niedziela, 24 maja 2015

O poezji Jana Strządały

ANDRZEJ WALTER


I myślę kroplami wierszy


koraliki Przestrzeń poezji wkrada się z reguły w pory niczyje. W pory niedotykalne, w pory, kiedy cisza rodzi światło, kiedy światło rodzi nadzieję, a nadzieja bywa tylko delikatnym powiewem kojącym ból. Przestrzeń poezji, dlatego jest właśnie zawsze tajemnicą, że jako panaceum na świat i jego objawy przemówi do nas tylko wtedy, kiedy oczyścimy się z tego świata brudów wykraczając poza jego granice, bariery i dominacje. Ta przestrzeń jest tak drobna, tak mała i wątła, tak niezauważalna, że pędząca machina współczesności rozjeżdża ją brutalnie na tysiące świata stron.

I krąży tedy poezja, Bóg wie gdzie, Bóg wie jak, docierając pod niejedną strzechę. I rodzi się w nas, kiedy chce, jak chce, i włada nami czule, najczulej jak potrafi. I to droga, z której nie ma już odwrotu.

Lektura najnowszego tomu gliwickiego poety Jana Strządały napełniła mnie właśnie taką aurą. Aurą jasnej i cichej subtelności słów, które niczym tytułowe „Koraliki” układają się w Twojej dłoni czy tego chcesz czy nie. Warto spojrzeć w linię życia na tej dłoni. Warto zanurzyć się w misterny wszechświat Strządałowych metafor, podążyć przestrzenią Światła, natury, i losu, na przekór ciemności.

Jasne koraliki słów
układam
na granicy ciała

(…)

jasne koraliki słów
płoną
na śniegu

(…)

Koraliki słońca
drżą w pajęczynie o poranku

(…)

senne jeszcze elektrony
mruczą z miłości
(…)
a mgły i rosy
niosą
moje myśli
do nieba

spada na ziemię
kropla czysta
tajemnica
słowo


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz