„Aż 19 mln
Polaków nie miało w ostatnim roku w rękach ani jednej książki, a
10 mln nie ma ani jednej w domu - wynika z danych Biblioteki
Narodowej. Do tego 6,2 mln Polaków znajduje się poza kulturą
pisma, czyli w 2014 r. nie przeczytało żadnej książki ani nic z
prasy. (…) Według danych Biblioteki Analiz (bez grudnia) w 2014 r.
przychody wydawców były niższe o blisko 7,5 proc. niż w roku
poprzednim i wyniosły 2,48 mld zł. To spadek o 200 mln zł.
Porównując zeszły rok do rekordowego 2010 r., spadek wartości
sprzedaży sięga aż 15,7 proc., czyli 460 mln zł.”” Źródło
Posłowie
PSL złożyli w Sejmie przygotowany przez część wydawców projekt
Ustawy o książce. Czym naprawdę kierowali się deputowani –
nie wiem. Czy rzeczywistą troską o los czytelnictwa w kraju, w
którym 10 mln obywateli nie posiada w domu ani jednej książki? Być
może. A może dali się zwieść spryciarzom, którzy dla siebie i
swoich firm zwęszyli interes XXI wieku? Też możliwe. Czy tertium
non datur
w tej sprawie? Niezupełnie.
Ab ovo: 8 kwietnia
2015 roku grupa 39 posłów PSL, złożyła na ręce Marszałka Sejmu
Radosława Sikorskiego projekt Ustawy
o Książce,
powołując się na „Art. 118 ust. 1 Konstytucji R. P. z 2 kwietnia
1997 r.”, który im na taką inicjatywę dozwala. Posłom PSL
dzielnie sekundują m.in. Państwowa
Izba Książki z Prezesem Włodzimierzem
Albinem (Wolters
Kluwer S.A.)
oraz Instytut Książki
pod dowództwem Grzegorza
Gaudena. Co wyczytamy w mediach nt. stanowiska tego ostatniego
Pana?
„Dyrektor
Instytutu Książki, Grzegorz Gauden, jest zwolennikiem projektu
ustawy o książce. Uważa, że nie zaburzy on mechanizmów rynku, a
pozwoli go uporządkować. "Sednem projektu jest to, że dajemy
wydawcy prawo do ustalenia, za jaką cenę wydana przez niego książka
będzie przez rok sprzedawana. To wydawca zaryzykował wydając
książkę, nie pośrednicy, którzy obecnie zaniżają cenę"
Źródło
Projektem Ustawy
zachłysnęła się niezliczona rzesza ludzi ze ścisłych kręgów
polskich kultury i sztuki o
takich nazwiskach i osiągnięciach na niwie, że strach się
bać!
I wszystko byłoby jak
w bajce, bowiem artykuly proponowanej Ustawy
a szczególnie jej Uzasadnienie,
na pozór zdają się być wyrazem szczerej i głębokiej troski
PSL-owskich Ojców Ojczyzny i ich sojuszników, o poziom
czytelnictwa, los wydawców, księgarni, drukarni etc. Na pozór. W
dodatku zdawać się może, iż wszystko z obecną Konstytucją R. P.
współgra idealnie, jak basetla ze skrzypcami w wiejskiej kapeli, co
zgodnie podkreślają zainteresowani Ustawy
tej wprowadzeniem. Na pozór.
Po
pierwsze, proponowana Ustawa
naruszając prawo (wydawców, drukarzy, księgarni zwykłych i
internetowych) do swobodnego działania w ramach obowiązującej
ustawy o działalności
gospodarczej, wbrew
zapewnieniom pomysłodawców, narusza Konstytucję
R.
P. z 1997 r. a szczególnie Artykuł 22
Konstytucji RP, który stanowi, że
„ograniczenie wolności działalności
gospodarczej jest dopuszczalne tylko w drodze ustawy i tylko ze
względu na ważny interes publiczny”.
Po drugie: „Ważny
interes publiczny” w przypadku urzędowej regulacji cen książki
to nie „interes publiczny”, tylko interes zainteresowanych. Czyli
kogo? Na pewno nie Czytelników, drukarni, wydawców, księgarni
zwykłych i internetowych; oni wszyscy na tym stracą. A więc: qui
bono?
Po trzecie: Projekt
jest bublem prawnym pod prawie każdym względem, jak to zwykle
projekty polskich parlamentarzystów.
Dlaczego bublem?
Rozumiem zapał tych, którzy „jednolitą cenę” książek nowo
wprowadzanych na rynek popierają ze szczerego serca. Nie znają się
na produkcji tychże, więc im obojętne JAK, byle książka tania
była. Ale w oparciu o proponowaną Ustawę, książka tania
nie tylko nie będzie, lecz podrożeje wiele z tych, które z racji
objętości i jakości edytorskiej (zatem kosztów produkcji) byłyby
tanie, gdyby nie ten projekt.
PRZYKŁAD
1: tomik wierszy o objętości np. 20 stroniczek, papier VII
kl. offset 70 g/m2; kolor druku 1 x 1 czarny; oprawa:
szycie po grzbiecie (zeszytowo), nakład 1000 egzemplarzy. Koszt
PRODUKCJI: 1,65 – 2,50 zł za 1 egzemplarz. Ta sama pozycja
wydawnicza według proponowanej Ustawy czyli „ujednolicona” cena
KAŻDEGO egzemplarza w sprzedaży dla „odbiorcy końcowego”,
wyniesie dziesięciokrotnie więcej. Bowiem „ustawodawcy”
w omawianym Projekcie zawarli wymóg, by drukarnia-wydawca nie
mieli prawa do sprzedaży taniej, niż przewiduje proponowana
przez nich Ustawa. Opornych będzie się srodze karać!
PRZYKŁAD
2: Album o malarstwie, biografia, antologia poezji itp. w
nakładzie 2000 - 3000 egzemplarzy; objętość 500 - 700 stron; druk
4 x 4 kolor + czarny; papier biblijny + kreda itd. Koszt produkcji 90
– 140 zł. Cena tej samej pozycji według proponowanej Ustawy,
czyli wg. „ujednoliconej” ceny dla KAŻDEGO egzemplarza w
sprzedaży dla „odbiorcy końcowego”, będzie trzykrotnie
mniejsza od kosztu jej wyprodukowania. Gdzie marża czyli zysk?
Książki tanie w
produkcji, bezwartościowe z punktu widzenia tak zawartości, jak
strony edytorskiej, będą szły jak przysłowiowa „woda”, zaś
te opracowane z pietyzmem, drogie w produkcji, nie ukażą się w
wcale, bo nikt nie zwróci ich wydawcom kosztów poniesionych dla
ich wyprodukowania! Zatem czy rzeczywiście chodzi o „poprawę”
stanu czytelnictwa w Polsce, czy o jakieś szemrane interesy do tej
chwili niezidentyfikowanego „lobby”?
Zainteresowani
tematem powinni wejść na stronę jakiejkolwiek drukarni (np. tej,
wybranej przeze mnie losowo z google) posiadającej kalkulator cen i
wpisać do niego odpowiednie parametry przewidywanej publikacji
książkowej. Przekonają się, że nie skłamałem jednym słowem!
Ponieważ sprawa jest
nader poważna, bo zahacza o podstawowe wolności obywatelskie,
pozwalam sobie skierować kilka pytań do Pani minister Małgorzaty
Omilanowskiej, szefowej MKiDN.
- Czy Pani Minister jest za Projektem Ustawy zgłoszonej przez PSL, Polską Izbę Książki oraz Instytut Książki?
- Czy MKiDN dokonało wyczerpującej analizy prawnej ww. Projektu Ustawy w kontekście jego zgodności z Konstytucją R.P.?
- Czy koszt produkcji książek przewyższający cenę odgórnie regulowaną będzie wydawcom refundowany ?
- Czy opracowano kryteria kwalifikacji książek do refundowania kosztów ich produkcji i utraty zysków spodziewanych?
- Czy MKiDN powoła specjalną komisję kwalifikującą książki do refundacji a tym samym - do druku?
- Czy znane są nazwiska osób, które w takiej komisji będą zasiadać?
Bo
że ktoś będzie musiał zrefundować utratę zysków spodziewanych
producentowi opisanemu w Przykładzie 1 – to pewne. A w przypadku
opisanym w Przykładzie 2, ktoś musi zwrócić drukarniom-wydawcom
rzeczywiste koszty produkcji i utratę zysków spodziewanych.
Skoro powołanie
spec-komisji wydaje się być „oczywistą oczywistością”, MUSI
nastąpić jej powołanie, albowiem polski rząd nie ma ekonomicznych
możliwości zrefundowania kosztów produkcji wszystkim
wydawcom wszystkich
planowanych przez nich pozycji wydawniczych. Zatem rząd (MKiDN?)
musi się posłużyć weryfikacją ofert rynkowych. Cóż to oznacza?
Oznacza to ni mniej,
ni więcej, tylko wprowadzenie korupcjogennego, patologicznego tworu,
w którym „weryfikatorzy” tylko wedle swego uznania (interesu?)
będą kwalifikować do „refundacji” najgorszego rodzaju,
najpodlejsze wydawnicze chłamy, o kosztach produkcji np. od 5 do 15
zł, by zdjąć z rynku „piankę” 30 - 20 zł czystego zysku.
Oczywiście, do podziału z zaprzyjaźnionymi wydawcami i
drukarniami. Poza tym, ja sam, bazując na omawianym Projekcie,
bez najmniejszych problemów potrafiłbym go ominąć; tyle w nim
„dziur” prawnych. Cwaniaki ominą go na pewno!
A co będzie, jeśli
autor książki lub właściciel wydawnictwa ubiegający się o
zrefundowanie kosztów produkcji wyznają inne, niż członkowie
spec-komisji poglądy polityczne, religijne czy (ogólnie pojmowane)
„wartości”? Jaką będą mieć szansę na „refundację” ergo
– publikację swoich książek? Żadnej! Czy tak się oddzieli
literackie "prawdziwe" polskie zboże od kąkolu jakby niepolskiego a wydawców
niesłusznych - od „jedynie słusznych”?
I wreszcie
najważniejsze: czy po latach niebytu wrócą na koniec każdej
stopki redakcyjnej znienawidzone i prawie zapomniane znaki, np.
„W-123”, „E-75” czyli ślad rysich pazurów neo-cenzury?
Przepraszam, nie neo-cenzury, tylko „Komisji Refundacyjnej W-126”
Na koniec – czy Stowarzyszenie Pisarzy Polskich i Związek Literatów Polskich są za
czy przeciw Projektowi Ustawy O Książce w
kształcie zgłoszonym przez PSL?
Sławomir
Majewski
Postscriptum
Postscriptum
Jeżeli
przyjmiemy za fakt bezsporny, niepodlegający dyskusji, że „Aż
19 mln Polaków nie miało w ostatnim roku w rękach ani jednej
książki, a 10 mln nie ma ani jednej w domu - wynika z danych
Biblioteki Narodowej. Do tego 6,2 mln Polaków znajduje się poza
kulturą pisma, czyli w 2014 r. nie przeczytało żadnej książki
ani nic z prasy”,
zrozumiemy, iż żadna ustawa, poza taką, która na powrót
upaństwowi rynek wydawniczy, tym samym kładąc kres wolności
gospodarczej w tym obszarze, nie polepszy losu książek. Bowiem o
kupnie decyduje wyłącznie Czytelnik a nie partie polityczne, Sejm,
Senat, Izba Książki czy Instytut Książki. I nawet MKiDN nie ma tu
nic do powiedzenia. Po co więc poszukiwać dróg ratunku w ustawach, które
ipso facto niczego nie przyniosą, poza jeszcze większym rozczarowaniem?
Ludzie,
którzy nigdy nie czytali i nadal nie czytają literatury, całe swoje zainteresowanie
skupiając na Internecie, telewizji i grach komputerowych, ci ludzie książek w nieodległej przeszłości nie
kupowali i teraz kupować nie będą.
Czy oznacza to
zmierzch książki drukowanej? Być może. Ale jeszcze nie za
naszego żywota. COURAGE
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz