Jeszcze
w początkach XIX wieku ze starożytnej kultury egipskiej znane
były właściwie tylko piramidy; wszystkie inne zabytki, w tym rozliczne miasta trzeba było odkopywać z mozołem przez kolejne stulecia. Z historią
ludzkości tak jest, że gdy chcemy ją zbadać od podstaw, zazwyczaj
nie mamy innych dowodów poza artefaktami kultury i sztuki, wytworami
ludzkiego ducha. Z rzadka tylko trafiają się np. groty strzał, jak
w kulturze Clovis, tu i tam obsydianowe noże, czasem jakaś
krzemienna siekiera.
Więc piramidy...
Patrząc na tę najsłynniejszą w Giza czy tę starszą, z Sakkara,
wiemy że mamy do czynienia z dziełami sztuki. Sztuki architektury,
inżynierii a więc – kultury. Homerowa Troja, nieistniejąca dla
wielu aż do roku 1871, pod rydlem Schliemanna zaistniała słynnym
„skarbem Priama”, arcydziełem sztuki jubilerskiej. Mykeński
grób przez tegoż Schliemanna odkryty – złotą maską
„Agamemnona”.
A wcześniejsze dzieła
ludzkiego ducha? Mam na myśli malarstwo naskalne z jaskiń Chauvet,
Lascaux czy Altamiry lub stanowiska najstarsze z najstarszych –
australijskie, odkryte przez R. Fullagara, D. M. Pricea i L. M.
Heada, którzy datując termoluminescencyjną techniką radioaktywną
poziomy radioaktywności uranu i toru naturalnie występujących w
próbkach ochry, stanowczo ogłosili światu, że początki
artystycznej działalności człowieka należy cofnąć między 116
000 a 75 000 rok pne.
Nie znamy imion ni
przydomków twórców, którzy kilkadziesiąt tysięcy lat temu
stosowali rozmaite odmiany perspektyw: linearną, barwną i
krzywoliniową a które w 1475 niejaki Piero della Francesca,
wtórnie „wynalazł” w Europie.
„ - Przyszłość
przeszłości żyje w mrokach jaskiń, mówi i dodaje: Lascaux,
Altamira czy jaskinia Chauveta. A profesor Richard Fullagar,
australijski archeolog który odkrył w północnej Australii
niezrozumiałe ale najprawdopodobniej wykonane ludzką dłonią ryty
i zarysy zwierząt, twierdzi zdecydowanie że mają grubo ponad sto a
może nawet, kto wie, może nawet i sto dwadzieścia tysięcy lat.
- I co z tego wynika?
- Z tego wynika, że
to odkrycie cofa pojawienie się sztuki co najmniej o kilkadziesiąt
tysięcy lat. Oczywiście, jak zwykle przypisuje się im wyłącznie
magiczny, kultowy charakter ale według mnie, jeśli w ogóle były,
to były to działania i próby mające na celu wytłumaczenie
ówczesnej rzeczywistości i, co najważniejsze, próby znalezienia
właściwego miejsca dla człowieka w tamtym przerażającym i
niezrozumiałym świecie.
- A nie były
wyłącznie twórczymi eksperymentami?
- Jeden dostrzega w
sposobie przedstawiania szeregu reniferów, lwów czy koni zaczątki
perspektywy malarskiej, inny w nierozczytanych znakach i
wyobrażeniach, na przykład z Jerf el-Ahmar czy Tassili n'Ajjer
odczytuje narodziny pisma a nawet pewne archetypy poezji a ci
najbardziej nawiedzeni - zalążki dramatu.
- A ty? A co ty w nich
widzisz?
- Ja? Ja widzę
rozpacz i pewność. Rozpacz pytań i pewność odpowiedzi. Ale co
jest dla mnie najważniejsze to fakt, że nigdzie nie da się
zaobserwować stopniowego, ewolucyjnego doskonalenia tych rysunków
przez prehistorycznych artystów. No to do cholery, kim był ten
jaskiniowy Apollo który pojawił się niczym deus ex machina
i ot tak, od ręki stworzył Bizona z jaskini w Altamira, bezwzględne
arcydzieło wszechczasów?
Nie było, bo nie ma żadnych szkiców, żadnych próbnych malunków, jakby nie było żadnych wątpliwości. Jakby pustka zrodziła formę a forma wypełniła treścią pustkę i choć ówczesne malarstwo powstawało w niewyobrażalnie dużych odstępach czasu, to jednak zawsze równolegle: prymitywne graffiti i od razu arcydzieła! Przecież nie było mistrzów u których terminowano a więc nie było prekursorów...”
Nie było, bo nie ma żadnych szkiców, żadnych próbnych malunków, jakby nie było żadnych wątpliwości. Jakby pustka zrodziła formę a forma wypełniła treścią pustkę i choć ówczesne malarstwo powstawało w niewyobrażalnie dużych odstępach czasu, to jednak zawsze równolegle: prymitywne graffiti i od razu arcydzieła! Przecież nie było mistrzów u których terminowano a więc nie było prekursorów...”
Sławomir
Majewski; Torebka od Prady
Od
prawieków znamy dzieła ludzkiego ducha, czy znamy także imiona
„jaskiniowych” wodzów, ich przybocznych i klekoczących
grzechotkami, wszechmocnych szamanów? Nie znamy i znać nie
będziemy. Mamy problem z ustaleniem, czy władający Kretą „król
Minos” był królem o tym imieniu czy „Minos” było
odpowiednikiem słowa „król”. Nie wiemy też, czy był jeden
„Minos” czy było ich wielu, jak to w dynastii. Znane nam
dzisiaj, greckie słowo „faraon”, w języku staroegipskim
oznaczało „Per-āa” czyli... „wielki dom”. Znamy rzeczywiste
imiona wszystkich „faraonów” począwszy od XVI wieku pne.? Nie.
A imiona wszechmocnych kapłanów Enneady czyli dziewiątki
najważniejszych egipskich bogów? A imiona przepotężnych
faraonowych ministrów, dworskich dostojników, marszałków i
generałów lub wierchuszki arystokracji? Nie. I znać nie będziemy.
Co
w Polsce z teraźniejszej, przaśnej, komercyjnej
codzienności pozostanie za 50 - 100 lat? Z pamięci pokoleń znikną nazwiska
prezydentów, premierów i ministrów, znikną nazwiska celebrytów
wszelkiego rodzaju „warszawek” i „krakówków”. Odejdą w
niebyt nazwy partii, ich sztandary i programy zetrą się na proch. Cóż
więc pozostanie? Pozostaną obrazy i rzeźby, filmy i książki z
poezją i prozą, nazwiska poetów, pisarzy, malarzy, rzeźbiarzy,
reżyserów i aktorów. Pozostaną ślady kultury i sztuki ludzkiego
ducha, bo tylko one świadczą o tym, że opuściliśmy świat
zwierząt, stając się czymś więcej niż dwunożnym bebechem,
spragnionym władzy i i kasy za wszelką cenę.
Podobno
gdy zaczęła się II Wojna Światowa, finansowy sekretarz skarbu
miał zaproponować premierowi Winstonowi Churchillowi
-
Musimy ciąć wydatki. Najlepiej zacząć od kultury.
Churchill
odpowiedział
-
W takim razie, o co my tę wojnę toczymy?
Czy
tak było naprawdę, nie wiem. Wiem jedno: ktokolwiek tak powiedział,
nie mylił się. Kultura to wartość, o którą codziennie trzeba
prowadzić wojnę. Jest bowiem jedyną tożsamością narodów.
.







Brak komentarzy:
Prześlij komentarz