając w Waszyngtonie pędził żywot człowieka wolnego od większych problemów aż do 30 czerwca 2010 roku, kiedy zdiagnozowano u niego złośliwy nowotwór przełyku i rozległe przerzuty do płuc i węzłów chłonnych. Nie ukrywał swojego stanu, pisząc i rozmawiając o nim publicznie.

„(...) Hitchens niczego nie ukrywa. Niczego nie przemilcza, nie odpycha, nie wypiera ze świadomości. Ani postępującej dewastacji ciała, ani psychicznych i fizycznych męczarni, jakie przynosi choroba i kolejne chemioterapie, ani tego, że nie będzie żadnego happy-endu. Staje przed kamerą: wyłysiały, wyniszczony, zmaltretowany. I mówi. Bez hipokryzji, bez owijania w bawełnę, bez cudacznych eufemizmów. Mówi o cierpieniu, bezradności i jednej wielkiej niewiadomej, jaką jest śmierć. O akceptacji. I o nieuchronności końca, która każdej sekundzie nadaje nieprawdopodobnie intensywny, niepowtarzalny smak. (…) 1


Nałogowy palacz, niepohamowany birbant i hedonista nie żałował stylu życia, jaki prowadził. Lecz to nie ów styl wprowadził go do historii, tylko wojujący ateizm, bowiem Hitchens słynął głównie z prowokacyjnych, antyreligijnych publikacji. Popełnił dzieło pod znamiennym acz zwodniczym tytułem "Misjonarska Miłość. Matka Teresa w Teorii i w Praktyce" 2 założonym a priori jako krytyka jej działalności a później kolejne, będące polemiką z religią i wiarą jako takimi, wymownie zatytułowane ''Bóg Nie Jest Wielki'' 3

''Niezrównany krytyk, mistrz retoryki, kpiarz i nieustraszony miłośnik życia" jak napisano o nim w "Vanity Fair", zmarł w hospicjum w Houston dnia 15 grudnia 2011 roku. Przyczyną zgonu był rak i powikłane zapalenie płuc.

„(...) Nie wiem nic o śmierci” – mówi Hitchens. – Ale nikt nie wie o niej więcej ode mnie. Ani papież, ani dalajlama, ani ty. Nie dlatego, że jestem jakimś mędrcem albo że choroba obdarzyła mnie szczególnym wglądem. Po prostu żaden z nas... żaden człowiek nie ma o niej zielonego pojęcia (…)” 1

 Czy kiedy pierwszy raz usłyszał diagnozę rozumiejąc, że nie ujdzie śmierci, zadał sobie słynne pod każdą szerokością geograficzną pytanie, które zadają sobie ludzie stając twarzą w twarz z rakiem-zabójcą?
- Boże, dlaczego właśnie ja?
Nie wątpię, gdyż był człowiekiem. A czy odpowiedź była dana mu? Bardzo być może, albowiem Christopher Eric Hitchens bezustannie podrzynał gardło Panu Bogu, który w jego mniemaniu nie istniał.

Wyznam, iż do eseju na temat Hitchensa zbierałem się od lat. Podobnie, jak od lat zbierałem się do wyłożenia swoich przemyśleń a propos ateistów wszem i wobec wykrzykujących swoją niewiarę. Tych Savonaroli a rebours, żyjących z rozpalania antyreligijnych stosów by upiec na nich sławę, pieniądze i osobiste kompleksy. Ben Akiba powiadał, że wszystko już było. Bo było. Hitchens nie był pierwszym ani ostatnim z oceanu ateuszy, którzy nieproszeni za wszelką cenę pragną przekonać deistów, iż żadnych bogów nie ma, nie było i nigdy nie będzie. I że każdy wierzący jest głupcem. 

Podobnie rzekł mi z fanatycznym błyskiem w oczach pewien warszawski poeta-tramwajarz. Opuściłem jego dom, którego okna wychodziły na Bazar Różyckiego, choć żal mi było wódeczki i korniszonów w wielkiej obfitości zalegającej stoły. Lecz czy mogłem ścierpieć obelgę rzuconą mojej inteligencji i zasadom staropolskiej gościnności? Dobrze po drugiej nad ranem szedłem ulicą Targówek, nie zważając na żuli pochrząkujących w mrocznych bramach, wierząc w opiekuńcze Coś chroniące mnie ode Złego. Czy gospodarz owej biesiady był li tylko prostackim chamem? A skąd, nie tylko. Podobnie jak Hitchens był kolejnym Savonarolą a rebours, który stanął na mojej drodze. I z pewnością nie ostatnim.

Przed wielu laty w powieści „Klucze Piotrowe” autorstwa Rogera Peyrefitte znalazłem wspaniały dialog. Oto stary kardynał zapytany przez młodego księdza, jak mogą być prawdziwe i „działać” relikwie tak wielkich ilości szczątków krzyża świętego, iż wystarczyłoby ich na całkiem spory las, odpowiedział
- To nieważne, mój synu. Ważne, że to działa.
Tak, Kochani, TO działa! A działa, ponieważ nasycone jest wiarą i nadzieją. Jestem w tej komfortowej sytuacji, iż nie będąc teologiem mogę wyrażać przekonania naiwne, niesłuszne a nawet ocierające się o herezję. Uważam bowiem, iż Bóg to zbiorowy Duch ludzkości. Duch tego, co w niej najpiękniejsze i najszlachetniejsze. Uważam że Bóg to my i kwintesencja najlepszego w nas, bo z nas. I jeszcze, że jeśli sami odrzemy się z wiary, to nie pozostanie w nas nic z boskiego ni ludzkiego pierwiastka. Powrócimy do mrocznych jaskiń, z których Duch wyprowadził nas na Światłość.



W "Misjonarska Miłość. Matka Teresa w Teorii i w Praktyce" towarzysz Hitchens napisał


(...) ”Sukces Matki Teresy to tysiączny przykład eksploatacji prostych i pokornych przez przebiegłych i zdeterminowanych graczy. Edward Gibbon zauważył kiedyś, wypowiadając się na temat kultów uprawianych na obszarze imperium rzymskiego, że zwykli ludzie uważali je wszystkie za równie prawdziwe, filozofowie za równie fałszywe, a urzędnicy - za równie użyteczne.
Matka Teresa odwoływała się do wszystkich trzech punktów widzenia na raz, rozmyślnie zamazując różnicę między sferą sacrum i profanum, by już nie wspomnieć o wąskiej granicy między tym, co wysublimowane, a tym, co śmieszne i żałosne. Najwyższy już czas, by jej działalność poddać racjonalnej krytyce, od której z właściwą sobie arogancją uchylała się od tak dawna.” (...)

Pan Hitchens niczego nie zrozumiał. Nie zrozumiał, że działalność Matki Teresy polegała na opiekowaniu się nędznikami ponad wszystkim i bez względu na wszystko a nie na rozliczaniu krwiożerczych systemów. Do śmierci nie pojął, że właśnie on, Christopher Eric Hitchens, lewicujący intelektualista powołany został do rozliczania nieprawości tego świata. Miast tego stał się aktywnym trybikiem zwyrodniałego systemu, który go za to sowicie wynagradzał. Przyjmując na siebie rolę jednego z elementów zła, Hitchens sam stał się złem. Bo skoro wiara jest nadzieją, jak nazwać człowieka odbierającego ją innym bez żadnego powodu? 

http://fc00.deviantart.net/fs70/f/2013/063/3/d/master_and_margarita__the_gang_by_bigbad_red-d5wxksf.jpg

Mistrz i Małgorzata. Gang


To miał być długi esej... Lecz po cóż zaraz cały esej? Hitchens odszedł w niebyt, więc my wznieśmy toast za istnienie, spełniając z radością kielich, w który on się przekształcił.





Sławomir Majewski




BIBLIOGRAFIA

1. Tomasz Stawiszyński; „Śmierć przestała być tematem tabu"
 
http://m.newsweek.pl/opinie,coz--umieram,66832,1,1.html

2. Ch. Hitchens; „Misjonarska miłość. Matka Teresa w teorii i w praktyce” 

   (ang. The Missionary Position. Mother Teresa in Theory and Practice); wyd. polskie 2001

3.  Ch. Hitchens; „Bóg nie jest wielki” (ang. God is not great); wyd. polskie 2007




.