czwartek, 27 lutego 2014

A propos Listów z Wiednia







Analizując treść listów mojego pradziadka do dziadka, znalazłam w nich wiele słów troski o losy ówczesnej polskiej kultury. Kraj był zniszczony zaborami i I Wojną Światową. Brakowało wszystkiego lub – co prawdziwsze – nie było niczego, poza nadzieją.

Pradziadkowi marzyło się, by jego syn i wnuki byli europejczykami. I nie chodziło o żadna „unie”, tylko o europeizm z ducha chrześcijańskiego, z jego wielowiekowym kulturowym dorobkiem.

Znalazłam w Internecie tekst a propos aktualnej kondycji kultury polskiej, który – wedle mnie – daje odpowiedź na ile marzenia mojego pradziadka zrealizowały się w dzisiejszej Polsce... Odpowiedź jest gorzka, pesymistyczna i nie rokująca dobrze. Czy są szanse na zmian na lepsze? Zamieszczony tekst daje (częściową) odpowiedź.







CUDOWNE ŻYCIE W 
e-OCHLOKRACJI



W przeciwieństwie do edukacji,
kultura nie jest obowiązkowa

MAREK KRASZEWSKI
szef Stołecznego Biura Kultury




"To, że poziom czytelnictwa w Polsce jest przerażająco niski, wie niemal każdy mieszkaniec naszego kraju. Przyjrzyjmy się jednak liczbom. Z najnowszych badań Biblioteki Narodowej wynika, że w 2012 roku 60,8% Polaków nie przeczytało ani jednej książki. Dla porównania w 2010 r. nieczytających było 56%, czyli w przeciągu 2 lat na ciemną stronę mocy przeszło ponad 4% obywateli"



Zacznijmy od tego, że najwięcej gardłujący o demokracji, nie mają pojęcia o jej zasadach. I mylą tradycyjne, odwieczne polskie warcholstwo, sobiepaństwo i pieniactwo z ateńską formą władzy narodu. Platon w Politeipowiedział ustami Sokratesa "Demokracja jest niewolącą formą rządu. Wprowadza chaos i nieporządek a nadto niesprawiedliwą równość" 1
Jak starożytną demokrację opisuje Wikipedia? Poczytajmy celowo przeze mnie wybrane fragmenty. 

Podstawą demokracji ateńskiej były rządy większości, rotacyjność urzędów i masowe uczestnictwo. Na zgromadzeniach wszyscy pełnoprawni obywatele płci męskiej brali udział w głosowaniu (demokracja bezpośrednia). Wszystkie najważniejsze decyzje o znaczeniu państwowym podejmowane były przez Zgromadzenie Ludowe. [---] Kobiety, dzieci, niewolnicy oraz obcokrajowcy, których wielu zamieszkiwało w Atenach, nie mieli prawa głosu. [---] Przeciwnicy demokracji nazywali ją ochlokracją 6(gr. ochlos – tłum, motłoch)” 2

Internet mierzi mnie zalewem literackiego barachła, grafomanią rozdętą do astronomicznych wielkości, produkowaną przez demokratycznie korzystających z dostępu do sieci „wicechujów”, jak mawiał Ireneusz Iredyński 3o wszelkiej maści grafomanach. Powiedzonko nieładne lecz trafne.
Do nastania ery Internetu, wypowiadanie się na wszelkie tematy przysługiwało wyłącznie rządzącym, ich mediom i hierarchom jednego tylko Kościoła. Kiedy era Internetu na dobre zagościła w Polsce, gdy najbardziej zapadłe wsie i przysiółki zyskały łączność ze światem cywilizowanym, doszło do kulturowej katastrofy. Oto bowiem rozsmakowało się w sieci kilka milionów ćwierć-inteligentów, pół-analfabetów i wszelakiej mierzwy, która powołując się na „demokrację” i „się należy” oraz „wszyscy jesteśmy równi”, zalewać poczęła Internet produktami przez nią zwanymi „poezją” lub „prozą”. Jeśli produkt napisano w pionie, miał być wierszem a jeśli w poziomie – opowiadaniem, nowelą a nawet powieścią. Znawcy przedmiotu twierdzą że w Polsce publikujących swoje „wiersze” viaInternet jest od 300 do 500 tysięcy, aczkolwiek inni twierdzą, że grubo ponad milion! Ilu jest „prozaików”? Podobno - podobnie...
Czy to źle, że sobie ludzie popiszą i popublikują za przysłowiowe friko? Że nie muszą prosić wydawnictw i wydawców o „rzut oka” na ich dzieła tylko BĘC! I już są czytani, z pominięciem korekty literackiej, interpunkcyjnej i ortograficznej; drukarni ze składem i łamaniem? Jasne, że nie. Jak napisałem wyżej BĘC! i jestem literatem.
Od wielu lat w „określonych” środowiskach toczy się żmudna, upierdliwa do granic, niekończąca się powieść-rzeka pod tytułem „I co z Polską kulturą?”. Rozmaite gremia skupiające znanych i nieznanych pisarzy, poetów, malarzy, aktorów, piosenkarzy i prestidigitatorów łamią ręce w rozpaczy nad dolą i niedolą polskiej kultury. Winę ponoszą MKiDN i osobiście minister Zdrojewski, Tusk, Kaczyński (J.), Putin, żydzi, mafia, Romowie, Jezuici, Ruskie en masse, Wałęsa-Co-Nas-Sprzedał, Balcerowicz-Musi-Odejść!, bułgarskie „Tirówki” oraz USA z Izraelem i Giertychem na czele.Sprawa wprawdzie zdaje się skomplikowana jak Gordyjski Węzeł lecz ja, idąc śladem Macedończyka ciachnę mieczem słowa, dając odpowiedź na wyżej postawione pytanie.      

Otóż na portalu www.pisarze.pl w komentarzu do artykułu Pana Andrzeja Waltera 4napisałem między innymi:

 
Natomiast, co do kondycji polskich wydawnictw i rynku czytelniczego od którego los wydawnictw uzależniony jest w 100%, trzeba jasno powiedzieć: jeśli mamy ok. 40% społeczeństwa kupującego książki, w tym ok. 80% czytelników Harlequinów, Daniele Steel, Mastertona, Nory Roberts, książek kucharskich, o pielęgnacji cery i paznokci, o uprawie koperku i brokułów, TODO KOGO MAM MIEĆ PRETENSJEże nie drukują Andrzeja Waltera, Marka Jastrzębia, Bohdana Wrocławskiego czy Wandy Szczypiorskiej i setek innych, ważnych dla naszej kultury prozaików oraz dziesiątków niewymienionych przeze mnie z nazwiska, doskonałych poetów?” 


No właśnie, do kogo mam mieć pretensje? A do kogo mają mieć pretensje ci pisarze i poeci, którzy tworząc prawdziwą literaturę czytani nie są, wobec czego żaden wydawca nie chce ryzykować edycji ich dzieł w obawie przed finansową klapą? Ano właśnie... Tylko człowiek o zerowym rozumieniu otaczającej go rzeczywistości, nie połączy z rozmyciem zapotrzebowania na drukowaną książkę, sieci sprzężonych w Internecie milionów komputerów, paru milionów grafomanów piszących w pionie lub poziomie a do tego e-booków i audiobooków *.

Na wspomnianym portalu 5napisałem także:
 
Dla mnie nie istnieje żadna "szara strefa" w literaturze. Dla mnie istnieje pisanie i czytanie. Że wydawnictwa padają? Wydawnictwa to przedsiębiorstwa, firmy powołane dla zysku i zysku szukające. Jeżeli polski Czytelnik nie czyta, wydawnictwo czyli firma musi upaść”6 


Ano – dlaczego? Kogo obwiniam o dzisiejszą kondycję polskiej kultury? Obwiniam wspomniane setki tysięcy a może miliony grafomanów, tych „wicechujów” Iredyńskiego. Tych niezliczonych ćwierć-inteligentów i pół-analfabetów, którzy nie kupując i nie czytając książek, nie chodząc do teatrów, muzeów, na wystawy i do kin na polskie filmy, rozpieprzyli i nadal rozpieprzają polski rynek wydawniczy i naszą kulturę z MacDonaldem i KFC na czele. Nie łudźmy się, nie pomogą żadne zabiegi MKiDN, nawet gdyby na jego czele, powstawszy z martwych stanął Gajus Cilnius Mecenas. Oto, jaka jest prawda.

Zanurzeni po uszy w serialach typu M–jak miłość, Plebania, Świat według Kiepskich itd. zasłuchani w mega-hity Majteczki w Kropeczki, Miała matka syna czy Żono moja, żono, czytając Harlequiny, Grishamy i Mastertony na przemian z Cosmopolitan, Życie na gorąco, Tina, Smacznie i zdrowo, Mój ogródek, e-Ochlokraci nie mają ochoty na kupowanie i czytanie książek z wysokiej półki. U nich na wysokiej półce, obok kompletów gier komputerowych i filmów pornograficznych stoi co najwyżej półlitrówka albo dwa zimne Lechy.

  Jakie społeczeństwo, taka jego kultura...





* Ciąg Dalszy Nastąpi!



Sławomir Majewski


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz