Niektórzy twierdzą że
prozy uczyłem się od M.V.L. Inni poddając to w wątpliwość
sugerują, że nie od M.V.L. tylko od J.L.B. Mylą się. Prawda jest
taka, że zachwycony prostotą zdania
- Szedł sobie drogą żołnierz; raz, dwa!
stylu i formy pisania uczyłem się od H. Ch. A.
Sławomir Majewski
Dom Prasy, rok 1971. Za oknami deszcz. Pan Sierecki nadal w kwiecie, ja dalej gówniarzem. A tak ze szesnaście.
Dom Prasy, rok 1973. Osiemnaście mi przyszło. Pan Sierecki znowuż w kwiecie a ja nadalż gówniarzem. A dupa? Ło... Zestarzała się przy tym kiosku Ruch u zbiegu Kowalskiej i. Na prima aprilis z osiemnaście jak w pysk jej trzasło.
Możesz więcej nie przychodzić. Sławomir Sierecki, Gdańsk 1973
.
- Szedł sobie drogą żołnierz; raz, dwa!
stylu i formy pisania uczyłem się od H. Ch. A.
Sławomir Majewski
1
OLŚNIENIE
W
horrorze Stanleya Kubricka pod tytułem „Lśnienie”,
bohater grany
przez Jacka Nicholsona stawia się na rozmowę w sprawie pracy. Chce
objąć posadę dozorcy w górskim hotelu, który w sezonie zimowym
jest zamknięty na cztery spusty, bowiem lawiny odcinają go od
cywilizacji.
Zapytany dlaczego stara
się o tę posadę, bohater odpowiada
-
Szukałem właśnie czegoś takiego. Mam zamiar napisać książkę.
-
O czym będzie?
-
Jeszcze nie wiem. Dopiero się zastanawiam.
Olśniło
mnie. Jeszcze nie wiem. Dopiero się zastanawiam.
Najdoskonalsza z
grafomańskich odpowiedzi. Kubrick potrafi robić horrory.
2
Po
drodze będzie pił ze strumienia,
dlatego
głowę podniesie
Księga
Psalmów. Psalm 110 (109):7
W filmie „Niebezpieczne
Związki” nakręconym na podstawie powieści pana Pierre Ambroise
François Choderlos de Laclos, jest scena pojedynku pod mostem w
zimowy poranek. Wicehrabia de Valmont (John Malkovich) walczy na
szpady z kawalerem Danceny (Keane Reeves).
Gentlemanów dzieli nie
tylko wiek, przede wszystkim różnią ich zasady moralne. Starzejący
się wicehrabia zasad moralnych nie posiada żadnych, młodziutki
kawaler takowe ma, acz na miarę czasów będących naonczas szalenie
libertyńskimi.
Więc pojedynek pod
jakimś mostem w zimowy poranek. Wicehrabia jest fechmistrzem
doskonałym, jego przeciwnik szermierzem początkującym. Śmierć
pana kawalera zdaje się być kwestią minut ale nagle dzieje się
coś niespodziewanego. Oto po kolejnym łatwym sparowaniu pchnięcia,
wicehrabia wznosząc oczy do nieba wzdycha i wystawiając pierś
pozwala by przeciwnik go przebił i zabił. Umierając prosi, by
kawaler przekazał kobiecie którą Valmont nadludzko kochając
nieludzko potraktował, że kochał ją prawdziwie. Chwilę później
umiera na rękach szlochającego zabójcy. Ckliwa szmira, nieprawdaż?
Ano nieprawdaż. Nie chodzi o ckliwy wydźwięk sceny, tylko o to
wzniesienie oczu i westchnienie trwające ledwie sekundę. W tak
krótkiej chwili John Malkovich genialnie oddał dramat skruchy i
żalu de Valmonta. Skruchy, żalu i tęsknoty za miłością
zamordowaną z zimną krwią. I śmiercionośnej oceny siebie. Oceny
bez pardonu i odkupienia.
Co wicehrabia de Valmont
powiedział westchnieniem aktora Malkovicha? Splunął w pysk sobie i
Francji w której żyjąc szampańsko, szampańsko bawił się życiem
innych. Umierając podniósł głowę, to pewne. Niepewne, z jakiego
wypił strumienia.
Kiedyś
w Gdańsku na ulicy Mariackiej było kilka knajpek. Kiedyś na
Mariackiej było kilka pracowni a w nich Artyści. Jacy to byli
Artyści? A różni byli. Jedni grubi, chudzi drudzy a wszyscy nosili
berety i flanelowe koszule w kratki na drelichowe spodnie. I sandały.
Sandaliczni byli.
Jedni Artyści zakąszali
kaszanką gryczaną czarną na zimno. Zakąszali a potem malowali
konterfekty swojej ukochanej ulicy, tudzież mewy polatujące mimo.
Artyści drudzy zakąszali kaszanką gryczaną czarną ze smażoną z
cebulką i skwarkami. Skwarki dawali aby czerpać z niej osławioną
zwierzęcą siłę, przecież w granicie lub twardym drewnie kowali
Madonny i bezszelestne anioły.
Kiedy było ciepło,
Artyści siadywali na schodach przedproży patrząc na turystów. A
jak było zimno lub deszczowo, to na zydlach w pracowniach. Tworząc
wesoły krąg w poprzek smutnej sztuki życia, pili z butelek wódki
albo wina. Wódka nazywała się Czysta a wino Balatonboglari.
Kiedy wypili, deklamowali wiersze a potem płakali. Czasami płakali
szepcząc O moja ukochana żono! A potem spali z cudzymi
żonami.
Na kaca przynosiłem
Artystom taniego węgierskiego rieslinga w butelce z długą szyjką.
Balatonboglari. Albo obrzydliwie kwaśne Egri Bikawer.
Artyści krzyczeli
- Nie bycza krew, tylko
kwaśne gówno. Tfu, dawaj Balatonboglari!
I
krzyczeli
- Wylej to gówno. Tfu,
dawaj Balatonboglari!
Dosypywałem
cukru i gówno zamieniało się w słodkie wino. Cud wprawdzie
znakomicie mniejszy od tego w Kanie, ale zawsze cud.
Artyści kiedy do mnie
mówili, mówili do mnie
- Mały, nie wiesz gdzie
posiałem beret?
- Skocz na Świętego
Ducha po piwo, Mały.
- Mały! A gdzie się
podziała ta czyjaś żona?
- O, tak się prowadzi
pędzel!
- Nie czytałeś
Kierkegaarda? Przeczytaj. I podaj mi tempery.
- Przeczytam ci mój
ostatni wiersz.
- Mały, napisałeś coś
nowego? Przeczytaj.
Dzisiaj
w Gdańsku na ulicy Mariackiej jest kilka knajpek.
4
Rok 1969 w Gdańsku. Upał. W cukierniach Polonia
i Murzynek przy Podwalu
Staromiejskim są zimne lody. Klaksony wokół ronda Jana III
Sobieskiego. Dom Prasy, Pan Sławomir Sierecki w kwiecie i ja,
gówniarz. Ledwie czternaście mi było
- To moje opowiadanie,
proszę pana.
- Piszesz opowiadania? O
mój Ty Boże... No cóż, trudno. Przeczytam w domu. Wpadnij jutro.
.
Wpadam jutro.
- I jak ?
- No cóż...
Wyszedłem
z głową na kolanach. Na drodze wyrasta Stanisław Goszczurny
- Lepiej pisać stojąc
niż płakać na kolanach.
Dom Prasy, rok 1971. Za oknami deszcz. Pan Sierecki nadal w kwiecie, ja dalej gówniarzem. A tak ze szesnaście.
- To moje nowe
opowiadanie, proszę pana.
- O mój ty Boże,
znowuż? Na stron ile?
- Na stron pięć, proszę
pana.
- Na pięć?
- Pięć.
- Stron? Tylko na pięć?
Na maszynie pisanych?
- Na maszynie pisanych
dwoma palcami pięć stron. Nabitych znaczeniami.
- Kiedy napiszesz
dziesięć, wróć. Nie! Nie i nie, na stron dziesięć oraz pół.
- Oraz pół? Z przodu
czy gdzie?
- Pół daj na koniec a
te dziesięć z przodu, przed tą połową na końcu.
Wyszedłem
stojąc a na drodze nie stanął mi nikt. W gębie język kołkiem. O
dupie nie wspomnę. Wspomnę. Pachnąc perfumą Być Może,
czekała obok kiosku Ruch przy zbiegu ulic Kowalskiej i. Miała imię
Grażyna, z Grażyny Mickiewicza. Miała piętnaście...? A
gdzie tam, toż ona starą już była! Szesnaście miała jak obszył.
Dom Prasy, rok 1973. Osiemnaście mi przyszło. Pan Sierecki znowuż w kwiecie a ja nadalż gówniarzem. A dupa? Ło... Zestarzała się przy tym kiosku Ruch u zbiegu Kowalskiej i. Na prima aprilis z osiemnaście jak w pysk jej trzasło.
No więc Pan Sierecki był
jak zawsze a ja mu pod nos
- A maszpan! Otóż i
stron jedenaście.
- Otóż? A otóż z ilu
jedenaście się ostało?
- Najsamprzód ze
trzydzieści ich było.
Chrząknął,
siadł i ojezu ty mój, ojezu! czyta, czyta i czyta a ja na kolana
chcę paść a on nic. Nie smaruje bułek, nie zagryza ogórkiem
ukwaszonym, nie chrząka znacząco. Tyle co mineralnej popił i
czyta. Nie chcę żeby mnie w twarz uderzył słowami na przykład
takimi
- Teraz weź i napisz
stopięćsettysiącetrzystadwanaściestron i wróć.
Przeczytał,
wziął pióro, duma. No, to teraz sobie poskreśla...
Nad tytułem przeczytanego napisał
Nad tytułem przeczytanego napisał
Możesz więcej nie przychodzić. Sławomir Sierecki, Gdańsk 1973
.
Miałam szczęście w w cudnych, studenckich latach 60 tych,,kiedy to z Krakowa dostawałam się autostopem do Gdańska, poznać właśnie artystę rzeźbiarza w granicie Alfonsa Łosowskiego i rozmawiać z nim o jego pracach .Był dość małomówny , skromny , ale widocznie czymś go ujęłam ,bo na pożegnanie dał mi czarno-białe zdjęcia swoich rzeźb ,co przechowuje do tej pory.Wiem też ,ze w zasadniczy sposób przyczynił się do rekonstrukcji zabytkowych rzeźb zniszczonych wojną w Gdańsku.Jego kamienne rzeźby już na wieczny pewnie czasy są ulokowane po parkach Gdańska i Oliwy., Gdy tam jestem patrzę na nie ze wzruszeniem wspominając artystę .. Taki martwy pozornie przedmiot okazał się trwalszy od żywego człowieka ,. . Ale dobrze ż e są .
OdpowiedzUsuńDziękuję Sławomirze za to zdjęcie z jego postacią . Tak go zapamiętałam .ewa
OdpowiedzUsuńNigdy nie pomyliłem szacunku ze strachem, ale w obecności Mistrza Łosowskiego zawsze czułem respekt. Respekt dla Jego twórczości i Jego Osoby, jako niezwykle zasadniczego, pracowitego i mądrego Człowieka. Poza tym, był wielkim patriotą. Więcej na jego temat - tutaj: http://www.gedanopedia.pl/gdansk/?title=%C5%81OSOWSKI_ALFONS Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń