poniedziałek, 30 marca 2015
Jestem tu.Jan Strządała .Z tomu Światło i Ciało .
Ja jestem tu ukryty
wśród liter
wystaje tylko mała
literka życia
kropka .
Życie tak kruche , przemijające , nie jesteśmy do niego przygotowani , jest spotkaniem z drugim człowiekiem ,powinno nas cieszyć ,powinniśmy czynić go piękniejszym , nie powinno być namiastką życia ,dla niektórych jest ciągłym pożądaniem ,jest walką , jest myśleniem , jest głodem , jest protestem p-ko złu ,,zawsze warte przeżycia , jest marzeniem ,boli . . ., przeraża ,przecieka przez palce. . kończy się ostatnią kropką . . ev
Takie refleksje budzi ten pozornie lakoniczny wierszyk poety z Gliwic -Jana Strządały.
wśród liter
wystaje tylko mała
literka życia
kropka .
Życie tak kruche , przemijające , nie jesteśmy do niego przygotowani , jest spotkaniem z drugim człowiekiem ,powinno nas cieszyć ,powinniśmy czynić go piękniejszym , nie powinno być namiastką życia ,dla niektórych jest ciągłym pożądaniem ,jest walką , jest myśleniem , jest głodem , jest protestem p-ko złu ,,zawsze warte przeżycia , jest marzeniem ,boli . . ., przeraża ,przecieka przez palce. . kończy się ostatnią kropką . . ev
Takie refleksje budzi ten pozornie lakoniczny wierszyk poety z Gliwic -Jana Strządały.
niedziela, 29 marca 2015
Szczęście .Julia Hartwig.
Niedzielne popołudnie
Nad East River szara siatka nieba
i kołujące mewy
Stara kobieta siada na ławce
wspierając w ziemie pięty sztywno wyciągniętych nóg.
Błogość Niedziela szybuje jak motorówka
prósząc światłem srebrzyście
Murzyn w kapeluszu się gniewa
Liza zawsze opuści coś na ziemię
i teraz trzeba zbierać rozrzucone wśród liści
klucze notes szminki
Stara kobieta drzemie z otwartymi oczami
Widok rzeki i przechodzących ludzi
zapada w nią jak w zapomnianą skrzynkę pocztową
Ach jaka błogość
Niczego się nie boi nigdzie się nie spieszy
wiatr rozwiewa łagodnie jej siwe włosy nad czołem..
Ten wiersz dedykuję moim czytelnikom ze Stanów Zjednoczonych , którym mam nadzieję , tym samym przybliżam nasza ukochana Polskę .Serdecznie Was pozdrawiam.ewa
Nad East River szara siatka nieba
i kołujące mewy
Stara kobieta siada na ławce
wspierając w ziemie pięty sztywno wyciągniętych nóg.
Błogość Niedziela szybuje jak motorówka
prósząc światłem srebrzyście
Murzyn w kapeluszu się gniewa
Liza zawsze opuści coś na ziemię
i teraz trzeba zbierać rozrzucone wśród liści
klucze notes szminki
Stara kobieta drzemie z otwartymi oczami
Widok rzeki i przechodzących ludzi
zapada w nią jak w zapomnianą skrzynkę pocztową
Ach jaka błogość
Niczego się nie boi nigdzie się nie spieszy
wiatr rozwiewa łagodnie jej siwe włosy nad czołem..
Ten wiersz dedykuję moim czytelnikom ze Stanów Zjednoczonych , którym mam nadzieję , tym samym przybliżam nasza ukochana Polskę .Serdecznie Was pozdrawiam.ewa
sobota, 28 marca 2015
Magazyn Literacki : Ochojski do specjalnych poruczeń
Magazyn Literacki : Ochojski do specjalnych poruczeń: ATANAZY ZEBU I. OCHOJSKI ZABÓJCA GOSPODYŃ Atanazy Zebu wynajmował pokój z używalnością Gospodyni. Zebu młody ...
piątek, 27 marca 2015
Wiosna 2015 r . Rodzą się znów kwiaty rzucone wiatrem w ziarnko piachu . . w majową noc zapach rozproszą . . .
Piosenka .Wiosenne wody . Leszek Długosz.
Wiosenne wody szumne porywiste
Jasny niepokój chmurnych dni
Życie jak powieść nienapisana :
-Wszystko się zdarzy
-Wszystko ma być. . .
Wiosenne wody śmiało wezbrane
-Muzyka jakby z błękitów brzmi ?
Jeszcze się nie wie
Może, ach może się kocha?
-Patrzy się w okno jakby miał kto
-Lecz kto miał przyjść?
Można kupować szklanki lub róże
W rynsztoku konać, albo i z wieży
Z wyniosłej wieży śpiewać swą pieśń
-Te dni co szumią , co płyną
Też w końcu jednak wstecz się
obrócą
- Z wiatrem pod wiatr , z wiatrem
i bez
I nie to boli ,że nic nie wraca
Że czas , że kręci się planeta
Wiesz , życie się kończy ,gdy się
przestaje już
W życiu czekać
Wiosenne wody szumne porywiste
Jasny niepokój tamtych dni
Jeszcze się nie wie
Może ,ach może się kocha ?
Patrzy się w okno jakby miał kto
-Lecz kto miał przyjść?
Miłość.Jan Twardowski .
Jest miłość trudna
jak sól czy po prostu kamień do zjedzenia
jest przewidująca
taka co grób zamawia wciąż na dwie osoby
niedokładna jak uczeń co czyta po łebkach
jest cienka jak opłatek bo wewnątrz wzruszenie
jest miłość wariatka , egoistka , gapa
jak jesień lekko chora z księżycem kłamczuchem
jest miłość co była ciałem a stała się duchem
i ta co nie odejdzie -bo znów niemożliwa.
Ach? cóż wiemy o miłości ?czy to jest tylko instynkt, jak chcieliby to widzieć programowo rozwięźli ? czy narzędzie doboru naturalnego, który sprzyja interesom gatunku ?, czy istnieje jakaś prawidłowość w doborze? Chyba tak. Wybór przedmiotu miłości ujawnia ukryte preferencje kochającego .W miłości człowiek odsłania swoją osobowość.Powiedz mi , kogo kochasz, a powiem Ci kim jesteś.Autentyczna miłość jest uczuciem ciągłym , niezmienna , nie oscyluje , to aktywna i pełna afirmacja drugiego człowieka , odnajdowanie w nim ,pewnego rodzaju doskonałości ..Jest możliwa , ale rodzi się rzadko.Łatwiej ją zdefiniować przez negację jak to uczynił Święty Paweł ":miłość cierpliwa jest , łaskawa,złości nie wyrządza , nie nadyma się ,nie jest czci pragnąca ,nie szuka swego ,nie wzrusza się ku gniewu , nie myśli złego, wszystko znosi , wszystko wytrwa. "Fromm w " O sztuce o miłości "uważał ,że warunkiem miłości jest wola , obowiązek , szacunek do drugiego człowieka . Według niego miłość jest sztuką , dostępną tylko uzdolnionym ,jej trwanie wymaga stałego wysiłku i pewnej wiedzy .Tylko miłość autentyczna,, pozbywa nas uczucia egzystencjalnego
osamotnienia .Nie chodzi tu jednak o instrumentalne pojmowanie miłości , tak pojmowana -szybko znika . We współczesnym świecie pełnym rozwodów i przelotnych związków, próby nawiązania kontaktu z drugim człowiekiem ,są skazane z reguły na niepowodzenie,bo są pozbawione autentycznego uczucia.
.
Nieobecność miłości skazuje człowieka na izolację , izolacja daje się przezwyciężyć tylko przez miłość. Błędne koło dla niektórych.Nie możemy nie podejmować wysiłku, aby iść ku innym ludziom mimo ,że często nasz wysiłek może okaże się daremny . Ale trzeba iść ,nie będzie może tyle samotnych ludzi .Miłość jest wartością do której trzeba dążyć.Ona jest motorem życia i jego sensu.
Wiersz-piosenka- Leszka, "Wiosenne Wody" , to dla mnie jedna z najpiękniejszych piosenek . Jej wykonanie przez Leszka, umieściłam na wcześniejszym wpisie na tym blogu . ev
Dylematy Piotra, sługi bożego
![]() |
Copyright © Wydawnictwo Labirynty
|
PEŁNA KASZANA - STOP - PRZYJEDŹ! - STOP - PODTRZYMAJ STROPY!
krzyczał
telegram jak żywy, obdzierany ze skóry człowiek, więc już trzynastą
godzinę tłucze się w drugiej klasie brudnego osobowego, który po drodze
zamiata wszystkie możliwe wiochy. Siedzi w prawie pustym przedziale;
poza nim jest tylko zasuszona emerytka śpiąca z rozdziawionymi ustami i
cherlawa dziewucha o wiewiórczych zębach i spiczastych uszach, za które
wetknęła strąki brudnych włosów. Spódniczkę ma tak krótką, że trudno
nie dostrzec tego, co eksponują nylonowe przeźroczyste majtki. Upał.
Pociąg nie prowadzi wagonu restauracyjnego ani bufetu, więc tylko w
kioskach na peronach można kupić coś do picia. Kioski na peronach nie
oferują nic do picia, ale za to mają kondomy Eros-ex, Kraj Rad i Trybunę Ludu. A upał skwierczy.
No,
dojechał! Peronu nie ma, za peron robi gliniasta, wykładana spękanymi
kaflami polanka z betonowym gazonem pełnym śmiertelnie chorych bratków.
A od peronu to już bliziutko, głupie trzy-cztery kilometry piaszczystą
chłopską drogą, potem spacerkiem w duszny las. Pod taką górkę, że
niech Bóg broni! Wchodzi między pnie, mchy, paprocie, padalce i
jagódki. Sapiąc idzie, sapiąc wspina się, idzie pogwizdując, idzie
ocierając pot. Idzie, siada, pali, wstaje, idzie, idzie, siada, wspina
się, idzie i zaraz go zabije udar serca, trzaśnie mu żyła w mózgu albo
strzeli piorun. Patrzy: cmentarny murek między rosłymi sosnami,
jodłami, modrzewiami i jednym staruszkiem-cisem. Hosanna! Nareszcie!
- Nooooooo!
Padają
sobie w objęcia, potrząsają dłońmi, cmokają w policzki: jedne
śmierdzące, porośnięte dwudniowym zarostem i drugie, wygolone, pachnące
„Prastarą” i kadzidłami.
Kompot
jest wspaniały, bimber jeszcze wspanialszy; siedzą pod starożytnym
cisem na ławce, przy stole nakrytym zgrzebnym płótnem. Piją patrząc
sobie w oczy.
- Ja się nie nadaję, mówi ksiądz Paweł. Ja się tutaj, kurwa, zabiję!
- E, zaraz: zabiję! W czym problem? W samotności?
-
Człowieku, żeby tylko! Na samotność to ja byłem przygotowany; ale tu
jest, kurwa mać, takie średniowiecze, ciemnota, zabobon i taka
kiła-mogiła, że samotność to najlepsze, co mogłoby mnie spotkać!
- A gdybyś tak pojechał kolędować między dzikich?
Paweł zrywa się, zapala papierosa, podnosi szklankę i wypija jednym haustem.
- Jestem między dzikimi! A najgorsze jest to, że to nasi, swojscy dzicy!
- Aha! Słynne: nikt nie jest prorokiem we własnym kraju?
- Właśnie!
- Dużo masz parafian?
-
Sporo. Schodzą z gór, śmierdzą smołą, grzybami i spoconymi nogami.
Koszmar! Pierdzą, bekają, śmieją się. I w czasie mszy grają w karty,
wyobrażasz ty sobie?
-
A co cię to obchodzi? Co ty - Jezus Chrystus jesteś? Nie masz się dać
ukrzyżować, bo to nie twoja misja. Masz czytać Pismo, rozgrzeszać,
namaszczać, żenić, grzebać i te wszystkie inne takie... No, wiesz...
-
Wiem. Ale, człowieku: ja jestem wykształconym facetem. Ja czytam w
oryginale Doktorów Kościoła; Augustyn, Wincenty i tak dalej. Ja piszę
wiersze! Ja potrzebuję poobcować z drugim człowiekiem, nie big-footami!
- No, święty Bernard z Clairvaux to ty nie jesteś... Staraj się o przeniesienie.
- Prosiłem. Nic z tego. Odmówili.
- Roma locuta, causa finita?
- Amen!
Jedzą
żurek z jajkami na twardo, zagryzają razowym chlebem; na drugie:
ziemniaki, schabowy i ogórek. O, przenajświętsza Polska schabowa!
Kamienny
kościółek jest niewielki, ale piękny; zakrystia starożytna i chłodna, a
pokój Pawła można pokochać: witrażowe okna w wykuszach, krucyfiks na
ścianie, stare dębowe meble; mosiądze, zapach świec i kadzidła. In
noomine Paaaaatriiiiii... Ech, żebym tak ja był księdzem! Myśl i
przegląda książki. Paweł siada na łóżku, zwiesza głowę.
- Nie mam siły, no nie mam siły... Czasami zastanawiam się, czy nie zrzucić sukienki.
- Daj spokój, jakaś głupota cię ogarnęła. Przecież to powołanie!
- Powołanie... Ale zmęczenie zaczyna być silniejsze.
- Przecież to zupełnie, jak kuszenie Chrystusa! To nie ty, to diabeł z tych lasów wodzi cię na pokuszenie!
Podnosi głowę patrząc z wyrzutem.
-
Kopnąć cię w dupę? Jaki diabeł? Jaki, kurwa, diabeł?! Do ludzi mi się
chce: czystych, oczytanych, roześmianych. Wiesz, Kierkegaard,
Bergson...
- Tove Janson, Bergman, porno i piwko...
- A, idź w cholerę! Mówi, ale się śmieje. Nareszcie!
Wychodzą, siadają pod cisem, polewają bimberek.
-
A, przecież mam coś dla ciebie! Przypomina sobie i podnosi plecak,
który cały czas leży na trawie obok ławy. Wyciąga zgrabną paczuszkę
owiniętą w Dziennik Bałtycki, kładzie przed nim, czeka. W paczce dwa
tomiki wierszy, jeden cienki i jeden gruby. Puka palcem w grubszy:
- Sami najlepsi, a ty - na honorowym, z fotką i notką. Ksiądz przerzuca kartki.
- O! Maryla... Jurek... Łukasz... Olek. - uśmiecha się błogo. - A tu, widzicie państwo? Ja!
Jeden
czyta. Drugi dopełnia kubek, idzie na skraj wzgórza myśląc, jak to
było wtedy na Górze Oliwnej. Albo na jeziorze Genezaret. Ten chleb i te
ryby w ilości trzech sztuk a może to były trzy kosze ryb na rzesze
wiernych i wiara czyni cuda a Ja ci powiadam wstań a chodź i kto chce
wejść do domu ojca mego wejść może tylko przeze mnie i ja jestem droga i
ja wam powiadam Ojcze czemuś mnie opuścił i dokonało się a potem Quo
Vadis? i słynne: Tam idę, skąd ty uciekasz... Było prościej: Wracam do
swoich.
- O, orzeł!
Więc
tak sobie stoi, mając nad głową bielika a u stóp leśną dolinę i hen, w
oddali miasteczko bieluśkie; niewidoczny parowóz przecina trzewia
czarnych lasów puszczając obłoki: oto słupy dymu, którymi Pan wskazuje
drogę do cywilizacji... Hosanna!
-
Gdybym miał pewność, że trafię tak jak ty, w dzicz, a nie pod władanie
jakiegoś ciemnego katabasa w pegeerowskim przysiółku, to ja bym...
Siadają przy stole, a Paweł przymyka oczy, zamyka książkę i podnosi palec do góry.
- Tak, gdybyś miał pewność. Zatem mógłbyś służyć Bogu, ale na swoich warunkach?
- Jakoś tak właśnie. Rozumiesz: pustelnia, cisza, arboretum, zapleśniałe scriptorium...
- Klimacik, jak w Imię Róży Umberto Eco?
- Dokładnie.
-
No, to powinieneś jak Zenek na „Batorym” poszlajać się po morzach i
oceanach. Poznać blaski i cienie tego padołu pod każdą szerokością
geograficzną.
- Jak Zenek, powiadasz klecho?...
...Słuchają
w pamięci rozmów z Zenkiem nad jakimiś jeziorami, pośród Starówki, na
kilku mostach i w paru lipowych alejach; przy piwku Pod Kasztanami, na
wódce w Starogdańskiej, Barze Jacek czy Raduni. Tak, był Zenek, nie ma
Zenka. Nie umiał żyć. Taka sprawa!
Nic nie spada z nieba, słońce nie wstrzymuje biegu. Po chwilowym milczeniu i wspominkach, wraca rzeczywistość.
-
Są zakony kontemplacyjne na ścianie wschodniej... Takie niedobitki
średniowiecza. Wraca do tematu Paweł. Coś w sam raz pod ciebie, jak na
obstalunek: sześciu, dziesięciu braci tam, gdzie kiedyś była ich
setka...
- Wiem, nieraz się zastanawiałem... Dowiadywałem się nawet w kurii, ale..
- Ale?
- Znasz mnie, jestem facet lojalny do absurdu, jeśli w coś wchodzę, to fanatycznie, od a do zet, więc...
- Więc?
Nabiera powietrza, wypuszcza, zapala papierosa, dając sobie czas. Po czasie, jaki sobie dał, odpowiada patrząc mu w oczy
- Nie znam siebie na tyle, żeby odpowiedzieć na proste pytanie: na jak długo?
- Odpowiedz sobie najpierw na pytanie: po co?
- To już wiem; szukam odpowiedzi a nie znajdę jej w knajpie, na ulicy, w sklepie, w jakimś łóżku z jakąś tam...
W
Piotrze budzi się tropiciel zwątpień; stawia łokcie na stole, podpiera
brodę, patrzy brązowymi, przenikliwymi oczyma inkwizytora:
- Szukasz odpowiedzi na co?
- Na: o co chodzi, dobrzy ludzie? O, na to pytanie właśnie.
- Tak ogólnie: o co chodzi?
- Dokładnie.
- No, to jest niekiepskie pytanko. Bez odpowiedzi raczej. Wiesz, gdybyś pytał o konkret.
- A twoim zdaniem to nie jest konkret?
-
No, jest, ale rozlazły. Wiesz, co to jest galaktyka, gwiazda, planeta,
woda na planecie, żuczek jakiś, liść, no, to, tak, ale na ogólne
pytanie, co to jest Wszechświat, dostaniesz odpowiedź ogólną ze
wskazaniem na: szukaj pod galaktyki, planety, asteroidy i tak dalej, aż
do liścia jesiennego, co żółty jest i dla Beaty z Albatrosa
tyś-jedyna-aha-aaa...
Wreszcie
wyznaje, że raz zdobył się na odwagę; nie było zaśniedziałego dzwonka u
furty tylko przycisk. Po półgodzinnym czekaniu w skwarze, atletyczny
mnich uchylił maciupkie okienko z serdecznym
- Nu, co?
- Aaaa, więc jednak byłeś! Dobra, opowiesz później...
Dziś pozostał mi po tobie smutek, żal...
Są
napici, więc śpiewają nieumiarkowanie, ryczą ze śmiechu, a z oczu
płyną im łzy. Tak, kochany... Był Zenek i nie ma Zenka. Taka sprawa!
Ranek
jest ciężki od zapachu kościelnych woni, lasu, kamienia i wosku.
Otwarte okno wpuszcza gorące powietrze, brzęczące od pszczół, much i
czegoś tam jeszcze. Patrzy w bielony sufit i zastanawia się: a gdyby? A
jeśli, dajmy na to, że Tak, to na jak długo: na miesiąc? Na rok?
Dziesięć lat? Czy aż po grób? Wstanie, zastanowi się; może między
drzewami pośród paproci nagrobnych tkwi zmurszała odpowiedź? Kościoły,
cmentarze, witraże, cyboria, ołtarze, wszelkie niezbędne elementy do
skruchy, zadumy; zapytań, jaką drogą, Panie? Jam jest droga. Oto krew
moja. Do Rzymu, Piotrze. A ja wam powiadam, kto najmniejszemu uczynił,
mnie uczynił. Szlam zwątpień. Mielony bursztyn żarzący się w
kadzielnicach serc i głów. Postać świata przemijając, pozostawia go
niezmienionym w istocie. W Istocie? Istota. Czego? Kogo? Bruno z
Kwerfurtu. Benedykt z Nursji. Franciszek z Asyżu. Ech... Wstaje i idzie.
Nierybak, nieopoka. Fundament na iłach posadowiony. Zorba.
Jest
sobota. Szabas. Sabat. Góra Łysa i wiedźmy. Sięga po papierosa i przez
chwilę zastanawia się czy wypada, w końcu to teren kościoła, ale co
tam, kogo to... Dzisiaj jest sobota, mają w planie nie robić żadnych
planów; trochę popić, gdzieś poszwendać się leśnie, powspominać,
podysputować zbożnie, Erazmowo z rotterdamskim zacięciem. Poruszyć
kamień filozoficzny, alembiki; przeszukać kilka sztolni piekielnych
zwątpień, powspominać jakieś dziewczyny, z którymi kapali się w morzu i
jeziorach; od tego czasu słońce obróciło swoją tarczę sto razy po sto
razy i rozświetlało ciemności ich dusz, gdy bywały wszeteczne i
plugawe, kiedy mamili panienki do rozkładania ud białych i cynobrowych
usteczek otwierania dla węży.
Sobota.
Szabas. Sabat. Góra Łysa i wiedźmy. O-ho! Powiedźmiłbym sobie trochę.
Ale najpierw kawa, herbata, kromka chleba na liściu i kawałek jakiegoś
bimbru. Muszę wejść na dzwonnicę i wzrokiem otaksować całość:
stateczny, pulchny Buck Mulligan... Do tegoż doszło, Panie?! A co jest
moim pękniętym lusterkiem służącej, moje pęknięta pewność siebie
zawarta w jednym: wiem, że nic nie wiem? Może. Każdy dźwiga swój krzyż.
Ty - nasze, ja swój. Sobota, jak to sobota na wsi; dzień zwyczajny,
nudniejszy od poprzednich nawet, bo przepełniony obietnicą dolce far
niente jutra. Wędrują sobie po górach i lasach, gadają o wszystkim i
niczym. Jeden drugiego brzemiona nosząc, ulgę drugiemu czynią.
Rozpraszają zwątpienia, pobudzają śmiech krzepiący, wzmacniają
fundamenty i stemplują opaść gotowe stropy pewności.
Jedzą jakieś jagody, poziomki, szczawik zajęczy, maciupkie ryże kurki, piją bimber z manierek i gryzą bułki z kiełbasą.
- Ty, a co u Iwony? Pyta dobrodziej dobrodusznie; leży na mchu z rękami pod głową i zamkniętymi oczyma.
- Której Iwony?
-No, tej z Podwala, od sklepu z żarówkami, szklankami, doniczkami czy jakimś takim badziewiem...
-
A, tej Iwony! Nie wiem. Widziałem ją rok czy dwa temu; leciała w
rozpiętym futrze, pomimo wiatru: włos falujący i bujny wypięty cyc.
- Co wypięte? Cyc?
- Toż mówię - cyc.
Paweł siada i odkręca manierkę.
-To
nie ta, Stary! Co ty, nie pamiętasz Iwony? Chuda. Nazywaliśmy ją Chuda
albo Deska, a ty: cyc wypięty! Coś ci się pomieszało, to nie ta.
Więc
on tłumaczy, że jednak wyobraź ty sobie - ta. Sam był zaskoczony,
kiedy go zatrzymała na Podwalu Staromiejskim na wprost Hali Targowej
jakoś tak w październiku czy listopadzie i zapytała
- A ty co, stary, nie poznajesz mnie?
I
on dopiero po parunastu sekundach, jak się wgryzł okiem w te oczy i
twarz, dopiero wtedy rozpoznał Chudą i przypomniał sobie wszystkie
świńskie rysunki, jakie dla niej wykonał na karteczkach, a ona ze
śmiechem, bez zażenowania puszczała je dalej, za posłańca i powiernicę
mając tę małą, cycatą Wandę, też z Podwala z resztą. Wprawdzie chodził
wtedy z Ewką, a potem z tą Grażyną z ekonomika, ale naprawdę kochał się w
Iwonie, chociaż nigdy się z tym nie zdradził. Te świńskie rysunki były
dowodem miłości. Takie końskie zaloty napaleńca bez pryszczy.
- Chuda to teraz, mówię ci, taka laska, że się w pale nie mieści! Piękna...
Patrzy spod oka na Pawła. Śmieją się.
- Kusisz? Możesz sobie odpuścić. Ja ci odpuszczam.
- Nie nęci kawałek dupy?
- Czasami... Normalka. Ale wiesz, są sposoby: modlitwa, włosiennica, biczowanie...
- Własna rączka...
- No.
-
Ech, podziwiam cię. Was, poprawia się szybko. Was, księży, mnichów,
mniszki... Chociaż, jak się pragnie czegoś ważnego, wielkiego, to
dymanie może być obojętne.
- I jest obojętne.
Paweł przełyka chleb.
- A co u Grzesia?
Wzruszając
ramionami odpowiada, że nic nowego; razem z ojcem, starym Pellowskim
dalej na Podwalu Staromiejskim chleby boże wypieka dla przeżuwaczy
szarych igrzysk codzienności.
- Aha.
- Aha, patrz: dwa orły; kołują wysoko.
Kiedy
zamykasz oczy i wciągasz nosem zapach chmur i jodeł - nie istniejesz.
Jest tylko metaliczny posmak zwątpienia w cywilizację i pewność, że
kiedy odemkniesz oczy, zobaczysz chmury, nie koniecznie zaraz Boga, ale
chmury na pewno, twór Boski. I manierkę z bimbrem, księdza Pawła-poetę,
bułkę z kiełbasą Beskidzką i dasz wiarę, że może jutro no, najpóźniej
pojutrze wpadnie ktoś do ciebie z wielką nowiną:
- Pytałeś, o co chodzi? Przysłano mnie z odpowiedzią. Otóż chodzi o to, że...
Niedziela
była piękna, ludzie płakali. Modlili się, przystępowali, rzucali na
tacę czyści, zwarci, gotowi do samooczyszczenia, samobiczowania, skruchy
i nawróceń. Dlaczego? A kto ich tam zrozumie? Nikt się śmiał, nie
pierdział, nie grał w karty. Choć młody, całowali go w dłoń; nie
wzbraniał, bo taki obyczaj.
- No, widzisz... Nawet nie umiem wyjaśnić... Pewnie uważasz mnie za kłamcę?
- Jasne! Podstępny, obłudny, pieprzony klecho!
Posiedzieli
w sadzie pod cisem, popili bimberku, pograli na gitarze, pośpiewali, a
było to dobre. Opowiadał o Murze. Opowiadał o Dzienniku; pięknie
malowane ręcznie kartki ryżowego papieru. Nie, oczywiście, że nie
zabytek; pamiętnik jakiejś dziewczyny. Opowiadał o Murze i jak się
poruszyła cegła pod jego stopą i wtedy przypomniał mu się Hemingway i
zdanie z Komu bije dzwon, jak drgnęła ziemia pod kochającą się parą.
Przypomniał W poszukiwaniu straconego... Tę cegłę żywot wywodzącą od
magdalenki zamoczonej w filiżance, która nie daje, bo dać nie może
żadnej odpowiedzi na pytanie I-co-z-tego-wynika, Marcelku?
Odkrywali
bezkres apeironu według Άναξιμένηςα i pewne zdumiewające prawa fizyki,
jak choćby słynne E = mc2, gdzie E - energia, zawarta w spoczywającym
ciele, c - to prędkość światła wynosząca około 300 000km/s, a m masą
jego, które to prawa acz rozpoznane, nie dozwalają skonstruować machiny
czasu mimo zaawansowanej technologii umożliwiającej tworzenie takich
cudeniek, jak bomby termonuklearne, hybrydy i mutanty o srogich
obliczach, sztuczne kwiaty i nadzienie rogali, a nawet lateksowe penisy i
mechaniczne pochwy dla wszelkiej maści sodomitów. Wspominali
pospólnie „Jabłuszka Po Pensie” Joycea, „Lamparta” Lampedusy i „Smugę
Cienia” Conrada. Poruszyli Grahama Greene i Alejo Carpentiera, takoż
„Ora pro Nobis” i „Credo”. Byli tu i tam stopami pamięci a palce ich
myśli pluskały raz po raz w krynicznych wodach dawnych dni, do których
dostępu bronił człowiek o imieniu Ἡράκλειτος. Kapali się w słowach,
śmiechu i łzach w owej chwili, w której alkohol nakazuje zbożnie płakać
nad piersią przypomnianej właśnie dzieweczki, w porze puchania
puchacza w mroku kryjącym leśne dziwy i mech krokitłumiący. Byli młodzi
w miarę, w miarę utalentowani, w miarę przyzwoici, dlatego Pan
dozwolił im spotkać się w owo letnie, niepaschalne triduum. Aby
radowali się i wielbili siebie samych na obraz i podobieństwo
ukształtowanych. Bo dlaczego nie?
Pociąg sapał, kiedy nabierał prędkości.
Postscriptum
Na
patyku siedzi wielki kolorowy ptak, wecując pomarańczowy dziób o korę.
Za parę dni zacznie się pora deszczowa; ja będę kilka tysięcy
kilometrów stąd, on zostanie i będzie pasał owieczki swoje jak Ojciec
Wirgiliusz z dziecięcej piosenki. Ojciec Piotr ma teraz brązową skórę,
zmierzwioną ryżą brodę i zrogowaciałe podeszwy stóp w skórzanych
sandałach. Małym scyzorykiem struga fujarkę. Pointuje naszą rozmowę.
- Więc, gdyby Boga nie było, należałoby Go stworzyć.
Jest
paskudnie duszno, pijemy herbatę z wódką i gadamy od wielu godzin w
myśl zasady: gadaj do sęka, aż ci gęba spęka. On to, ja śmo, a wszystko -
guzik warte.
- Czy to aby nie jest bluźnierstwo? Pytam. Patrzy na mnie w zamyśleniu, pociera kciukiem podbródek.
- Bluźnierstwo? Przeciw komu?
Powiedział Gdyby Boga nie było, należałoby Go stworzyć
a ja teraz myślę, jaki sens ma to, co powiedział i jakie kryje się w
tym zdaniu przesłanie dla mnie. Problem bluźnierstwa czy herezji
pozostawiam teologom, sobie zadumę. Nie jestem jak on funkcjonariuszem
Kościoła, nie muszę rozliczać się tak skrupulatnie ze słów; mnie chroni
potęga mojej bezbrzeżnej ignorancji. Należałoby Go stworzyć... Jakie
kryje się w tym zdaniu przesłanie dla mnie? Czy w ogóle jest jakieś
przesłanie? Musi być: jestem fatalistą, wierzę w świat zdeterminowany
przez Niego. Oczywiście, do pewnego stopnia zdeterminowany: rozróżnienie
dobra i zła, wiedza o grzechu, wolna wola, świadome wybory itepe. A
więc należałoby Go stworzyć... A jeśli tak, to kto stałby za tym aktem
potrzeby? No, mam zagwozdkę na długie deszczowe noce i dnie. Potrzebne
mi to było, jak świni siodło, psiakrew!
- Oczywiście. mówi Piotr spokojnie próbując fujarkę, gdyby Go nie było...
Uśmiecha się, wstaje, wręcza instrument spasionemu, gołemu dzieciaczkowi w czapeczce.
-
Fajnie jest wierzyć w Boga, a cholernie niefajnie nie wierzyć.
Dopowiadam. Patrzy na mnie ironicznymi oczyma zaskoczonego chłopczyka.
- A dlaczego ci tak fajnie wierzyć?
- Bo mi niefajnie nie wierzyć; ot co, durny klecho!
- Nigdy nie masz wątpliwości?
- Nigdy.
Lud
Taino. Szaman w imieniu Bo'jike, Wielkiego Pana Lasu i Ziemi.
Indianki. Grypa. Dreszcze. Misja Ojców Jakichśtam. Pora deszczowa,
palmowe daszki, ariranie, żylaste wredne ryże psy; dmuchawki, koraliki,
pieczone wyjce, kurczęta, kleszcze, kurara. Czy warto opisywać ich
kolejne spotkanie?
- A spotkali się?
- Ależ oczywiście!
- No, to jasne, że warto opisać ich spotkanie!
- Tylko - po co?
SŁAWOMIR MAJEWSKI
Opowiadanie z tomu "Podręczny Zestaw Deja Vu", publikacja m.in. w Kwartalniku Akcent nr 1/2010 i 4/2010
czwartek, 26 marca 2015
poniedziałek, 23 marca 2015
Jeszcze możemy cieszyć się wierszem. .
nie tak nie tak -Ks. Jan Twardowski .
Moja dusza mi nie wierzy
moje serce ma co do mnie wątpliwości
mój rozum mnie nie słucha
moje zdrowie ucieka
moja młodość umarła
moje fotografie rodzinne nie żyją
mój kraj już jest inny
nawet piekło zmyliło bo zimne
zakryłem się cały żeby mnie nie było widać
ale łza wybiegła
i rozebrała się do naga
Ziemia -Jan Strządała .
Ziemia nie jest czarna
Jest mlekiem i popiołem
Rodzi śpiewające kamienie
i świetliste drzewa
Patrzy okrągłym okiem
liczy moje kroki
Ziemia nie jest głucha
słyszy chłodny szept lat
płynący we krwi
Zielonym mchem spowiada
kamień z ciszy
Ziemia jest śmiertelna
rodzi się drzewem
a umiera krzyżem .
Płyną rzeki
we wszystkie strony światła
Przez brzozowe lato
biegnę do nieba
To tak blisko
że nie zauważyłem
kiedy skończyła się Ziemia .
Ziemia -Jan Strządała .
Ziemia nie jest czarna
Jest mlekiem i popiołem
Rodzi śpiewające kamienie
i świetliste drzewa
Patrzy okrągłym okiem
liczy moje kroki
Ziemia nie jest głucha
słyszy chłodny szept lat
płynący we krwi
Zielonym mchem spowiada
kamień z ciszy
Ziemia jest śmiertelna
rodzi się drzewem
a umiera krzyżem .
Płyną rzeki
we wszystkie strony światła
Przez brzozowe lato
biegnę do nieba
To tak blisko
że nie zauważyłem
kiedy skończyła się Ziemia .
Trzy słowa najdziwniejsze .-Wisława Szymborska .
Kiedy wymawiam słowo Przyszłość,
pierwsza sylaba odchodzi już do przeszłości .
Kiedy wymawiam słowo Cisza ,
niszczę ją .
Kiedy wymawiam słowo Nic,
stwarzam coś , co nie mieści się w żadnym niebycie .
" Doświadczenie pozwala nam kierować się w życiu zasadami sztuki ,
brak doświadczenia oddaje nas losowi " PLATON
ev
niedziela, 22 marca 2015
CIEMNOOKI WSZECHŚWIAT
Czy
rozpacz można przemienić w nadzieję? Czyż wszyscy nie żyjemy w
zakładzie zamkniętym dla psychicznie chorych? Nazwaliśmy go
światem. Tym światem. Jedynie nam znanym światem. Światem, który
jest, w natłoku swoich bolączek – mimo wszystko - piękny i
zachwycający. To trzeba mocno podkreślić. Ale i jest jednocześnie
– dojmująco brutalny. Jak znaleźć równowagę pomiędzy tymi
sprzecznościami? Jak żyć w kontraście dobra i zła? Wreszcie, jak
odszukać właściwą drogę…
Czy
metamorfoza rozpaczy, katharsis ku nadziei, będącą efektem terapii
życiem, nie odziera nas z marzeń i pragnień? Czy ta kuracja jest
nam w ogóle potrzebna? Czy też jesteśmy na nią nieuchronnie
skazani cywilizacyjną koniecznością bytu… oraz ciągłym
szamotaniem się w dążeniu ku Prawdzie… prawdzie, która okazuje
się niekończącą się drogą - bez drogowskazów.
Rozważam
te dylematy po lekturze książki Dawida Glena „Ciemnooka”. To
zaledwie ich drobna część. Ułamek wielu pytań w natłoku:
sekund, chwil, myśli i refleksji. Elementy zadumy: nad moim i nad
twoim – drogi Czytelniku - miejscem we Wszechświecie. Miejscu
ciemnookim, a
jednocześnie ponętnym. Lektura tej książki niepokoi, a zarazem
wyzwala. Zatrważa, a jednocześnie prowadzi ku wyrafinowanej ścieżce
koncepcji, że „nie we Wszechświecie pojawiło się życie – to
w Życiu
pojawił się Wszechświat …”. Czy wolno nam - tak właśnie -
spojrzeć na to, co nas otacza? Autor zaproponował nam wyzywające
intelektualnie odwrócenie perspektyw widzenia. Niczym Antoine de
Saint-Exupéry proponuje nam podróż do prawd uniwersalnych ukazując
nowe spojrzenie na przeżycia rozwiniętego duchowo człowieka XXI
wieku.
Nie
trudno dociec, że Dawid Glen napisał tę książkę pod
pseudonimem. Poszukajcie Autora w
sieci, ale póki co nie
naruszajmy Jego prawa do anonimowości. Jej celowość nie ulega
wątpliwości, biorąc pod uwagę istotę przesłania zawartego na
kartach książki. Chodzi bowiem o treść. Autor chce pozostać na
drugim planie i uszanujmy to. „Ciemnooka” jest jedną z
najlepszych książek jakie miałem przyjemność ostatnio czytać.
Podobnego rodzaju refleksje i pytania wzbudziły onegdaj w mojej
świadomości lektury: „Czarodziejskiej góry” Tomasza Mana oraz
„Lotu nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya. Dawid Glen poszedł
jednak dalej. W odróżnieniu od przywołanych tu dzieł pokazał
potęgę nadziei. Szansę uleczenia i wyzwolenia. Ta swoista
denominacja realiów może oszołomić. Szpital psychiatryczny to
miejsce lęku, enklawa choroby, kwintesencja wyobcowania oraz miejsce
wręcz bez nadziei. Można tylko uciekać od tego tematu. Można go
ukazać jak Wojtek Smarzowski w sztuce teatralnej „Kuracja” na
podstawie powieści Jacka Głębskiego. Tam młody naukowiec wymyśla
eksperyment poznania swojego zawodu – lekarza psychiatry - zostając
anonimowym pacjentem zakładu odosobnienia. Zostaje tam już jednak
na zawsze.
Nie ma nadziei. Jest: koniec, choroba i śmierć. Albo gorzej –
piekło trwania w zamęcie i bólu.
Bohater
Glena tętni życiem. Życia pragnieniem i … nadzieją. Może to
jest recepta na dziwne, trudne czasy. Rozniecić nadzieję. Pokazać
nowy horyzont zapomnianych wartości. Opisać sumę doświadczeń i
potęgę myśli. Wreszcie zanurzyć nas w wielkim sensie miłości
oraz ofiary, bez której żadna prawdziwa miłość, obyć się nie
może. To nie jest książka banalna. To nie jest książka akcji. To
opowieść o współczesnym człowieku. O filozofii trwania. O
wartościach bezwzględnych, które należy rozszyfrować w naszej
przygodzie zwanej życiem. Nie ma od tego ucieczki. Nie mamy
właściwie wyboru. Jeśli chcemy to życie przetrwać i odnaleźć w
nim sens. Jeśli chcemy pojąć co to szczęście i jeśli chcemy i
potrafimy je odnaleźć.
Najważniejsze
słowa padają w rozmowie bohatera powieści z bratem, który
dowiaduje się o jego chorobie. Ta choroba, być może jest chorobą
każdego z nas. Jej symptomy są dostrzegalne lub nie. Ale jednak one
są. Pulsują w papce życia. Zanurzmy się na chwilę w świat
(pozornie) schorowanej wyobraźni … Uważam, iż należy przytoczyć
obszerny fragment powieści, gdyż stanowi on wielkie, ważne i
zwarte przesłanie dla współczesnego człowieka… To pewnego
rodzaju credo. Deklaracja niepodległości wobec „normalnej”
społeczności żywiącej się – prawem, systemem i szablonem.
„ -
Jacek, ale ja to wszystko przemyślałem. Wiem, że świat jest inny
niż myślą ludzie. (…)
Zrobiło
się tak czarno, jakby zamknęły się niewidzialne oczy. Jest tak
słono, jakby wyparowało morze. Jest tak czerwono jak w środku
serca. Rozum powinien być twoim sługą, nie panem. Nie pozwól mu
okrążać twojej miłości. Bo to nie we Wszechświecie pojawiło
się życie - to w „Życiu" pojawił się Wszechświat. I
wcale nie jest nieskończony, jest tylko taki wielki, jak wielką
potrafisz mu wyznaczyć granicę. Wszechświat jest tylko tym, co
potrafisz wyobrazić sobie, poza sobą. To wszystko, co jest, jest
myślą, Tam gdzie kończy się myśl, kończy się życie. To nie
śmierć jest granicą, ciemnością, przepaścią - ciszą. To
nieobecność myśli, jest przeciwieństwem życia. Jak prawdziwie i
pięknie świat opowiada nam siebie, ptaka opowiada jego lotem i
śpiewem. Trawę - jej cichą łagodnością i chłodem.
Odległość - opowiada nam, czarną kreską lasu, a bliskość -
dotknięciem, czyli sobą. Kiedy jesteśmy blisko, czujemy gorące
dotknięcia i sami jesteśmy, jak dłoń, jak skóra? Oddalając się
odczuwamy lęk i niepewność, ale tylko tak długo, dopóki nie
wyzwolimy z siebie nowej myśli, która nas zwiąże, z następnym
elementem świata.
Sami
też jesteśmy myślą, ale ta myśl nakłada się na tę, którą
sami myślimy o niej i wtedy - powstaje świadomość, czyli świat,
który wie, że jest. Jego narzędziem jest rozum, jego ludzkim
kształtem jest umysł. Jego głodem jest poznanie, a jego owocem:
rozwój świadomości. Oczywiście ten proces nie może następować
w oderwaniu od ptaka, ziemi, trawy, czy deszczu. On dzieje się we
wszystkim, co jest. Ziemia urodziła życie z myśli, a sama
pomyślana została. Jej ciało rozkwitło myślami, a one zamieniły
się w istoty i przedmioty, które wyzwalają następne myśli.
To
wszystko, co do tej pory powiedziałem, to takie słowa ze słów -
takie papierowe rozmyślania. Ale jest ważnym, żeby zadawać sobie
pytania wykraczające poza egzystencjalną niepewność i usiłować
„urwać się materii ". Tylko wtedy, kiedy udaje się nam "
urwać materii " - zapomnieć, że jesteśmy - myśleć „poza
sobą" - tyko wtedy możemy "rozszerzyć świat" -
zobaczyć go o
ten kawałek dalej, który stworzyliśmy w myśli, a raczej - myślą.
W takiej chwili jesteśmy najbliżej Boga. Myślimy jego myślą. Nie
możemy niczego stworzyć, jeżeli pozostajemy w "studni"
ciała. Wtedy można tylko marzyć o wyjściu z cembrowiny. I takie
marzenie tkwi w naszej podświadomości od prapoczątku. Ciało,
tylko wulgarnie rzecz ujmując, jest materią. Tak naprawdę, to
ciało jest, transformacją słowa. Jest możliwością myśli, jest
jej sercem i krwią. Nasze ciało jest materią, która szczelnie,
precyzyjnie wypełnia ideę. Została wykrystalizowana w procesie
ewolucji w ciało, które jest pochodną: chleba, powietrza, wody i
ognia. Struktura ta wtedy posiada cechy, które nazywamy "
życiem ", kiedy spełnia ideę, która ją powołała. Ale
zaprogramowana jest tylko, jako ofiara. Musi oswoić się z tym
programem i wykonać go do końca. Niezależnie od tego, czy w niego
wierzy, czy nie. Od urodzenia do śmierci, uczy się dawać. Ci,
którzy tego nie rozumieją, próbują brać, wkraczają w pole błędu
i dokonują ofiary daremnej. Tajemnica ofiary jest trudna. Nie żyje
się dla życia. Żyje się po to, żeby dokonać ofiary - dać, nie
czekając nic w zamian. Płytkie, małostkowe poszukiwanie bliskich
potwierdzeń, " w zasięgu ręki ", daje też takie płytkie
spełnienia. W najlepszym przypadku i tak kończące się niezbywalną
śmiercią. Przyjęcie każdej opcji, poza własne ciało, a już
szczególnie w sferę myśli - słowa, daje rozrost świata.
Przesuwanie granicy śmierci, o ten kawałek.
Oczywiście
niczego nie otrzymamy za darmo. To właśnie ofiara jest ceną, którą
płacimy. Żeby zaproponować lepszą, ciekawszą gałązkę świata,
musimy rozszerzyć własny świat. Naj prawdziwiej dokonujemy tego
poszerzenia, przez połączenie z innym światem. Następuje to w
chwili, podarowania komuś drugiemu tego, co w nas najlepsze,
najprawdziwsze, własne. (…) Siłą, która indukuje możliwość
prawdy - jest zbliżenie przez miłość. Dlatego każda miłość
jest najważniejsza, bo prowadzi nas do prawdy. Człowiek jest
istotą, która ma zgromadzone w jednym bycie, wszystkie elementy
Wszechświata, oczywiście w połowie. Bo tylko taki zestaw pozwala
żyć i myśleć. Oczywiście to myślenie, też jest tylko -
ułomne. Dlatego tak trudno i tak długo trwa rozpoznawanie świata.
Żeby
rozpoznać świat, żeby dotknąć jego tajemnicy, trzeba "
otworzyć serce" i pozwolić płynąć krwi swojej przez
nieznane. Krwią, która dotyka nieznanej duszy świata, są myśli.
Jeżeli potrafimy pomyśleć materię to ona się staje, staje się
na tę chwilę. Materia nie trwa, ona się staje. Dlatego materii nie
można pomijać, ale też nie wolno nadawać jej większej miary, niż
sama sobie wyznaczyła. We Wszechświecie trwa tylko myśl. I nie
jest ona tak zależna, jak to sobie ustaliliśmy. Myśl jest ideą
niematerialną. Jest siłą, której źródłem wcale nie jest mózg.
Owszem, w mózgu następują pewne materialne procesy (biochemiczne,
biofizyczne).Ale tu nic więcej wydarzyć się nie może. Prawdziwy
proces zmiany, ruchu idei - zaczyna się w " słońcu myśli "
i kiedy otworzymy się, zaczynamy myśleć. Lecz nie myślimy o
świecie, myślimy: światem. Na przykład: ... Myślimy nie „o
deszczu” -... Myślimy "deszczem". Bo oprócz tej postaci
świata, którą widzimy, w której żyjemy, którą potrafimy
opowiedzieć - jest jeszcze, a może przede wszystkim, - inna postać,
inna przestrzeń. (…)
Są
takie znaki, które pozwalają nam zajrzeć w strumień myśli,
wyłowić z niego kolejne znaczenie. Tymi znakami są "słowa".
Oczywiście to zjawisko nie dzieje się słowami. Bo my nie myślimy
słowami. Jak powiedziałem wcześniej - myślimy "deszczem".
Słowo "deszcz" daje nam tylko możliwość zobaczenia, że
w strumieniu myśli naprawdę są krople, jest wiatr i chłód.
-
Zakończę ten przydługi wywód, kilkoma uwagami wywodzącymi się z
pytań podstawowych. Niebo wcale nie musi być w górze, a tym
bardziej w Kosmosie. Życie ma swój rdzeń i w nim pulsuje to, co
wydaje nam się „Rajem". Oddalanie od życia, to pogrążanie
się w śmierci. Sonda kosmiczna, uciekająca w martwy Wszechświat
umiera z przerażenia. Ludzki umysł wyposażył ją w konstrukcję
wyrażającą myśl - ideę, ale ta idea tak długo istnieje, jak
długo może kontaktować się z umysłem, który ją powołał. Z
tego wynika, że świat oglądamy umysłem, a nie przyrządem.
Opisując świat metodą naukową, wcale nie opowiadamy struktury,
funkcji, czy kondycji kosmosu. Opowiadamy, uświadamiamy tylko
możliwości umysłu, zdejmujemy kolejną zasłonę. Cały
Wszechświat istnieje w nas.
Właściwie
to, nie ma świata materialnego. Istnieje tylko nasze ludzkie
wyobrażenie świata, informowane przez umysł - ( zmysły) o
niemożliwości przekroczenia różnych progów - barier. Wszystkie
bariery zmysłów są barierami neutralizującymi się, przy
osiągnięciu progowej zasłony. Tylko dotykanie wewnętrzne nie ma
bariery. Nazywamy je wyobraźnią, a tak naprawdę jest
„nieskończonością". Dlatego myślą możemy dotknąć,
najciemniejszego płomienia i usłyszeć "myślą"
najdelikatniejszy wybuch świata. Wyobraźnia jest miłością po obu
stronach życia.”
Jednak,
aby to zrozumieć, uchwycić,
trzeba się otworzyć na wszystko co nas otacza. Trzeba pokory i
chęci poniesienia ofiary, aby doznać radości jej ponoszenia. To
wyjątkowe olśnienie nie jest nam dane ot tak. Musimy do niego:
dojść, dojrzeć, odszukać je dla siebie i w stosunku do bliźniego.
Zobaczyć obok siebie człowieka. Nauczyć się kompromisu: pomiędzy
życiem dla siebie, a również dla tego
człowieka obok nas. Odczuć
radość dawania. Jest większa i pełniejsza niż permanentne
konsumowanie, branie i pasożytowanie.
Jakże
trudne to przesłanie w dzisiejszym świecie. W świecie egoizmu i
samorealizacji. W świecie pieniądza, władzy i nowoczesnej
komunikacji. Wreszcie w świecie totalnym, globalnym, w którym
poddawani jesteśmy: numeryzacji,
utylizacji i kształtowaniu na idealnego konsumenta. Napisanie takiej
książki - w
tym właśnie świecie świadczy
o mądrości i wielkiej odwadze. Świadczy o ogromnej głębi
przemyśleń oraz empatii, którą Autor chce wyrazić i nas nią
zarazić. Jego bohater poddaje się. Nie chce walczyć. Ulega
terapii. A jednak pozostają w nim te wartości, w które wierzy.
Może są one „jakoś tam” zredukowane, odarte z godności,
ograniczone, ale są żywe i zawsze takimi pozostaną. Szkoda tylko,
że aby Tutaj
żyć (i przeżyć) trzeba przestać je głosić. Trzeba przestać o
nich mówić. Trzeba je ukryć w głębi myśli, zamknąć w klatce
siebie i trzymać pod kluczem samokontroli. „Skazać
się na życie po dwóch stronach wyobraźni”. Unicestwić
siebie pod maską dostosowania do współczesności. Wtedy mamy
szansę na wypis ze szpitala. Szpitala przemienienia.
To
jednak nie koniec. To byłoby zbyt proste. Zbyt hollywoodzko-banalne.
Książka Dawida Glena jest otwarta. Na końcu zadaje pytanie, nie
będące pytaniem, lecz wyzwaniem pytającym. Poetyzuje przesłaniem.
Każdy wniesie weń swoją sumę doznań i doświadczeń. Czy
właściwie odczytujemy przeznaczenie? Czy nasze ciągłe odradzanie
jest wciąż żywe i sensowne? Czy nadal mamy szansę na nowe etapy w
życiu? Nie jestem w stanie na te pytania udzielić odpowiedzi.
Zapadają w świadomość głębią swojej melancholii oraz
nostalgii. Kształtują obraz naszej ułomności. Na ile (?),
kaleczeni przez życiową terapię normalności, będziemy nadal w
stanie zachować: swoją odmienność, swoje szaleństwo i swoją
walkę o ideały. Dokąd dojdziemy w „drodze powrotnej, która jest
jak odradzanie, odbudowywanie równowagi psychicznej, radości
istnienia i łagodnym porozumieniem ze światem”. Każdy z nas na
pewnym etapie życia ma takie drogi powrotne. Do wspomnień,
dzieciństwa, wyrywania się z narzucanych szablonów. A żyć trzeba
tu i teraz. Warto posiadać takie drogi, lecz nie wolno nam się w
nich zasklepić. Na nich zatrzymać. Nie wolno nam patrzeć wstecz.
Tylko wstecz. Nie wolno nam patrzeć też tylko naprzód. Jedynym
rozwiązaniem jest złoty środek. Arystotelesowska miara. A przede
wszystkim: wiara, nadzieja i miłość.
Książka Glena ujęta
została w pewne ramy perspektywy percepcji - poprzez brata głównego
bohatera – Jacka, który jest młodym naukowcem po przejściach
(rodzinnych), a jednocześnie zafascynowanym pasjonatem nauki. Chce
zrozumieć i odkryć tajemnicę niewykorzystanych fragmentów mózgu.
Prowadzi pozornie stabilne życie naukowca. Rytmiczne i poukładane.
Układanka przeszłości majaczy jednak gdzieś w tle. Objawia nam,
że relacje między ludźmi to najtrudniejsze dla nas wyzwanie …
Jacek właściwie porzuca brata. Zostawia go na pastwę leczenia
przez „fachowców”. I oni – dzięki pokorze i poddaniu głównego
bohatera – tego dokonują. Jacek pozostaje z wyrzutami sumienia,
ale i radością sukcesu
uleczenia …
Książka została
ujęta też w inne ramy. To wątek miłości do kobiety –
ciemnookiej Anny … „Była
wysoką, szczupłą brunetką, twarz miała delikatną i ciemne,
głębokie oczy, pełne smutku i zdziwienia światem”.
To wątek kuszenia życiem,
zdradą i zwykłą – zdawałoby się ludzkiej miary – miłością
… A jednak kreślą one atmosferę dla ważniejszych rozważań. Z
piekła myśli bowiem składa się człowieka świat. To trzeba
obłaskawić, okiełzać, oraz ujarzmić.
Czy owa ciemnooka
jest demiurgiem tytułu? Być może w jakiejś części. Sądzę
jednak, że za woalem tajemnic - „Ciemnooka” stanowi sztafaż
intelektualny. Autorem powieści jest … znany poeta Który
żyje naturą w jej świetlistym pięknie
przenikniętym słonecznym światłem, światłem ziemskim, w
perspektywie Boskości. Pod delikatną tkanką tej poezji kryje się
siła niezwykła, duchowa; siła przeciwstawiania się rozpaczy,
nihilizmowi, katastrofizmowi, pesymizmowi. Przeciwstawiania się
zwątpieniu i beznadziei trawiącym współczesny świat – temu
wszystkiemu, co w sposób zgoła niszczycielski wpływa na duchowość
człowieka, ulegającego nawet podświadomie presji mrocznych
tendencji.... to poeta żarliwy, z odwagą poruszający się na
przeciwstawnych biegunach świata zmysłowego i zrodzonego z ludzkich
pragnień, lęków, fascynacji. Ton jego wierszy jest niepodobny do
innych: wyrazisty, samodzielny, niepokojący.
(Bohdan Pociej,
“SYCYNA” Nr 17(95) 1998.)
Odkryłem zatem kilka
kart. Nie mogę więcej, gdyż to książka, którą po prostu trzeba
i warto przeczytać. Na zawsze pozostanie w pamięci czytelnika. Ja,
przeżyłem ją głęboko. Spojrzałem na swoje życie z perspektywy
Wszechświata, który pojawił się w nim, bądź który ja sam
stworzyłem. Taki prywatny wszechświat na własne potrzeby, aby
tanio uzasadniać swoją drogę i swoje istnienie. Spojrzałem z
dystansem na egoizm, los, radości i smutki. Muszę to wszystko
przemyśleć. To wszystko co jest, jest przecież … myślą.
Muszę odkryć nowe
horyzonty. Otworzyć nowy etap w życiu. Każdemu jest on potrzebny.
Warto poznać „Ciemnooką” oraz ciemnooki wyraz Wszechświata;
doznać olśnienia, czy nawet wielu olśnień, by po prostu - lepiej
żyć …
Andrzej Walter
___________________
Dawid Glen;
„Ciemnooka”. Wydawnictwo Self Publishing, str. 138,
ISBN:978-83-272-3843-6
.
sobota, 21 marca 2015
Wietnam.Wisława Szymborska .Z tomu Wiersze Wybrane .
Kobieto, jak się nazywasz ?-Nie wiem .
Kiedy się urodziłaś ,skąd pochodzisz?-Nie wiem..
Dlaczego wykopałaś sobie norę w ziemi?-Nie wiem.
Odkąd się tu ukrywasz?-Nie wiem .
Czemu ugryzłaś mnie w serdeczny palec?-Nie wiem .
Po czyjej jesteś stronie ?-Nie wiem
Teraz jest wojna , musisz wybrać .-Nie wiem
Czy twoja wieś jeszcze istnieje?-Nie wiem.
Czy to są twoje dzieci .?-Tak.
Czy grozi światu zagłada ?
Wiadomo ,że historia lubi się powtarzać, że nic na tym świecie nie trwa długo , że każda rzecz, a także życie człowieka jest kruche i krótkie ..Znów po kilkudziesięciu latach względnego pokoju , pojawił się na wschodzie szaleniec który chce rozpętać III wojnę światową , a zaledwie podnieśliśmy się ze zgliszcz II -giej. .Nigdy od zarania ludzkości, broń nie posiadała takiej jak teraz , siły rażenia .Jak dojdzie do wojny , świat już na zawsze pogrąży się w chaosie i w ciemnościach i tak jak mówiły stare przepowiednie -"człowiek będzie całował ślady stóp drugiego człowieka ".Wojna nie będzie miała lokalnego charakteru , będzie totalna . Boję się , że.coraz szybciej zmierzamy w tym kierunku.W obwodzie kaliningradzkim Rosja gromadzi broń, w tym nuklearną ,my po wieloletnich zaniedbaniach jako naiwni przyjaciele Putina , zaczynamy myśleć dopiero o zbrojeniu ,na systemy tylko obrony powietrznej, potrzeba nam około 20 mld zł..Mamy wielkie plany uzbrojenia armii.A Rosja będzie czekać ? Może uderzyć znienacka. Zacieśnia więzy z Koreą Północną .Poboru powszechnego nie ma , szkolenie rezerwistów ,aby byli przydatni w zgranych pododdziałach, musi potrwać kilka miesięcy .A skąd na to wszystko wziąć pieniądze kiedy Polska zadłużona , a i niedobór w budżecie .Dzisiaj w TVN słyszałam ,że będziemy ćwiczyć obronę największego miasta w Polsce.. . Ktoś może powiedzieć -te działania i wypowiedzi Putina to tylko wojna informatyczna .Ja nie sadzę .To jest oswajanie nas z możliwością wojny , której wybuch wydawał się do niedawna absurdem. Ale widzimy jak ginie osamotniona Ukraina .Jak bezmyślnie i bezdusznie niszczy się dorobek i życie kolejnego pokolenia .Nie napawa to optymizmem. Seneka napisał" :największą zatem pociechą dla człowieka jest myśl ,że wszyscy przed nim cierpieli i wszyscy po nim będą cierpieli to, co jego spotkało.I dlatego wydaje mi się ,że to co natura uczyniła czymś najbardziej uciążliwym , uczyniła powszechnym , ażeby wobec okrucieństw Przeznaczenia pociechą był ich równy podział.". Mnie to nie pociesza .Nie wyobrażam sobie ja, wychowana w okresie pokoju , jak na moją głowę będzie spadać płonące niebo . . gdy kolejny raz doszłoby do przegranej człowieka . . . ev
czwartek, 12 marca 2015
Piszta, piszta! Może ktuś przeczyta
Jest dla mnie rzeczą niepojętą, by grono znamienitych osobistości świata kultury i sztuki kraju blisko 40-milionowego, mieniące się elitą intelektualną, słało adres do sklepikarza... tj.Firmy EMPIK.
Czy sygnatariusze poniższego adresu zamierzają podpisać kolejny, skierowany do pani Genowefy, właścicielki kiosku w Morągu, prosząc ją czołobitnie o godną wystawę dla ich drukowanych wspomnień, powieści, tomików z poezjami itp.? Dlaczego nie, podobno wszystkie drogi prowadzą do celu. O ile się wie, do jakiego celu się zmierza....
__________________________________________
DO
"Szanujemy
literaturę popularną, lubimy i cenimy dobre kryminały, thrillery,
czy komiksy, ale już literatura tzw. celebrycka nie powinna stanowić
głównej oferty sprzedaży księgarni. Trzeba zachować proporcje
wprowadzając do sieci sklepów także literaturę piękną, może
mniej popularną, bardziej niszową" - czytamy w liście
zamieszczonym na www.ksiazki.net.pl (pod tym adresem odbywa się handel witrynami.)
"Kiedyś klient EMPIK-u był przyzwyczajony, że
znajdzie w jego salonach książki niedostępne w innych
księgarniach. To się zmieniło. Kiedy bywamy w podobnych sieciach
na świecie (np. FNAC we Francji, czy La Feltrinelli we Włoszech)
wychodzimy z nich ze smutkiem. Tam eksponowane są wszelkie możliwe
rozbudowane działy: klasyka, nauka, filozofia, poezja, medycyna,
literatura faktu, polityka, beletrystyka, sztuka itd., które się
wstydliwie nie chowają. Te sieci są demokratyczne, traktują różne
gatunki i tematy książek równo. Istnieją w nich działy
„longsellerów” – książek, które się promuje długo, i
które z powodu swojej treści będą czytane zawsze. Czy w EMPIK-u
tak od wejścia, od ręki dostaniemy dzieła filozofów, poetów? Czy
dostaniemy klasykę?" - pytają w liście m.in. Krystyna Janda,
Agnieszka Holland czy Jacek Poniedziałek.
List
podpisali:
Piotr Bratkowski, Sylwia Chutnik, Adam Cioczek, Jarosław
Czechowicz, Justyna Dąbrowska, Marta Dzido, Anna Dziewit-Meller,
Izabela Fietkiewicz-Paszek, Marta Fox, Agnieszka Graff, Barbara
Gruszka-Zych, Magdalena Grzebałkowska, Remigiusz Grzela, Agnieszka
Holland, Inga Iwasiów, Anna Janko, Anita Halina Janowska, Miłada
Jędrysik, Gabriel Leonard Kamiński, Jaś Kapela, Grzegorz Kozera,
Katarzyna Kubisiowska, Ewa Lipska, Łukasz Maciejewski, Kaja
Malanowska, Iza Michalewicz, Joanna Laprus-Mikulska, Krystian Lupa,
Marek Łuszczyna, Anna Onichimowska, Jan Ordyński, Lidia Ostałowska,
Eda Ostrowska, Magdalena Parys, Adam Pluszka, Patrycja Pustkowiak,
Agata Pyzik, Monika Rakusa, Małgorzata Rejmer, Radosław Romaniuk,
Zyta Rudzka, Hanna Samson, Justyna Sobolewska, Izabela Sowa,
Dionisios Sturis, Mariusz Szczygieł, Sylwia Szwed, Katarzyna
Tubylewicz, Magdalena Tulli, Agata Tuszyńska, Mike Urbaniak, Monika
Wasowska, Grzegorz Wasowski, Maciej Wesołowski, Marcin Wilk, Ewa
Winnicka, Ludwika Włodek i Magda Żakowska.
______________________________________
DO
ARTYSTÓW
09
mar 2015
Szanowni
Państwo,
Dziękuje za list – z uwagą zapoznałam się z
jego treścią i odbieram go jako konstruktywną opinię.
Jesteśmy w momencie opracowywania strategii na
najbliższe lata i głos artystów oraz ludzi kultury jest dla nas
bardzo istotną wskazówką na drodze do pozytywnych zmian.
Jako zespół Empiku czujemy się wyróżnieni, że
jesteśmy dla Państwa partnerem do dyskusji o kondycji czytelnictwa
w Polsce. Będąc w trakcie prac nad definicją potrzebnych zmian,
chcielibyśmy równocześnie wspomnieć, że już dziś Empik
realizuje szereg działań, o których mowa w Państwa liście –
działania te będziemy również kontynuować w kolejnych latach.
ROLA
KSIĄŻKI W EMPIKU:
Książki są najważniejszą i kluczową dla nas
kategorią i mają stabilny udział w ogólnej sprzedaży, w 2014
roku na poziomie ok. 43% ogólnego obrotu salonów. Empik, pomimo że
nie jest tylko księgarnią, bo oferujemy zdecydowanie szerszy
asortyment, od zawsze był postrzegany jako miejsce, do którego w
pierwszej kolejności przychodzi się właśnie po książki. To DNA
marki starannie pielęgnujemy i książka nadal pozostanie kluczową
kategorią w portfolio asortymentowym Empiku. Od wielu lat ten udział
jest stabilny – na poziomie 42-43%. Cel na najbliższe lata to 45%
udziału książki w ogólnym obrocie sieci.
Warto też dodać, że w ubiegłym roku w 101
salonach powiększyliśmy powierzchnię dedykowaną książce oraz o
kilkanaście procent powiększyliśmy udział książek z tzw. back
katalogu (starsze tytuły).
OFERTA
KSIĄŻKOWA W EMPIKACH:
Oferta książkowa Empików uzależniona jest od
wielkości sklepów. W dużych salonach dostępny jest szeroki wybór
tytułów łącznie z klasyką literatury, poezją, książkami
specjalistycznymi, etc. W mniejszych salonach, ze względu na ich
rozmiary, prezentujemy ofertę nowości wydawniczych oraz najbardziej
popularne tytuły, ale każdy z klientów ma możliwość zamówienia
interesującego go tytułu na miejscu, z darmową dostawą do salonu.
Jednocześnie staramy się na bieżąco ulepszać naszą ofertę i
jest to jeden z priorytetów na najbliższe miesiące.
EMPIK
A WSPÓŁPRACA W MAŁYMI WYDAWNICTWAMI:
Śledzimy trendy i jesteśmy na bieżąco z ofertą
wydawniczą – również tą niszową. Współpracujemy z wieloma
małymi wydawnictwami, ale za pośrednictwem dystrybutorów. To model
obowiązujący na całym świecie. Niestety, nie jesteśmy w stanie
współpracować bezpośrednio z każdym z wydawnictw. (...)
wtorek, 3 marca 2015
Kobieta i mężczyzna.Aforyzmy.
Szczęście dla mężczyzny to świadomość ,że kiedy wieczorem wraca do domu ,jakaś kobieta nasłuchuje jego kroków .-Clark Gable
Mężczyźni zakochują się patrząc na kobiety ..Kobiety- kiedy słuchają mężczyzn. Zsz Zsa eGabor
To kobieta wybiera mężczyznę, który ją wybierze.Paul Geraldi.
To bardzo niebezpiecznie zaglądać kobiecie w serce.Mikołaj Gogol
Kobieta nie powinna być gorsza od anioła -mężczyzna zaś, tylko trochę lepszy od diabła .F.Hebbel.
A teraz co na to Poeta ?
* * *
Mur który nas dzieli
jest zwyczajny
jego cementowe usta
szepczą grzeszne kłamstwa
Twoje ciało za ścianą
jest gładkie
Przytulam twarz do szorstkiego kamienia
słyszę jak bije serce grzechu
Chciałbym być rzeką
kiedy naga płyniesz
do źródła
Twoje ciało jest lekkie
jak piana
O dwa brzegi opieram ramiona
by cię nie zgubić.
Z tomu - Szept igły w otwartej żyle.
Jan Strządała
Jan Strządała
Za późno już ?
Obserwując to co się dzieje na świecie , jak rozpowszechnia się zło , jak rosną szeregi zbiorowych morderców , jak czuja się bezkarni i coraz okrutniejsi wobec innych niewinnych ludzi ,zaczynam się bać o najbliższą przyszłość .Dochodzi do tego zagrożenie ze strony Rosji , dla której Polska stała się nagle największym wrogiem i Tusk przestał wpadać z porozumiewawczym spojrzeniem w ramiona Putina .Rzad i Prezydent stracił ostatnie kilka lat na zbrojenie , na nawiązanie sojuszy z sąsiadami .Wręcz przeciwnie rozbroił Polskę likwidując zasadniczą służbę , żołnierzy wyszkolonych zamienił w armie urzędników na etatach ,obcinał wydatki na obronność .I co ? Mówi się teraz , że w przypadku agresji na Polskę , nasza zdolność do obrony będzie trwać kilka godzin , a na pomoc NATO nie możemy liczyć .Znowu rząd i Prezydent coś obiecuje ,że da pieniądze na uzbrojenie armii której . . . nie ma .Tusk , prezydent Komorowski okazali się naiwni w swojej polityce zagranicznej,Konsekwencje tego dla Polski mogą być dramatyczne , możemy stracić niepodległość i to już na zawsze . . . Ukraina jest przykładem ,że nikt nam nie pomoże , bo znów będzie się liczył sojusz niemiecko- rosyjski , a Polska może być tylko teatrem wojny .gdzie jeszcze raz Niemcy i Rosja podzielą się strefami wpływów .Czuję całkowitą bezradność jako obywatelka tego kraju.Dla pocieszenia siebie i czytających to , przytaczam wiersz Leszka Długosza zapowiadającego przyjście wiosny która jest zawsze dla każdego jak Leszek to pięknie ujął "szczęścia dotykiem "
Na przedwiośniu z hejnałem. . . Leszek Długosz
Na przedwiośniu
[w luto -marcu ]
Pod zielonym baldachimem
leszczyny
-Chwila szczęścia
Przydarzona spośród
wszystkich
Co przez niebo ciągną wraz
z obłoki
Jedna taka , tu przysłana
-zaproszenie do sezonu ?
Świecie , nie płosz
Ucisz jady złe posoki
Pozimowa chwila jasna
-Zwoje słońca w seledynach
Jakby plaster łagodności
Oczy serce znów owijał
Świecie odpłyń
Schowaj swoje "newsy"
-Wawel , Planty
I leszczyny znów baldachim
Tkliwym wiatrem kołysany
To nie dosyć?
Z przypomnienia, i ta oto
-Z uładzenia z samym sobą
Chwila jasna. .
Na tej ławce przydarzona
Obdarzona nieba gestem
I zmącona już westchnieniem :
"Więc raz jeszcze?
-Ile jeszcze"?
Świecie , nie rań , zgódź się
-Ten raz choćby
-Ktoś by pragnął więcej?
Na przedwiośniu
- w luto-marcu
Złota łuska prosto w serce
-Dotyk szczęścia. . .
Łowco szczęścia pod leszczyną
Z czułym wnykiem przyczajony
-Szczęścia dotyk
?-Ktoś powiedział
-Bez przesady . ot,
szczęsciątka zadraśniecie
Chwila moment. .
-Trzebaż więcej ?
. Dla mnie nic więcej do szczęścia ,ponad ten wiersz , już Leszku - nie trzeba .ev
Na przedwiośniu z hejnałem. . . Leszek Długosz
Na przedwiośniu
[w luto -marcu ]
Pod zielonym baldachimem
leszczyny
-Chwila szczęścia
Przydarzona spośród
wszystkich
Co przez niebo ciągną wraz
z obłoki
Jedna taka , tu przysłana
-zaproszenie do sezonu ?
Świecie , nie płosz
Ucisz jady złe posoki
Pozimowa chwila jasna
-Zwoje słońca w seledynach
Jakby plaster łagodności
Oczy serce znów owijał
Świecie odpłyń
Schowaj swoje "newsy"
-Wawel , Planty
I leszczyny znów baldachim
Tkliwym wiatrem kołysany
To nie dosyć?
Z przypomnienia, i ta oto
-Z uładzenia z samym sobą
Chwila jasna. .
Na tej ławce przydarzona
Obdarzona nieba gestem
I zmącona już westchnieniem :
"Więc raz jeszcze?
-Ile jeszcze"?
Świecie , nie rań , zgódź się
-Ten raz choćby
-Ktoś by pragnął więcej?
Na przedwiośniu
- w luto-marcu
Złota łuska prosto w serce
-Dotyk szczęścia. . .
Łowco szczęścia pod leszczyną
Z czułym wnykiem przyczajony
-Szczęścia dotyk
?-Ktoś powiedział
-Bez przesady . ot,
szczęsciątka zadraśniecie
Chwila moment. .
-Trzebaż więcej ?
. Dla mnie nic więcej do szczęścia ,ponad ten wiersz , już Leszku - nie trzeba .ev
Subskrybuj:
Posty (Atom)