Il n’y a que la
vérité qui blesse
Rani jedynie prawda
Napoleon
Jedną
z ciekawszych postaci minionego wieku był austriacki filozof
polityczny i historyk idei Erik Maria Ritter von Kuehnelt-Leddihn.
Rozkoszowałem się ostatnimi czasy lekturą książki przywołanego
filozofa pt. „Demokracja – opium dla ludu”, wydanej dwa lata
temu przez Wydawnictwo Pawła Toboła-Pertkiewicza Prohibita. Żyjąc
w czasach pozornej pewności ukształtowanego ładu społecznego
warto zgłębić prawdy zawarte w tej pozycji. Choć można
uwzględnić słowa Slavoja Żiżka, że „prawda z definicji jest
jednostronna”. Jednak opis pewnych mechanizmów rządzących
demokracją oraz światem w jakim aktualnie żyjemy jest
wstrząsający.
Ukuło
się określenie, że dotarliśmy do końca historii, a ustrój
demokratyczny jest szczytowym osiągnięciem współczesnego
człowieka. Zatem nic nam już nie grozi. Przed nami tylko dolce Vita
i wizje dobrobytu. Skąd jednak wkoło tyle sytuacji i spraw
zakłócających te stany ogólnej szczęśliwości najlepszego z
systemów? Skąd ludzki niepokój o przyszłość i stawiane pytania,
czy rzeczywiście jest i będzie tak dobrze?
Skąd
tak gigantyczny brak wyobraźni? Z niewiedzy. Z ignorancji. Z
gnuśności i ociężałości intelektualnej. Z braku samodzielnych
poszukiwań społeczeństwa, które zadowala się bierną telewizyjną
bądź sieciową rozrywką. Społeczeństwo to wierzy w każdy rodzaj
kłamstw i manipulacji, byle tylko atrakcyjnie podanych i fachowo
dosolonych pseudonaukowymi odniesieniami. Tak dzieje się z
bredniami: o ociepleniu klimatu, o jednolitości płci, o równości,
o … . Tak moglibyśmy długo wyliczać i tworzyć całą listę
spraw obecnie propagowanych masowo i medialnie. Do tego dochodzi
jeszcze inny aspekt widzenia. Otóż (cytat ze słowa wstępnego)
„nie ma takiej bzdury, w
którą nie byłby gotowy uwierzyć współczesny człowiek, o ile
dzięki temu uniknie wiary w Chrystusa”.
Tak,
szanowni Czytelnicy, właśnie jest, i tylko fundujemy sobie efekt
łagodząco – znieczulający brnąc w teorie, w które chcemy
samoistnie uwierzyć, gdyż tak nam wygodnie. Póki co – jest
dobrze. Nic strasznego się jeszcze nie wydarzyło.
Warto
przybliżyć sylwetkę autora „Demokracji – opium dla ludu” –
Erika Marię Ritter von Kuehnelt-Leddihn.
O autorze ciekawie pisze Tomasz Gabiś w zakończeniu książki. To
człowiek wielu wyjątkowych zdolności i ogromnej wiedzy. Mówił
płynnie ośmioma językami, znał biernie i potrafił się
porozumieć jeszcze w jedenastu innych (między innymi w: japońskim,
węgierskim, hebrajskim i polskim). Jego książki, eseje i artykuły
ukazały się w 26 krajach świata w 15 językach. Problem z autorem
był jeden. Był zadeklarowanym – jak sam określał – „skrajnie
prawicowym katolickim liberałem” w stylu A. de Tocqueuville’a
czy lorda Actona. Jeśli jednak nałożymy jego wiedzę oraz erudycję
na okres, w którym żył i pracował, a przede wszystkim: widział,
doświadczał i przeżywał świat, to otrzymamy interesujący kadr
spojrzenia na zagadnienia stojące przed nami właśnie dziś. Wydaje
nam się, że demokracja jest najlepszym rozwiązaniem?
Przeanalizujmy punkt widzenia autora. To wielce pouczająca lektura.
Kuehnelt-Leddihn
jako surowy krytyk wszelkich totalitaryzmów musiał do zakończenia
wojny wyemigrować do Stanów Zjednoczonych. Nie przeszkodziło mu to
w wizycie Hiszpanii podczas wojny domowej. Po II wojnie światowej
osiadł na stałe w Austrii , był korespondentem w Moskwie, wykładał
na uczelniach Wielkiej Brytanii i USA, a nawet odwiedził Wietnam w
czasie trwania słynnej wojny z Ameryką. Człowiek nadaktywny, a
jednocześnie bezkompromisowo antyegalitarny. W naszych czasach
ujednolicania antropologicznego takie doświadczenia mogą stanowić
źródło innej perspektywy spojrzenia. Słowem, autor to postać
fascynująca.
„Kuehnelt-Leddihn
nie nazywał siebie „konserwatystą”, bo, jak twierdził,
musiałby wówczas konserwować np. demokrację pochodzącą wszak ze
starożytności, a tego jako krytyk demokracji i monarchista czynić
nie mógł. Zwracał
też uwagę na to, że Kościół katolicki nie jest konserwatywny,
gdyż tak jak żywe drzewo ma trwałe korzenie, zawsze ten sam pień
i stoi w tym samym miejscu, ale rośnie i zmienia koronę. Jako Miles
Christianus i wierny Tradycji homo catholicus uważał, że potrzebna
jest ofensywna obrona wartości chrześcijańskich, bowiem
cywilizacja europejska jest niemożliwa bez Kościoła i
chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo z jego koncepcją człowieka
jako Imago Dei, człowieka-osoby i człowieka-twórcy stanowi wedle
Kuehnelt-Leddihna podwalinę wolności i jedyny skuteczny środek dla
jej zachowania.
(…)
Pisząc
o sprawach Kościoła i religii nigdy nie omieszkał schłostać
biczem drwiny „lewicowo-liberalnych” katolików, do których
żywił szczególnie mocną niechęć i których uważał za typowych
przedstawicieli dominującego w polityce i kulturze gatunku zwanego
przezeń „papuleonem”, czyli krzyżówki papugi i kameleona.
Kuehnelt-Leddihn uważał, że jakakolwiek „wyzwoleńcza teologia”
nie znajduje żadnego oparcia w Nowym Testamencie, który jest raczej
przesłaniem nierówności: słowo „isotes” (równość) nie
występuje w Nowym Testamencie, natomiast słowo „eleutheria”
(wolność) znajdziemy w nim wielokrotnie. Zwykł mawiać, że nie
ma równości ani w Niebie, ani w Czyśćcu, a jedynie w Piekle,
czyli tam, gdzie jest jej właściwe miejsce.”
My
natomiast, mamy dziś wszechobecną propagandę równości, której
nie powstydziłyby się sprawdzone wzorce nazistowsko-komunistyczne,
jeżeli wolno mi tak perwersyjnie zmieszać owe pozornie różne
prądy. System, w który żyje nam się miło i spokojnie to nie
demokracja. To liberalna demokracja, a to – zasadnicza różnica.
Splot czynników i elementów liberalizmu oraz demokracji powoduje,
że żaden z tych systemów nie jest prawdziwie sobą. Mamy przed
oczami specyficzną efemerydę, a jeśli głębiej przeanalizujemy
owe elementy i skonfrontujemy z tym co widzimy i tym, czego
doświadczamy ukaże nam się przed oczami nasz świat w całej
swojej jaskrawości. Ten świat nie jest w stanie poradzić sobie z
problemami i wyzwaniami współczesności. Ziemia się kurczy, wiedza
coraz bardziej komplikuje, a wielu ludzie coraz bardziej ciekawych
poszukuje zamglonych prawd zadając coraz więcej pytań, na których
po prostu brakuje odpowiedzi. Demokracja takich odpowiedzi nie zna.
„Najbardziej
palącym problemem naszych czasów jest ratowanie wolności, byśmy
nie doczekali chwili, gdy liberalną demokrację zastąpi totalna
tyrania”
„W
demokracji liberalnej występuje nieuchronna sprzeczność między
wolnością, a równością, które wykluczają się wzajemnie,
bowiem możemy być albo wolni albo równi.”
„Natura
nie zna równości ani identyczności. Wszystko, co identyczne, jest
także równe, ale nie odwrotnie. Chcąc zaprowadzić równość
trzeba użyć siły. Gdyby wszyscy ludzie mieliby być równi pod
względem intelektualnym, wszystkich głupich leniwych trzeba by
zmusić do wysiłku umysłowego, a mądrych na siłę ogłupić.”
Wnioski
z przywołanych wyżej cytatów – podanych w sposób naprawdę
prosty – nasuwają się same. Ludzie nie są identyczni. Nie byli i
nie będą. Nawet bliźnięta jednojajowe są odmienne.
Sprawiedliwość nie oznacza więc równości. W naszym świecie
jednak coraz częściej szafuje się hasłem „dyskryminacji”. I
tym sposobem popadamy w dziwne, nowe ideologie, nowe rozwiązania, w
których nawet mniejszość narzuca większości swój punkt
widzenia.
„Franz
Grillparzer (austriacki
dramatopisarz 1791-1872)
wyjaśnił, że w pewnych krajach wierzy się wprawdzie, że trzy
osły wydają jednego mądrego człowieka, ale wiele osłów >in
concreto< tworzy jednego osła >in abstracto< i jest to
zwierzę straszliwe”
Zostajemy
zatem ujednolicani i sprowadzani do jednego, wspólnego,
demokratycznego mianownika. Nasz świat deformuje wolne myślenie i
zamyka usta niepokornym. Nie zamyka niepokornych, tylko ośmiesza ich
poglądy, albo lepiej by zabrzmiało – wyśmiewa, gdyż ośmieszyć
bez logicznego uzasadnienia nie jest w stanie. Efekt jest jednak taki
sam. Pogląd niepopularny chowany jest pod dywan. A owo
ośmieszanie-wyśmiewanie powielane jest powszechnie oraz polewane
sosem karkołomnych pseudoargumentów. Istota działań zmierza w
kierunku sterowania ludzkimi emocjami. Powierzchnia pokazana
publicznie lśni czysto i pięknie. W głębi zieje pustka –
intelektualna, moralna, humanitarna.
„Niewiedza
wyborców nie jest wcale większa od niewiedzy wybranych.
Sporządzenie rocznego budżetu Parlamentu Europejskiego owocuje
tomiszczem obejmującym ponad 2000 stron. Pierwsze pytanie: Kto to w
ogóle czyta? Drugie pytanie: Kto mógłby fachowo ocenić ów
budżet? Odpowiedzi nie ma, ale przecież zawsze się nad nimi
głosuje! Czy demokracja w ogóle jest jeszcze aktualna? A może jest
czymś, co najprościej nazwać komedią?”
Nie
wiem dokąd zmierzamy. Rozważania autora nie pozostawiają
wątpliwości. Będzie to tyrania. Proces ten potrwa jeszcze jakiś
czas, ale na własne oczy widzimy jak element po elemencie demontuje
się stary świat zastępując go nowym. Pomysły są coraz bardziej
dziwne, wyrafinowane, szokujące. Tyrania pojawi się usankcjonowana
prawnie – w drodze demokratycznego wyboru. Sami na nią zagłosujemy
uprzednio przekonani (nie samodzielnie) , że tak będzie najlepiej.
Taka to perspektywa. Mało pociągająca.
W latach trzydziestych
minionego wieku do władzy doszedł Adolf Hitler. Został wybrany w
pełni demokratycznie. Był czas, że Komitet Noblowski rozważał
poważnie kandydaturę Kanclerza Rzeszy do pokojowej Nagrody Nobla.
Gdyby taka „pomyłka” nastąpiła, a naprawdę niewiele brakowało
, nie mielibyśmy dziś Nagrody Nobla. Ale spokojnie. Fundusze pewnie
przeszły by pod inne auspicje i nazwy, a świat kręciłby się
dalej. Demokratycznie. Hitler – nota bene – głosił wszem i
wobec, i uważał się za arcydemokratę. Korea Północna nadal jest
republiką ludowo-demokratyczną, a większość partii politycznych,
w nazwie bądź w programie, szafuje tym hasłem na prawo i lewo.
Cieszmy się zatem demokratycznie i nieświadomie chwilami w jakich
przyszło nam żyć, ale – śmiem prosić – nie porzucajmy
myślenia i poszukiwań. Nie porzucajmy analiz: historii, tradycji
oraz idei. Kiedy zneutralizuje się ostatniego wątpiącego możemy
obudzić się w Nowym Wspaniałym Świecie.
W
świecie bez klamek i drzwi. Opis ewolucji demokracji do tyranii,
który możemy znaleźć u Platona w jego Państwie
(księga 8 i 9), czyta się jak historię Niemiec u schyłku
Republiki Weimarskiej.
Niezależne
myślenie nie boli. Otwiera nowe horyzonty. Struktury, które znamy,
nigdy nie są i nie muszą być idealne. Świat, w którym żyjemy
ciągle usiłuje nam coś sprzedać. Idąc tym tropem wyczytałem
gdzieś, iż : przedstawiciele
ubezpieczeń – sprzedają ubezpieczenia; przedstawiciele branży
samochodowej – sprzedają samochody, przedstawiciele ludu –
sprzedają … lud.
Lud jednak zawsze może
przemówić własnym głosem.
Jeśli
tylko będzie miał jeszcze cos do powiedzenia …
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz