czwartek, 15 października 2015

Ten "obłędny" Jerzy Krzysztoń*

Janusz Termer

Wracałem z magnetofonem ze Szczawnicy. W czasie ferii zimowych był tam obóz studencki w starym pensjonacie na stoku wzgórz. Sporo rozgarniętych dziewcząt i chłopców, z którymi ponagrywałem rozmowy dla radia – o ich planach, ambicjach życiowych po ukończeniu studiów. Chłopców jak zwykle przemądrzałych, ale radziłem sobie z nimi bez kłopotu. Byłem bardzo elokwentny, nad podziw bezpośredni i z ogromną łatwością trafiałem do ludzi. Nawet najbardziej nieśmiali i oporni – z ręki mi jedli! Kiedy dziś o tym pomyślę – stałem się gadatliwym bratem łapą, który, żywiąc niezmożoną sympatię dla bliźnich, z każdym się spoufalał. I ta wena nie byle jaka! Animuszu dodawał mi alkohol.    



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz