Właściwie powinienem coś zrobić, jakoś ich
przestrzec, biec na ratunek , machając rękami , krzyczeć
stójcie , to nie ma sensu , ale kiedy widzę ,
jak w szarym marcowym parku , w szpalerze nagich akacji
idący przede mną chłopak ,dwa razy ode mnie
młodszy i rzeczywistszy , kładzie nieśmiało , zuchwale
dłoń na biodrze dziewczyny , jakby nigdy nic
nie miało im zagrozić , jakby się nie zbliżali
również w tej chwili , również oni ,do-
wtedy wydaje mi się ,że może jednak jest jakaś nadzieja.
Nie wiem , skąd u poety taki strach czy lęk przed miłością ?Są twórcy którzy na tyle obco czują się na tym świecie ,że aby odzyskać utracone poczucie syntonii z otoczeniem tworzą wielkie dzieła Antidotum na człowiecze lęki- jest kontakt z bliską osobą ,znika wtedy ludzkie osamotnienie ,tak istniejące w naturze ludzkiej.Każdy człowiek jest "osobny ",Każdy spotyka się ze śmiercią samotnie. Nie przyjmujemy do świadomości faktu własnej śmierci , mimo ,że cały czas się z nią zderzamy.Bardzo szybko zaciera się ślad człowieka który odszedł ,mimo ,że zostawia pustkę nie do zastąpienia ..Tak jak kręgi na wodzie.Zajmujemy się sprawami nieważnymi , tak jakby śmierci nie było. Za życia szczędzimy słów które mogły by istnienie jakieś rozświetlić .
Stanisław Barańczak -jak pisał ceni sobie "zwięzłość poezji ".Ta poezja do mnie nie przemawia , jest zbyt prozatorska , zbyt dosłowna , za mało w niej poezji. Mogę ją czytać i jednocześnie myśleć np.jak smaczna jest świeża bułka z masłem . . Zdecydowanie wolę go jako tłumacza poezji np. Emily Dickinson.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz