sobota, 17 stycznia 2015

A PIRAMIDY POZOSTANĄ

Sławomir Majewski





Jeszcze w początkach XIX wieku ze starożytnej kultury egipskiej znane były właściwie tylko piramidy; wszystkie inne zabytki, w tym rozliczne miasta trzeba było odkopywać z mozołem przez kolejne stulecia. Z historią ludzkości tak jest, że gdy chcemy ją zbadać od podstaw, zazwyczaj nie mamy innych dowodów poza artefaktami kultury i sztuki, wytworami ludzkiego ducha. Z rzadka tylko trafiają się np. groty strzał, jak w kulturze Clovis, tu i tam obsydianowe noże, czasem jakaś krzemienna siekiera.
Więc piramidy... Patrząc na tę najsłynniejszą w Giza czy tę starszą, z Sakkara, wiemy że mamy do czynienia z dziełami sztuki. Sztuki architektury, inżynierii a więc – kultury. Homerowa Troja, nieistniejąca dla wielu aż do roku 1871, pod rydlem Schliemanna zaistniała słynnym „skarbem Priama”, arcydziełem sztuki jubilerskiej. Mykeński grób przez tegoż Schliemanna odkryty – złotą maską „Agamemnona”.
A wcześniejsze dzieła ludzkiego ducha? Mam na myśli malarstwo naskalne z jaskiń Chauvet, Lascaux czy Altamiry lub stanowiska najstarsze z najstarszych – australijskie, odkryte przez R. Fullagara, D. M. Pricea i L. M. Heada, którzy datując termoluminescencyjną techniką radioaktywną poziomy radioaktywności uranu i toru naturalnie występujących w próbkach ochry, stanowczo ogłosili światu, że początki artystycznej działalności człowieka należy cofnąć między 116 000 a 75 000 rok pne.



Nie znamy imion ni przydomków twórców, którzy kilkadziesiąt tysięcy lat temu stosowali rozmaite odmiany perspektyw: linearną, barwną i krzywoliniową a które w 1475 niejaki Piero della Francesca, wtórnie „wynalazł” w Europie.






- Przyszłość przeszłości żyje w mrokach jaskiń, mówi i dodaje: Lascaux, Altamira czy jaskinia Chauveta. A profesor Richard Fullagar, australijski archeolog który odkrył w północnej Australii niezrozumiałe ale najprawdopodobniej wykonane ludzką dłonią ryty i zarysy zwierząt, twierdzi zdecydowanie że mają grubo ponad sto a może nawet, kto wie, może nawet i sto dwadzieścia tysięcy lat.

- I co z tego wynika?

- Z tego wynika, że to odkrycie cofa pojawienie się sztuki co najmniej o kilkadziesiąt tysięcy lat. Oczywiście, jak zwykle przypisuje się im wyłącznie magiczny, kultowy charakter ale według mnie, jeśli w ogóle były, to były to działania i próby mające na celu wytłumaczenie ówczesnej rzeczywistości i, co najważniejsze, próby znalezienia właściwego miejsca dla człowieka w tamtym przerażającym i niezrozumiałym świecie.

- A nie były wyłącznie twórczymi eksperymentami?

- Jeden dostrzega w sposobie przedstawiania szeregu reniferów, lwów czy koni zaczątki perspektywy malarskiej, inny w nierozczytanych znakach i wyobrażeniach, na przykład z Jerf el-Ahmar czy Tassili n'Ajjer odczytuje narodziny pisma a nawet pewne archetypy poezji a ci najbardziej nawiedzeni - zalążki dramatu.

- A ty? A co ty w nich widzisz?

- Ja? Ja widzę rozpacz i pewność. Rozpacz pytań i pewność odpowiedzi. Ale co jest dla mnie najważniejsze to fakt, że nigdzie nie da się zaobserwować stopniowego, ewolucyjnego doskonalenia tych rysunków przez prehistorycznych artystów. No to do cholery, kim był ten jaskiniowy Apollo który pojawił się niczym deus ex machina i ot tak, od ręki stworzył Bizona z jaskini w Altamira, bezwzględne arcydzieło wszechczasów? 




Nie było, bo nie ma żadnych szkiców, żadnych próbnych malunków, jakby nie było żadnych wątpliwości. Jakby pustka zrodziła formę a forma wypełniła treścią pustkę i choć ówczesne malarstwo powstawało w niewyobrażalnie dużych odstępach czasu, to jednak zawsze równolegle: prymitywne graffiti i od razu arcydzieła! Przecież nie było mistrzów u których terminowano a więc nie było prekursorów...”

Sławomir Majewski; Torebka od Prady




Od prawieków znamy dzieła ludzkiego ducha, czy znamy także imiona „jaskiniowych” wodzów, ich przybocznych i klekoczących grzechotkami, wszechmocnych szamanów? Nie znamy i znać nie będziemy. Mamy problem z ustaleniem, czy władający Kretą „król Minos” był królem o tym imieniu czy „Minos” było odpowiednikiem słowa „król”. Nie wiemy też, czy był jeden „Minos” czy było ich wielu, jak to w dynastii. Znane nam dzisiaj, greckie słowo „faraon”, w języku staroegipskim oznaczało „Per-āa” czyli... „wielki dom”. Znamy rzeczywiste imiona wszystkich „faraonów” począwszy od XVI wieku pne.? Nie. A imiona wszechmocnych kapłanów Enneady czyli dziewiątki najważniejszych egipskich bogów? A imiona przepotężnych faraonowych ministrów, dworskich dostojników, marszałków i generałów lub wierchuszki arystokracji? Nie. I znać nie będziemy. 
 
Co w Polsce z teraźniejszej, przaśnej, komercyjnej codzienności pozostanie za 50 - 100 lat? Z pamięci pokoleń znikną nazwiska prezydentów, premierów i ministrów, znikną nazwiska celebrytów wszelkiego rodzaju „warszawek” i „krakówków”. Odejdą w niebyt nazwy partii, ich sztandary i programy zetrą się na proch. Cóż więc pozostanie? Pozostaną obrazy i rzeźby, filmy i książki z poezją i prozą, nazwiska poetów, pisarzy, malarzy, rzeźbiarzy, reżyserów i aktorów. Pozostaną ślady kultury i sztuki ludzkiego ducha, bo tylko one świadczą o tym, że opuściliśmy świat zwierząt, stając się czymś więcej niż dwunożnym bebechem, spragnionym władzy i i kasy za wszelką cenę.


Podobno gdy zaczęła się II Wojna Światowa, finansowy sekretarz skarbu miał zaproponować premierowi Winstonowi Churchillowi
- Musimy ciąć wydatki. Najlepiej zacząć od kultury.
Churchill odpowiedział
- W takim razie, o co my tę wojnę toczymy?

Czy tak było naprawdę, nie wiem. Wiem jedno: ktokolwiek tak powiedział, nie mylił się. Kultura to wartość, o którą codziennie trzeba prowadzić wojnę. Jest bowiem jedyną tożsamością narodów.


.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz